Chupa (2023) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Przyjaźń niejedno ma imię

Chupa (2023) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Przyjaźń niejedno ma imię

Iza Łęcka | 10.04.2023, 20:46

Filmowcy uwielbiają sięgać po rozmaite mity i tajemnicze przekazy, regularnie łącząc dziecięce postacie – jako te ufne i dostrzegające prawdziwe dobro – z magicznymi stworkami, zagubionymi kreaturami, które w wyjątkowych momentach potrzebują pomocy oraz wsparcia. Familijna propozycja Netflixa na początek kwietnia sięga po całkiem znaną legendę o Chupacabrze, stworze z latynoamerykańskich legend, który nie zostaje zbyt solidnie wykorzystany. Zapraszam do recenzji „Chupy”.

Chupacabra jest mitycznym zwierzęciem, o którym opowiadano w legendach i przekazach pochodzących z Ameryki Łacińskiej. Doniesienia były łączone z informacjami o śmierci wielu zwierząt gospodarskich, jednak istotną cechą był fakt, że prawdopodobne ofiary wydawały się niemal w całości pozbawione krwi, czasami także organów wewnętrznych. Zgodnie z opisami była to kreatura wielkości małego niedźwiedzia, na której ciele znajduje się wiele kolców, a pysk „ozdobiony” jest nie tylko długim językiem, ale też ostrymi kłami. Swego czasu opowieści siały postrach wśród wielu lokalnych społeczności, dlatego najlepszym pomysłem było stworzenie na ich kanwie familijnej produkcji „Chupa”, która nieco odwraca tę historię.

Dalsza część tekstu pod wideo

Chupa (2023) – recenzja filmu [Netflix]. Zagubione dziecko i stwór

Chupa (2023) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Główni bohaterowie

Alex (a właściwie Alejandro) jest nieco zagubionym i wyśmiewanym w szkole chłopcem. Przed paroma miesiącami jego rodzina zmierzyła się z ogromną tragedią, dlatego młody czuje się jeszcze bardziej wyobcowany – do tego trzeba dołożyć fakt, że mamy połowę lat 90. XX wieku, a główny bohater jest jednym z przedstawicieli mniejszości meksykańskiej w amerykańskiej szkole. Jak możecie się domyślać, to nawarstwienie odmienności nie wpływa zbyt dobrze na popularność Alexa. W trakcie wiosennej przerwy w zajęciach chłopiec wyrusza na farmę dziadka, która znajduje się w Meksyku - tam spędza czas z kuzynostwem, gdzie wielokrotnie musi mierzyć się z barierą językową oraz kulturową. Traf jednak chce, że na jego drodze staje młoda chupacabra, kreatura, o której od dłuższego czasu coraz więcej mówi się w mediach. Klasycznie, między dwójką odmieńców dochodzi do narodzin głębszej relacji.

Recenzowana „Chupa” koncentruje się na trzech głównych wątkach – tytułowej istocie, która oddzielona od matki, próbuje uciec przed złym naukowcem pragnącym skorzystać z mistycznych, uzdrowicielskich możliwości tego gatunku. Alex wydaje się bardzo podobny do zalęknionego stworzenia – analogia jest aż nadto widoczna. Co więcej trochę razi fakt, że zgodnie z konstrukcją scenariusza przyjaźń między chłopcem a zahukanym potworkiem będącym w stanie siać postrach w okolicznej społeczności, rodzi się niemal automatycznie, bez większego podłoża, bez dodatkowych scen, jakie mogłyby unaocznić nam wszelkie podobieństwa, wprowadziłyby sielski klimat i bardziej rodzinną atmosferę. Zamiast tego od pierwszego spojrzenia główny bohater pragnie pomóc stworzeniu ściganemu przez badacza – oczywiście o niecnych planach.

Meksykański reżyser Jonás Cuarón czerpie garściami ze swojego kulturowego dziedzictwa i poniekąd, w bardzo uproszczonej formie, przedstawia je na ekranie. Oglądając więc w rodzinnym gronie recenzowaną „Chupę” można mieć podstawy do dalszej dyskusji o odmiennościach kulturowych. Problem jednak w tym, że oprócz sięgnięcia do wspomnianego wcześniej Lucha Libre, tych tradycji jak na lekarstwo – zdecydowanie więcej i w niezwykle dopracowany sposób o zwyczajach meksykańskich opowiada kapitalne „Coco”. Co ciekawe, fabuła recenzowanej propozycji została umiejscowiona pod koniec drugiego tysiąclecia, kiedy rzeczywiście w Ameryce Łacińskiej sporo mówiło się o wysysającym krew enigmatycznym stworzeniu, dlatego kilka nawiązań do wskazanego okresu bardzo dobrze się przyjmuje. Trzecim głównym wątkiem, który również został połączony z meksykańskimi zapasami, jest przedstawienie losów dziadka. Jego sportowa przeszłość nie jest tylko naznaczona sukcesami i radościami, a przyniosła pewne smutne konsekwencje. O ile postać dziadka, byłego zapaśnika i buntownika, do mnie przemawia i wydaje się spójna z całą atmosferą filmu, o tyle jego problemy zdrowotne i to, jak dzieciaki sobie z nimi radzą, również wykorzystując jego trudności do swoich celów, jest bardziej niepokojące niż zabawne. Jednakże w oczach twórców oddanie trójki dzieciaków pod opiekę starszej osoby mierzącej się z kłopotami z percepcją i pamięcią jest jak najbardziej dobrym pomysłem... ;)

Chupa (2023) – recenzja filmu [Netflix]. Były zadatki na znacznie więcej

Chupa (2023) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]. Odnaleziony stworek


Jeszcze więcej można było jednak wymagać od ekipy odpowiedzialnej za CGI. Choć na pierwszy rzut oka mała chupacabra prezentuje się całkiem ładnie i wdzięcznie (szczególnie jej ciało), po dokładnym przyjrzeniu się zauważymy, że szczegóły nie zostały aż tak skrupulatnie dopracowane. Moje zastrzeżenia budzi pyszczek mitycznego stworzenia, który nie wyraża zbyt dużo uczuć i tym samym wspólne sceny z Alexem oraz innymi dzieciakami nie są zbyt przekonujące. O zbyt dużych emocjach nie ma mowy. Jednocześnie w ujęciach przyozdobionych efektami specjalnymi aktorzy wypadają nieco sztucznie – nie jest tragicznie, ale zawsze mogło być lepiej. Oprócz młodszych bohaterów w recenzowanej „Chupie” wystąpili wcielający się w czarny charakter Christian Slater oraz Demián Bichir, dziadek trójki dzieciaków. Umówmy się, że granie wspólnie z najmłodszą ekipą do najłatwiejszych zadań nie należy, a składową udanego finalnego efektu jest także atmosfera panująca na planie oraz pomysłowość scenariusza. Produkcja Netflixa pod tym względem jest zwykłym średniakiem, który zbytnio nie daje okazji aktorom na wykazanie się – nawet ujęcia humorystyczne czy te bardziej dramatyczne nie mają aż tak należytego wydźwięku oraz znaczenia. Po za tym, z góry wiemy, co się wydarzy, a scenarzyści nie próbują nas zaskoczyć.

„Chupa” nie jest najlepszą propozycją na rodzinny seans – choć maluchy mogą się całkiem dobrze bawić, wiele nonsensów scenariusza odrzuci starszych odbiorców. Twórcy najwyraźniej zbyt mocno chcieli przedstawić jak najbardziej urozmaiconą historię, tymczasem wyszedł z tego pewien bałagan, w którym przekaz o rodzącej się przyjaźni pomiędzy dwoma zagubionymi istotami traci na znaczeniu na rzecz kolejnych zapaśniczych przerzutów. Kilka fajerwerków było całkowicie zbędnych, a zakończenie próbuje nieco więcej dopowiedzieć. „To miejsce jest naprawdę magiczne” - mówi w jednej z ostatnich scen Alex. Szkoda, że tej wyjątkowej aury nie jesteśmy w stanie poczuć podczas ponad 90 minut seansu.

Atuty

  • Czerpanie z kolejnego interesującego mitu,
  • Kilka elementów kultury meksykańskiej,
  • Przyjemne końcowe wnioski.

Wady

  • W scenariuszu nie brakuje nonsensownych rozwiązań,
  • Mam zastrzeżenia do jednego z trzech głównych wątków,
  • Słabo zarysowana intryga,
  • Nieco sztywna gra aktorska,
  • Specjaliści odpowiedzialni za CGI mogli dopracować Chupacabry.

Jeżeli macie zbyt dużo wolnego czasu, a wspólnie z pociechami na pamięć znacie już klasyki animacji czy kultowe produkcje familijne, to od biedy możecie sprawdzić „Chupę”. Produkcja Netflixa dzieciakom się spodoba, lecz luki w scenariuszu, humor niskich lotów żarty i bardzo niechwytliwa opowieść mogą nieco Was wynudzić. To typowy średniaczek.

4,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper