Tetris (2023)

Tetris (2023) - recenzja, opinia o filmie [Apple]. Szpiedzy, Sowieci, pościgi i tetramino

Piotrek Kamiński | 06.04.2023, 21:00

Kiedy Henk Rogers dał się zauroczyć legendarnej grze Aleksieja Pażytnowa i postanowił spróbować pozyskać prawa do wydania jej na całym świecie, nie miał pojęcia jak wiele będzie musiał poświęcić, ile nowych siwych włosów zyska w trakcie i w jak potencjalnie niebezpiecznej sytuacji znajdzie się on i cała jego rodzina. Dowiedział się o tym, zresztą, dopiero po przeczytaniu scenariusza dzisiejszego filmu, ponieważ dobra połowa z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyła.

Matthew Vaughn i jeden z jego ulubionych aktorów, Taron Egerton, wiedzą jak zrobić widowiskowe kino, choćby i za cenę logiki. Ich pierwsza kolaboracja, świetny „Kingsman: Tajne Służby” był niezwykle udaną odpowiedzią na bardziej klasyczne kino szpiegowskie – doskonale balansującą na granicy klasyki i parodii. Kontynuacja ewidentnie powstawała już na zasadzie „to samo, tylko więcej”, przez co zostawiła widzów z delikatnym niesmakiem w ustach, który w efekcie odbił się negatywnie na wyniku całkiem sympatycznego prequela, „King's Man: Pierwsza Misja”, ale co by nie mówić o wartości merytorycznej tych filmów, trzeba przyznać, że akcja w nich za każdym razem pokazana była absolutnie epicko. Widać to też trochę w dzisiejszej produkcji, która z względnie prostych korpo-podchodów zrobiła kino szpiegowskie ze zdradami, pościgami i faktycznym zagrożeniem. Czy można posłużyć się „Tetrisem” Jona S. Bairda pisząc wypracowanie do szkoły? Lepiej nie. Czy film ogląda się dzięki temu bardzo dobrze? Zdecydowanie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tetris (2023) - recenzja filmu [Apple]. Pierwsza połowa filmu mocno skupia się na faktach

Interesy z Nintendo

Pierwsza połowa (może ciut mniej) filmu jest piekielnie chaotyczna. O większości wydarzeń dowiadujemy się z offowej narracji prowadzonej przez wspomnianego już we wstępie Henka Rogersa (Egerton), duńskiego producenta gier, który zobaczył „Tetrisa” na targach CES, gdzie jego hostessa wolała grać w spadające klocki, niż stać i próbować wcisnąć ludziom jego „Go” - tę samą grę, w którą tak dobra była Marta Cabrera z pierwszego „Na Noże”. Henk też dał się wciągnąć, więc pierwszą połowę filmu próbuje zdobyć prawa do wydania „Tetrisa” poza Związkiem Radzieckim i dobić bardzo owocnego targu z Nintendo. Już ta historia sama w sobie mogłaby być całkiem ciekawa, choć gracze na całym świecie zapewne znają ją jak własną kieszeń, ale film przeskakuje tylko nad kolejnymi wydarzeniami z pomocą pełnego entuzjazmu głosu Egertona. Spotkania z bankierami, dogadywanie umowy licencyjnej z pośrednikiem, Robertem Steinem (Toby Jones), rozmowy z Nintendo, w końcu wycieczka do ZSRR.

Aby nie było zbyt nudno, film co i raz przecina narrację głównego bohatera z sympatycznie wykonanymi animacjami 2D, przywodzącymi odrobinę na myśl coś pomiędzy „Scottem Pilgimem” a teledyskiem do „Polish Boyfriend” zespołu T.Love. Wykonane w ten sposób panoramy miejsc, w których rozgrywa się akcja pozwoliły na pewno zaoszczędził twórcom sporo pieniędzy, a bardziej techniczne detale, jak tłumaczenie czym jest tetramino, ogląda się znacznie bardziej przyjemnie, kiedy prócz gadających głów na ekranie widzimy też wizualizację tego, o czym one mówią. W siedzibie Nintendo pojawiają się nawet przebitki z „Super Mario Bros”, którejś „Zeldy” (chyba „A Link to the Past, ale głowy nie dam) i nawet „Mike Tyson's Punch-Out”, choć tutaj już twórcy filmu deczko nagięli fakty, bo omawiana przez nich gra miała powstać dopiero kilka lat później. To tylko pierwszy z wielu przykładów naginania faktów dla uzyskania konkretnego rezultatu.

Tetris (2023) - recenzja filmu [Apple]. Druga natomiast woli być dobrym spy-thrillerem niż dokumentem

Henk i Aleksiej

Druga połowa filmu rozgrywa się niemalże w całości w Związku Radzieckim, gdzie poznajemy twórcę „Tetrisa”, Aleksieja Pażytnowa (Nikita Efremov). Fabuła zaczyna wtedy lecieć dwutorowo. Z jednej strony dostajemy kwitnącą relację głównych bohaterów, z drugiej ciężką, biurokratyczną batalię podszytą komunistyczną ideologią i... naciągniętą do granic wiarygodności. Jedna godzina to nie jest dużo czasu aby w należyty sposób przedstawić dwa tak pojemne wątki, co odbija się odrobinę na pierwszym z nich. Dostajemy kilka scen, w których obaj panowie rozmawiają o kodowaniu, o „Tetrisie”, Aleksiej zaprasza Henka na undergroundową imprezę i w zasadzie już mamy uwierzyć w siłę ich przyjaźni, która sprawi, że obaj będą ryzykować zdrowiem własnych rodzin dla tego drugiego. Osobiście tego nie kupiłem, choć przyznam, że widziałem i filmy z gorzej zaprezentowanymi relacjami, niż tutaj. Widać przynajmniej, że obaj aktorzy dobrze czuli się w swoim towarzystwie.

No i dochodzimy do wątku sensacyjnego. Spora część potencjalnej frajdy, którą może czuć w trakcie oglądania widz będzie zależała od tego jak dobrze zna tę historię, lub na ile jest w stanie pogodzić się z faktem, że to „based on a true story” z początku filmu odnosi się bardziej do szerszej historii puszczenia „Tetrisa” w świat, a nie detali fabuły. Jeśli pozwolimy sobie zapomnieć, że oglądamy film o zdobywaniu praw do wydania starej, ośmiobitowej gry, reżyser i producent zabiorą nas na iście szaloną przejażdżkę. Kolejne zwroty akcji wypadają naprawdę niespodziewanie, ubrani na czarno panowie z rządu, czy innego KGB są tak przerażający, że można zacząć bać się o głównych bohaterów i ich rodziny, a pościg ulicami Moskwy, zakończony sprytnie zmontowaną sceną na lotnisku to coś, czego nie powstydziłby się w pełni poważny thriller.

Film co jakiś czas przypomina nam, że nie ma co traktować go w pełni na poważnie – a to poważne przesłuchanie w rządowym budynku raz za razem puentowane jest celnymi uwagami ze strony Egertona, a to pościg nagle zamienia się w kolejną gierkową animację, a to z głośników zaczyna nagle lecieć „the Final Countdown”, czy radziecka wersja „I need a hero”. Jest wesoło i z ikrą. Tak naprawdę nie podobało mi się jedynie zamienienie części wspomnianego pościgu w grę. To była naprawdę widowiskowo wyglądająca scena, a zamienienie rozbitych samochodów w rozpikselowane grafiki 2D niepotrzebnie zrobiło z niej żart.

„Tetris” to produkcja szalenie nierówna, ale nawet te mniej udane momenty realizująca z taką pompą, że ciężko mieć jej je za złe. Długa narracja nie męczy, kiedy bierze się za nią aktor tak charyzmatyczny jak Taron Egerton, a specyficzne wykorzystanie CGI nie jest w stanie zepsuć świetnie nacechowanych emocjami i adrenaliną scen akcji i suspensu. Nie jest to najwierniejsze przedstawienie historii Pażytnowa i jego gry, lecz nikt przecież nie mówił, że to ma być dokument. Chciałbym częściej dostawać tak bezpretensjonalnie przyjemne filmy, z mocno przymrużonym okiem opowiadające o ciekawych, po części prawdziwych wydarzeniach.

Atuty

  • Taron Egerton i reszta głównej obsady;
  • Sympatycznie wplata stylizowaną na 8 bitów animację pomiędzy klasycznie nakręcone sceny;
  • Potrafi zbudować i długo utrzymać napięcie;
  • Ścieżka dźwiękowa;
  • Niegodziwość „tych złych” jest tak przerysowana, że aż komiczna;
  • Druga połowa ma bardzo dobre tempo...

Wady

  • ...Pierwsza natomiast może się trochę ciągnąć, jeśli znasz już tę opowieść;
  • Niegodziwość „tych złych” jest tak przerysowana, że aż komiczna.

„Tetris”, zupełnie jak gra, o której opowiada, bierze całą masę z pozoru niepasujących do siebie klocków i składa je ze sobą w satysfakcjonująco zgrabny sposób. Z początku jest odrobinę powolny, później natomiast gna na złamanie karku aż do przesady , lecz mocna obsada i dobra reżyseria sprawiają, że finalny produkt jest jak najbardziej godny uwagi. Jeśli masz AppleTV, to warto dać mu szansę.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper