Żegnajcie laleczki (2024)

Żegnajcie laleczki (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. I możecie nie wracać

Piotrek Kamiński | 27.02, 22:00

Jamie i Marian jadą razem do Tallahassee po tym, jak ta pierwsza rozstała się ze swoją dziewczyną. Przez przypadek dostają w wypożyczalni samochód, w którym znajduje się bardzo cenny ładunek, którego właściciel nie jest zadowolony, że ktoś może odkryć jego wstydliwy sekret.

To miała być komedia. Tak film jest podpisany, tak wypowiadał się o nim autor jedynej recenzji, którą widziałem przed seansem. I jasne, widzę komediowy potencjał niektórych scen, ze dwa razy nawet się zaśmiałem, ale w większości przypadków proponowany przez Ethana Coena humor jest jedynie niezręczny, wulgarny, jak to mówi młodzież - krindżowy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jest to sytuacja tyleż smutna, że Coen - połowa "tych" braci Coen - odpowiada za kilka z moich ulubionych filmów wszechczasów. Obrazy takie jak "Fargo", czy "Big Lebowski" nie bez powodu wryły się w zbiorową świadomość wszystkich kinomanów świata. Fabularnie były zabawnie pomyślane, dialogom nie brakowało błyskotliwości, potrafiły rozbawić widza bez uciekania się do taniego szokowania - choć nie brakuje w nich szokujących momentów. "Żegnajcie laleczki" bez wątpienia nosi znamiona tych cech, ale dosłownie każda jedna z nich jest jakaś taka... Niedopieczona.

Żegnajcie laleczki (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Jedziemy! Tylko po co...?

Marian, Jamie i Suki

Zaczynamy od Jamie (Margaret Qualley) uprawiającej dziki seks z jakąś dziewczyną. Automatyczna sekretarka w mieszkaniu pozwala nam myśleć, że jest to Suki (Beanie Feldstein), dziewczyna Jamie. Z błędu szybko wyprowadza nas sama Suki, która dzwoni do swojej niewiernej dziewczyny i przypadkiem nakrywa ją na zdradzie. Z drugiej strony mamy Marian (Geraldine Viswanathan), przyjaciółkę Jamie i jej przeciwieństwo pod niemal dosłownie każdym względem. Jest cicha, ma nudną pracę, wstydzi się nowych ludzi. Jedyne, co obie panie mają wspólnego, to orientacja seksualna, o czym film bardzo chętnie i bardzo często nam przypomina.

Pech chce, że właściciel wypożyczalni aut, z której dziewczyny biorą samochód, aby dojechać do Tallahassee, gdzie mieszka ciotka Marion, myli je z ludźmi, którzy mają wziąć od niego bardzo konkretne auto, z bardzo konkretnym bagażem. W pościg za dziewczynami wysłanych zostaje dwóch zbirów, Arliss (Joey Slotnick) i Flint (C.J. Wilson), którzy nie cofną się przed niczym, byle tylko odzyskać zawartość auta. 

Czyli zasadniczo mamy do czynienia z filmem drogi. Dziewczyny jadą, po drodze zatrzymując się w motelach, chodząc do lesbijskich barów i generalnie dobrze się bawiąc, podczas gdy zbiry starają się ustalić kto zabrał ich samochód, a następnie podążają ich tropem, zatrzymując się we wszystkich tych samych miejscach. Oczywiście w pewnym momencie dowiemy się co dokładnie znajduje się w bagażniku ich auta, lecz zawiodą się ci, którzy liczą na coś faktycznie ciekawego albo, że chociaż sam reveal podany został w zabawny sposób. Kamera nieproszona po prostu wjeżdża w pewnym momencie w bagażnik i pokazuje widzowi co i jak - tak o, żeby sobie wiedział. Iście natchniona scena.

Żegnajcie laleczki (2024) - recenzja, opinia o filmie [UIP]. Dobrze dobrane duety 

A to co?

Tym, co w jakimś tam stopniu ratuje film są aktorzy. Obie pary - dziewczyn i zbirów - bardzo sympatycznie się uzupełniają. Margaret Qualley jako głośna, bezpośrednia, wyzwolona, wiecznie napalona lesbijka z Teksasu jest urocza, ale cały film tylko z nią, to byłaby przesada. Dlatego Viswanathan dobrze ją łagodzi, a w dłuższym okresie również uczłowiecza. Dziewczyny ewidentnie dobrze bawiły się ze sobą na planie, co przełożyło się na ich ekranową relację. Ciekawym, choć nie w pełni wykorzystanym duetem byli i panowie Arliss i Flint. Ten pierwszy to taki zwykły, sympatyczny wujek-gaduła - zapuka grzecznie do drzwi, zapyta, poprosi, bez zbędnej przemocy. Co innego jego kolega, którego podejście jest zdecydowanie bardziej... Klasycznym zbirem - smutna twarz, najpierw bije, później zadaje pytania, te sprawy. Ich kłócące się ze sobą style mają niezaprzeczalny, komediowy potencjał, ale scenariusz nie wykorzystuje go we właściwy, skuteczny sposób.

W pozostałych rolach również zobaczymy kilka potencjalnie interesujących twarzy, ale podobnie jak z wszystkim innym, reżyser nie wie chyba za bardzo co ma z nimi zrobić. Chlubnym wyjątkiem jest Beanie Feldstein jako Suki, która jest i całkiem zabawna i ostatecznie ma do odegrania całkiem istotną rolę w całej fabule. Tego samego nie da się powiedzieć o takich choćby Pedro Pascalu i Macie Damonie, którzy są w filmie... Bo są. Bo miło jest zobaczyć znaną twarz.

Ogólnie, jestem dzisiejszym filmem srogo zawiedziony. Sympatyczna obsada robi co może, ale sami nie uratują całego filmu, jeśli scenariusz niedomaga. Intryga nie powala stopniem skomplikowania, co samo w sobie nie byłoby takie złe, gdyby warstwa humorystyczna stała na odpowiednio wysokim poziomie. Wiadomo, humor jest rzeczą bardzo osobistą, więc jestem przekonany, że znajdą się ludzie, którym ten typ szokującego humoru podejdzie i dla których "Żegnajcie laleczki" będzie dzięki temu dobrym filmem, ale do mnie osobiście nie trafił zupełnie, przez co znacznie bardziej rzucały mi się w oczy jego liczne niedociągnięcia.

Atuty

  • Sympatyczna obsada;
  • Kilka niezłych gagów;
  • Szybko się ogląda.

Wady

  • Humor w większości oparty na szokowaniu i wulgaryzmach;
  • Ogólnie kiepski scenariusz;
  • Trwoni potencjał drzemiący w postaciach.

"Żegnajcie laleczki" to powinien był być absolutny hit. Uznany reżyser, dobra obsada, lekka tematyka - wszystko na swoim miejscu. Problemem okazał się być skrypt. Od czasu do czasu jest się z czego zaśmiać, jasne, ale "od czasu do czasu", to zdecydowanie za mało jak na komedię z raczej podstawową fabułą.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper