d

Diuna: Część druga (2024) - recenzja i opinia o filmie [Warner Bros.]. Dla takich filmów stworzono kina

Roger Żochowski | 21.02, 18:00

Pierwsza „Diuna" była tylko przystawką. Bardzo smaczną, ale jednak przystawką. Druga „Diuna” wciąż nie jest daniem głównym. Smakuje lepiej, pobudza kubki smakowe bukietem nowych doznań, ale finał tej uczty jeszcze (oby) przed nami.

Czy Denis Villeneuve posłuchał fanów powieści Franka Herberta? I tak i nie. Dostarczył film, który praktycznie w każdym aspekcie jest nieco lepszy od pierwszej części, a jednocześnie konstrukcją (co mniej oczywiste) i scenografią (co było pewne jak amen w pacierzu) bardzo przypomina pierwszą podróż na Arrakis. Unikalny styl reżysera, nie mogło być inaczej, czuć bowiem od pierwszych minut seansu trwającego tym razem blisko 3 godziny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tak, to wciąż styl doskonale znany z „Labiryntu", „Nowego początku" czy ostatniego "Blade Runnera", a na pierwszym planie ponownie atakują takie składowe kinowego rzemiosła jak nastrój, budowanie napięcia i kreowanie opowieści. To wszystko szyte jest, w przeciwieństwie do wielu hitów z Hollywood, bez pospiechu, swoim tempem. Atmosfera gęstnieje wprawdzie nieco szybciej niż w jedynce, warto jednak pamiętać, że to wciąż film Villeneuve'a z całym znanym nam dobrodziejstwem inwentarza. I ja osobiście ten inwentarz uwielbiam.

Diuna: Część druga (2024) - recenzja i opinia o filmie [Warner Bros.]. Prorok z innego świata  

recenzja Diuna: część druga

Twórcy drugiej części „Diuny” bez wątpienia są bardziej świadomi tego, jak przedstawić wielowątkową historię, jak poprowadzić bohaterów i ich przemiany oraz kiedy rozładować napięcie i patos humorem. W tym ostatnim elemencie nieoceniony jest Stilgar (Javier Bardem), najbliższy doradca głównego bohatera ślepo wierzący w przyjście proroka, którym ma zostać Paul właśnie (Timothée Chalamet). Jego fanatyzm napędza komizm niejednej sceny, to trochę taki Jar Jar Binks Diuny, ale z humorem o klika klas bardziej wyszukanym w swojej naiwnej formie. Ważne, że twórcy Diuny nie bali się tym razem żartować. Spuścili powietrze z balonika i wyszło to filmowi na zdrowie.

Stilgar jest zresztą bardzo ważnym katalizatorem przemiany księcia Atrydy, który teraz przyjmuje przydomek Muad'Dib. Podróż Paula mająca na celu odkrycie potencjału fizycznego i duchowego oraz przekonanie się czy faktycznie jest mesjaszem Fremenów mającym wyzwolić lud Diuny i dokonać zemsty na mordercach jego rodu – Harkonnenach - to oczywiście motyw przewodni drugiej „Diuny”. Ale nie tylko Paul przechodzi przesiąkniętą mrokiem i niejednoznacznymi znakami przemianę.

Pięknie sportretowano też stopniową metamorfozę matki Paula, Lady Jessici (Rebecca Ferguson), która z dworskiej pani staje się bezwzględną kapłanką napędzaną przez wizje i zrzeszającą wokół siebie coraz większe tłumy wierzących w proroctwa Fremenów. To wizja znacznie bliższa tej książkowej, która doskonale nakreśla relacje na linii matka-syn obarczone ciężarem oddania, obowiązku, honoru i miłości. Miłości, która zostanie wystawiona na ciężką próbę. Ukochaną Paula gra znana już z poprzedniej części Zendaya (Chani) i chwała twórcom za to, że nie poszli w banał i wątek został doskonale wyważony unikając ckliwej opowiastki, a jednocześnie wpisał się dobrze w ciężar gatunkowy scenariusza.

Diuna: Część druga (2024) - recenzja i opinia o filmie [Warner Bros.]. Planeta piasku i przyprawy 

recenzja Diuna: część druga

W filmie bardzo mocno rozbrzmiewają też echa wojny Atrydów i Fremenów z Harkonnenami oraz ich konsekwencje, a ich skala jest znacznie większa niż w jedynce. Udało się umiejętnie żonglować wielowątkową, bardziej intymną fabułą, poruszyć tematy ekologiczne, eksploatacji zasobów naturalnych planety, zabawy genetyką przez szalenie intrygujące zgromadzenie Bene Gesserit czy walkę na szczytach władzy wśród samych Harkonnenów, gdzie swoje role bardzo dobrze odegrali nie tylko Dave Bautista (Rabban Harkonnen) i Stellan Skarsgård (Baron Vladimir), ale również świetnie wprowadzony i budzący zarówno podziw jak i odrazę Austin Butler (Feyd-Rautha Harkonnen). Swoje trzy grosze dorzucają polityczne machinacje na szczytach galaktycznej władzy z coraz bardziej niepewnym Imperatorem (Christopher Walken) czy tarcia wśród ludu Fremenów, który nie ma jednej linii partii.

Oczywiście jeśli czytaliście książki wielowątkowa fabuła filmu nie będzie tak rozbudowana jak u Herberta. Ale nie uważam, by na potrzeby filmowej adaptacji wszystko musiało podążać idealnie jak w powieści. Wręcz przeciwnie. To inne medium, inna forma rozrywki, gdyby chcieć przenieść wszystkie wątki 1 do 1 na kinowe doświadczenie, to jest duże ryzyko, że nie dałoby się tego oglądać. Twórcy tymczasem umiejętnie stawiają pionki na szachownicy szykując nas ponownie na zapierające dech w piersiach sceny finałowe. A realizacja filmu, jak to ostatnio u Villeneuve'a, to najwyższa klasa światowa.

Z kina z pewnością wyjdziecie więc bogatsi o cały album z pięknymi pocztówkami spalonego słońcem Arrakis. W szerokich plenerach można się wręcz zakochać, a tym razem cały film nakręcono kamerami IMAX (w jedynce tylko część scen doczekała tego zaszczytu). Kolejne spotkania z fascynującymi czerwiami, poznawanie majestatycznych miejsc zjawiskowej Arrakis, zmiany palety barw i nasycenia kolorów czy napędzające adrenalinę starcia Fremenów z Harkonnenami są wartością samą w sobie. Jakże surowy i jakże piękny jest to świat. Muzyka Hansa Zimmera i efekty dźwiękowe towarzyszące kolejnym scenom nie raz i nie dwa wrzucały mi ciarki na plecy, a blisko 3 godzinny film skończył się błyskawicznie zostawiając mnie z poczuciem: chcę więcej, chcę dalej!  

Diuna: Część druga (2024) - recenzja i opinia o filmie [Warner Bros.]. Zamknijmy tę trylogię 

recenzja Diuna: część druga

Napisawszy to wszystko zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to film idealny, choć momentami się o niego ociera. Mnie osobiście drażnił fakt, że czasami zbyt mocno było widać przywiązanie do PG-13. Książka oczywiście nigdy nie promowała przesadnej brutalności, ale tutaj ma się momentami wrażenie, że niektóre sceny można było pokazać bardziej dosadnie, ale cenzura na to nie pozwoliła. Pozostaje pytanie czy ograniczać widownię tak pięknie zrealizowanego filmu tylko dlatego, by podbić rating dla kilku scen? To raz. Dwa. I o ile nie mam zarzutów do świetnie wyreżyserowanych scen batalistycznych tak już w przypadku samej choreografii walk ponownie brakowało trochę błysku. One są zmontowane poprawnie, ale mógłbym wskazać przynajmniej kilka obrazów w tym gatunku, które robią to lepiej. Otwartą kwestią pozostaje to czy lubicie filmy Villeneuve'a - jeśli jest z tym ciężko zapewne przyjdzie Wam czasem nawet ziewnąć, ale w końcu wybierając się na drugą część „Diuny” do kina jesteście świadomi czego się spodziewać po reżyserze i jego stylu budowania narracji.

Wracając do osobliwego wstępu natury gastronomicznej. „Diuna: Część druga” to wciąż preludium do właściwej historii. Zamknięcie trylogii musi powstać, bo zostaniemy z jedną z najlepszych adaptacji książek bez domkniętego finału. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że twórcy mogą ciągnąć temat nie tylko w trzeciej części, ale i w kolejnych, wszak powieść Herberta jest tu bardzo wdzięcznym tematem. Wszystko zależy od tego, jak druga „Diuna” się „sprzeda". Ja wiem jedno – potrzebne nam są takie filmy. Gdy siedząc w kinowym fotelu czujesz piasek sypiący się z ekranu, wdychasz poszerzającą świadomość przyprawę i wzdrygasz się gdy słyszysz rozrywający uszy dźwięk ornitopterów. I wiecie co? Pójdę do kina jeszcze raz, by znów spojrzeć na palące imaxowym ekranem słońce Arrakis. Polecam, nomen omen, gorąco.  

Atuty

  • Niesamowita realizacja i budowanie napięcia
  • Plenery Arrakis
  • Muzyka i ścieżka dźwiękowa
  • Fenomenalne sceny batalistyczne
  • Hipnotyzująca, złożona opowieść
  • Świetnie ukazany rozwój postaci
  • Humor rozładowujący napięcie

Wady

  • Choreografia walk wciąż szału nie robi
  • PG-13 w kilku momentach nieco drażni

Druga część Diuny jest lepsza od pierwszej, wciąż zachwycając realizacją i niespiesznym budowaniem napięcia. Dla takich filmów stworzono Imaxa. To jedna z najlepszych produkcji science fiction ostatnich lat.

9,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper