Rime - recenzja gry

Rime - recenzja gry

Michał Włodarczyk | 25.05.2017, 21:21

Po zeszłorocznych premierach The Last Guardian oraz FF XV wielu graczy żartowało, że od teraz kolejną grą, której latami będziemy wyczekiwać na branżowych konferencjach, będzie RiME. Na szczęście nie musieliśmy czekać aż tak długo, gdyż produkcja Tequila Works już od dziś należy do graczy. Co ważniejsze, prezentuje równie wysoki poziom, co dzieło Fumito Uedy.

O nowej grze autorów całkiem niezłego Deadlight po raz pierwszy usłyszeliśmy podczas konferencji Sony na gamescomie w 2013 roku. Intrygujący koncept i śliczna oprawa graficzna z miejsca "kupiły" lwią część widowni, jednak od tamtej pory na garść nowych informacji musieliśmy czekać okrągły rok. Na niemieckiej imprezie zorganizowanej dwanaście miesięcy później producent zaprezentował kolejny zwiastun RiME, po obejrzeniu którego inspiracje twórców takimi tytułami, jak ICO i The Legend of Zelda: The Wind Waker, stały się oczywiste. Niestety od tamtego dnia w temacie zapadła cisza, aż do marca 2016, gdy deweloper podał do wiadomości, iż odkupił od Sony prawa do swojego tytułu. Mniej więcej w tym samym czasie na forum NeoGAF pojawił się wpis hiszpańskiego "insidera", według którego produkcja gry przypominała drogę przez piekło, opublikowane trailery były renderami, a Tequila Works nie dotrzymywało terminów, dlatego też japoński wydawca zdecydował się porzucić ambitny projekt. Faktem jest, że w pewnym momencie prawa wydawnicze do RiME znajdowały się najpierw w rękach Microsoftu, a następnie Sony, jednakże ostatecznie produkcja trafiła pod skrzydła firm Grey Box oraz Six Foot, które wydały ją na wszystkie liczące się obecnie platformy. Całe szczęście, gdyż po ukończeniu tego fantastycznego tytułu, chciałbym, by szansę dało mu jak najwięcej graczy!

Dalsza część tekstu pod wideo

"Gry wideo mogą być sztuką"

Budzimy się na plaży w skórze małego chłopca, którego morze niedawno wyrzuciło na brzeg tajemniczej wyspy. Nie wiemy skąd pochodzi ani jak nazywa się główny bohater, którego jedynym celem jest wydostanie się z wyspy i dotarcie do domu. Na początku nie wiemy nawet, w jaką stronę się udać, jednak dość szybko spotykamy osobliwego lisa, który od tej pory pełnił będzie rolę przewodnika. Chłopca do podjęcia wędrówki determinuje jeszcze jeden czynnik, mianowicie tajemnicza postać w szkarłatnym płaszczu, której sylwetkę można dostrzec w najwyżej położonych punktach na wyspie. Kim jest zakapturzony osobnik? Kto wzniósł dziwne, białe konstrukcje? Czym są zjawy, które pojawiają się w dalszej części gry i dlaczego próbują przeszkodzić bohaterowi w ucieczce? RiME jest grą narracyjną, nie wykłada zatem swoich tajemnic na tacy, zachęcając gracza do szukania sekretów i tworzenia własnych interpretacji. Podoba mi się przy tym szczerość, z jaką do opowiadania historii przystąpili twórcy, którzy w żadnym momencie nie krzyczą do nas: "Uwaga, robimy artystyczną grę!". Z oczywistych powodów nie chciałbym wchodzić w szczegóły, mogę jednak zdradzić, że to prosta, wzruszająca i zwyczajnie piękna opowieść o stracie, jej konsekwencjach i sposobach na radzenie sobie z nią. Co ważne, mimo iż wydaje mi się, że zrozumiałem, w czym dokładnie wziąłem udział, po ukończeniu ok. ośmiogodzinnej przygody w dalszym ciągu nie znalazłem odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań. Jestem pewien, że podobnie jak w moim przypadku, RiME będzie żyło w Was jeszcze długo po obejrzeniu napisów końcowych.

Myli się jednak ten, kto pomyślał, że produkcja Tequila Works to płytkie gameplayowo doświadczenie "na raz". Twórcy pełnymi garściami czerpali z absolutnego klasyka trzecioosobowych przygodówek, czyli ICO, możecie liczyć zatem na wiele interesujących zagadek, przyjemną eksplorację i sporą dawkę skakania. Uczciwie muszę stwierdzić, że żaden element rozgrywki nie stoi na wyjątkowo wysokim poziomie, jednakże RiME to coś zdecydowanie więcej niż tylko suma wszystkich składowych gameplayu. Postacią kieruje się świetnie, chłopiec jest cudownie animowany, potrafi wchodzić w interakcję z większością przedmiotów i zwierząt, a pół-otwarte poziomy nagradzają gracza za ciekawość i zbaczanie z głównej ścieżki. Kolejne lokacje pełne są tajnych przejść, komnat oraz wielu znajdziek, takich jak muszle z fragmentami kołysanki, części rysunków, opowiadające własną historię dziurki od klucza czy stroje dla bohatera. Żadne z tych przedmiotów nie są niezbędne do ukończenia przygody - aby osiągnąć progres, musimy najczęściej odszukać klucz lub błękitną kulę energii, by za ich pomocą otworzyć drzwi czy też uruchomić odpowiedni mechanizm. Mocnym punktem gry są zagadki, zwłaszcza w późniejszej fazie zabawy. Nasze zadania polegają głównie na tym, by wprawić w ruch starożytne konstrukcje, przy czym nie są zbyt trudne, za to na swój sposób satysfakcjonujące. Najsłabiej wypadają sekcje platformowe. System skoku sam w sobie nie jest zły (postać reaguje bez opóźnień, ląduje "twardo"), lecz wyzwania nie ma przy tym prawie żadnego, gdyż krawędzie są wyraźnie oznaczone, zaimplementowano również automatyzmy znane z serii Uncharted czy Tomb Raider.

Ruszam na przygodę!

Upraszczając, w RiME głównie zwiedzamy, rozwiązujemy zagadki i skaczemy. Mimo to autorzy co jakiś czas urozmaicają rozgrywkę na tyle, by o znużeniu nie było mowy. W pewnej lokacji panem i władcą jest ogromne ptaszysko, które przez pewien fragment gry nie daje nam spokoju, tym samym doskonale wpisując się w popularny ostatnio motyw niezniszczalnego prześladowcy (zdeterminowany jest nie mniej niż Bakerowie z Resident Evil 7 czy Obcy w Izolacji). Nasz bohater potrafi świetnie pływać, w związku z czym nie brakuje sekcji, podczas których eksplorujemy podwodne budowle i jaskinie, uzupełniając co jakiś czas zapas powietrza w ogromnych bańkach. W dalszej części gry chłopcu towarzyszy pewna postać niezależna, natury której nie zdradzę, z jaką wiążą się ciekawe puzzle. W RiME nie ma walki w dosłownym tego słowa znaczeniu, lecz na drodze protagonisty kilkukrotnie stają tajemnicze cienie, próbujące wyssać życie z młodzieńca. Najlepszym wyjściem jest wówczas ominięcie zagrożenia, ale jeśli z uwagi na konstrukcję levelu takie rozwiązanie nie wchodzi w grę, wówczas niedaleko punktów zapalnych znajdują się wspomniane wcześniej kule energii, rozbicie których na pewien czas neutralizuje adwersarzy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że jedyny element z pierwszego zwiastuna nieobecny w finalnym kodzie, to możliwość odganiania agresorów za pomocą pochodni, którą - jak podejrzewam - zastąpiło wyżej wspomniane błękitne światło. Po ukończeniu przygody można wrócić do każdego z pięciu rozdziałów w celu odszukania wszystkich znajdziek, jak również zdobyciu trofeów/osiągnięć za bardzo specyficzne czynności, jak np. przepłynięcie odcinka na jednym wdechu czy ukończenie fragmentu bez zaalarmowania wrogów.

Choć atmosfera i kolorystyka kolejnych lokacji ulegają zmianie, akcję za każdym razem śledzi się z otworzonymi ustami, podziwiając cudowną wizję artystyczną i fantastyczne wykonanie techniczne. Środowisko 3D utrzymane jest w komiksowej stylistyce i przesiąknięte pastelowymi kolorami, nasuwając skojarzenia z ponadczasową The Legend of Zelda: The Wind Waker. Producent wykazał się ogromnym przywiązaniem do detali, dlatego z przyjemnością wyłapywałem takie szczegóły, jak mokra szata bohatera po kąpieli w morzu, ślady stóp zostawiane na piasku, krople deszczu odbijające się od marmurowej powierzchni czy pękające pod ciężarem chłopca skorupki ptasich jaj. RiME jest przy tym wzorcowym przykładem, jak ładne tytuły można pisać na silniku Unreal Engine 4. Środowisko gry jest wyjątkowo "miękkie", z praktycznie niewidocznym aliasingiem, programiści popisują się również wieloma sztuczkami z oświetleniem i cieniowaniem, widocznymi zwłaszcza w momentach, gdy postać manipuluje cyklem dnia i nocy za pomocą specjalnego mechanizmu. Na słowa uznania zasługuje także implementacja licznych efektów cząsteczkowych oraz brak efektu pop-up, czyli doczytywania się tekstur tuż przed nosem bohatera. Jedyny techniczny feler, z jakim borykałem się podczas obcowania z wersją recenzencką, dotyczył częstych spadków framerate'u - co ciekawe - głównie w pomieszczeniach zamkniętych. Gromkie brawa należą się za to osobom tworzącym ścieżkę dźwiękową, zwłaszcza kompozytorowi Davidowi Garcii, którego utwory budują wspaniałą atmosferę. Szczególnie mocno w pamięci zapadł mi motyw przewodni, przypominający odrobinę ten z Podróży, jak również cudowny żeński wokal w języku hiszpańskim. RiME otrzymało polskie napisy, ale tylko w menusach, gdyż bohaterowie tej historii nie wypowiadają ani jednego słowa.

Perełka

Wszyscy, którzy zakochali się w produkcji Tequila Works po obejrzeniu zwiastuna prawie cztery lata temu, mogą odetchnąć z ulgą. Mimo pewnych problemów w procesie dewelopingu, autorom Deadlight udało się dostarczyć na rynek tytuł piękny w treści i formie, angażujący wszystkie zmysły grającego, dający do myślenia i oferujący satysfakcjonujący czas zabawy. RiME to prawdziwa perełka, ponad wszelką wątpliwość godna pudełkowego wydania i warta swojej ceny.

PS. Wersja na Nintendo Switch ma się ukazać w trzecim kwartale br.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Rime

Atuty

  • Prosta historia z morałem
  • Ezoteryczny świat gry
  • Satysfakcjonujące zagadki
  • Cudowny art-style
  • Wykonanie techniczne
  • Piękna ścieżka muzyczna
  • Czas zabawy

Wady

  • Zautomatyzowany system skoku
  • Stosunkowo częste spadki framerate'u
  • W kilku miejscach - kamera

Unikatowa przygodówka, zachwycająca zarówno formą, jak i treścią. Must-play dla wszystkich poszukujących w grach wideo tego "czegoś".
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper