Styx: Shards of Darkness - recenzja gry

Styx: Shards of Darkness - recenzja gry

Michał Włodarczyk | 14.03.2017, 10:00

Masz już dość przeciętnych facetów z dwudniowym zarostem w roli ratujących świat herosów? Nie lubisz wcielać się w filigranowe panienki, które pozują na tzw. twarde babki? Zatem Styx: Shards of Darkness jest grą dla Ciebie, gdyż tutaj kierujemy goblinem tak szpetnym i wrednym, że nie pokochałaby go nawet własna matka.

Japońscy i zachodni deweloperzy w pierwszym kwartale roku 2017 szaleją w najlepsze, praktycznie co kilka dni dostarczając na rynek znakomite, niekiedy nawet genialne pozycje. Yakuza 0, RE 7: Biohazard, Nioh, Horizon: Zero Dawn, NieR: Automata czy The Legend of Zelda: Breath of the Wild masakrują portfele fanów konsolowych produkcji, tymczasem kilka ciekawych, choć mniejszych premier przeszło bez większego echa. Do tej grupy z pewnością zaliczyć można   Styx: Shards of Darkness, czyli bezpośredni sequel wydanego pod koniec 2014 roku Master of Shadows.

Dalsza część tekstu pod wideo

Producentem tych gier jest francuskie studio Cyanide, mające w swoim portfolio także osobliwe RPG pt. Of Orcs and Men, które opowiadało o losach goblina i orka na samobójczej misji przeciw imperium bezlitosnych ludzi. Podobnie jak w przypadku serii NieR, która jest spin-offem cyklu Drakengard, dyptyk Styx to nic innego, jak solowe przygody jednego z bohaterów Of Orcs and Men. Pierwsza odsłona zebrała całkiem niezłe recenzje, jednakże wielu graczy odbiło się od przygód zielonoskórego bohatera głównie z powodu słabo wykonanych elementów zręcznościowych i fatalnie zrealizowanej walki. I chociaż "dwójka" to w dalszym ciągu produkcja z segmentu AA, Francuzom udało się dostarczyć tytuł znacznie lepszy, bardziej rozbudowany i dopracowany.

Ten świat nie potrzebuje bohatera, tylko zawodowca

Akcja Shards of Darkness rozgrywa się dwadzieścia lat po wydarzeniach z prequela, w którym goblin Styx doprowadził do zniszczenia wieży Akenash, krzyżując plany największym wrogom swoich pobratymców, czyli ludziom i elfom. Od tamtej pory bohater rezyduje w mieście złodziei - Thoben. Status legendy oraz wysoka inteligencja sprawiają, że na brak ofert pracy nie może narzekać, jednak nasz przyjaciel został stworzony do wyższych celów. W Körangar, siedzibie mrocznych elfów, ma dojść do spotkania gospodarzy z krasnoludami, owocem czego może być sojusz zagrażający dalszej egzystencji goblinów i orków. Chcąc nie chcąc, Styx musi zinfiltrować rzeczoną fortecę, odkryć tajemnice wrogich ras i po raz kolejny uratować swoich ziomków.

Pewnie już zgadłeś, że scenariusz nie jest najważniejszy, a znajomość poprzednika zupełnie opcjonalna. Historia jest bardziej rozbudowana niż w oryginale, cutscenki na silniku gry zainscenizowano lepiej, a postać odwiedza więcej miejscówek i znacznie częściej wypowiada sarkastyczne komentarze na różne tematy, lecz mimo wszystko fabuła odgrywa rolę marginalną w stosunku do rozgrywki. Punktem wyjścia nie jest na szczęście amnezja Styksa, lecz fani nietuzinkowego scenariusza z Of Orcs and Men po raz kolejny mogą się rozczarować, chociaż wypada pamiętać, iż mamy do czynienia z grą akcji, a nie RPG-iem. Warto dodać, że uniwersum, w jakim osadzono grę, jest bardzo interesujące, a panujące w nim realia niepodobne do żadnego innego tytułu. I główny bohater, pomimo dyskusyjnej prezencji, zdecydowanie da się lubić.

Główny bohater gry Styx: Shards of Darkness

W Styx: Shards of Darkness warto trzymać się cienia...

Styx: Shards of Darkness, tak jak pierwowzór, to klasyczna, oldschoolowa skradanka, wymagająca ostrożności, skupienia i cierpliwego podejścia. Mimo większych możliwości w zakresie walki, bohater w dalszym ciągu niezbyt dobrze radzi sobie w konfrontacjach z większą ilością oponentów. Jednego czy dwóch stosunkowo łatwo posłać do piachu, ale w starciu z grupą strażników goblin nie ma większych szans. Recepta jest prosta - należy pozostawać w ukryciu, wymijać zagrożenia i po cichu eliminować wrogów. Na tym polu nowa gra Cyanide potrafi zabłysnąć. Standardowe umiejętności, jakimi mogą się pochwalić etatowi wirtualni "skradacze", Styx posiada w komplecie. Gaszenie pochodni, by schować się w cieniu, rzucanie sztyletami w oponentów, odciąganie uwagi strażników miotanymi przedmiotami, zrzucanie nieprzyjaciół z krawędzi, ciche zabójstwa, chowanie się w beczkach i koszach czy ukrywanie ciał denatów to bardzo przydatne umiejętności, jednak zielonoskóry ma znacznie więcej asów w rękawie. Gdy nie widać lepszego wyjścia i danego delikwenta chcemy zlikwidować na oczach kolegów, nie warto robić tego bezpośrednio, lecz lepiej upozorować wypadek. Strażnicy wyposażeni w nie najgorszą SI często piją i jedzą na służbie, co można wykorzystać na swoją korzyść, np. zatruwając dzban z wodą. Goblin dysponuje również unikalnymi zdolnościami, podzielonymi na kilka gałęzi w drzewku rozwoju postaci. Najbardziej przydatne to klonowanie (niczym Kratos w God of War: Wstąpienie, postać tworzy swoje zdalnie sterowane klony, które wykorzystuje do odwracania uwagi), tymczasowa niewidzialnosć, zmniejszanie generowanego hałasu podczas ruchu oraz wyostrzone zmysły, działające na tej samej zasadzie, co tryb detektywistyczny w Batmanie.

"Jedyna rzecz lepsza od martwego elfa to więcej martwych elfów"

W sequelu zaimplementowano całkiem rozbudowany system rzemiosła, pozwalający na tworzenie przydatnych przedmiotów. Przeznaczenie mikstur leczniczych, wytrychów, bomb dymnych, najróżniejszych pułapek czy zatrutych strzałek jest dość oczywiste, jajkami odwracamy uwagę adwersarzy, z kolei kwas pozwala szybko pozbyć się zwłok nieprzyjaciela. Tradycyjnie w trakcie przygody zdobywamy nowe elementy stroju, zapewniające bonusy, jak również dodatkową broń. Planowanie kolejnych posunięć, umiejętne żonglowanie licznymi zdolnościami Styksa i częsty quick-save (przycisk "w prawo" na d-padzie) to czynności niezbędne, jeśli chcemy odnosić sukcesy na zróżnicowanych, rozbudowanych w pionie i poziomie planszach, ponieważ nawet na standardowym poziomie wyzwania gra jest naprawdę wymagająca. Miejscami bywa wręcz frustrująca, zmuszając gracza do zdobycia kilku odległych od siebie celów, strzeżonych przez małą armię uzbrojonych po zęby strażników (przeklinam opancerzonych krasnoludów!). Taki już urok staroszkolnych skradanek, jednak zrozumiem osoby, które powiedzą, iż autorzy zbyt często wymagają od grającego stosowania metody prób i błędów.

Mimo wszystko kontynuacja jest przyjemniejsza w odbiorze także ze względu na poprawione elementy zręcznościowe rozgrywki. Tym razem nie musimy już wymierzać skoków co do centymetra, postać zyskała też nowe animacje. Bohater wspina się po elementach otoczenia niczym Nathan Drake, potrafi hustać się i wspinać po linie, sprawnie przeskakuje między narożnikami, używa także sztyletu w charakterze tyrolki, zupełnie jak Lara Croft. Ruchom Styksa w dalszym ciągu braku szlifu charakterystycznego dla wysokobudżetowych przygodówek akcji, lecz postęp, jaki dokonał się na tym polu w porównaniu do "jedynki", jest bardzo wyraźny.

Sporą podwyżkę powinna dostać osoba w największym stopniu odpowiedzialna za projekty poziomów. W "jedynce" Styx działał na obszarze jednej dużej lokacji, dlatego całe doświadczenie było przesiąknięte backtrackingiem. Na potrzeby sequela levele rozbudowano w pionie, udało się je także mocno zróżnicować. Podziemne miasto, wioski, kopalnie, ogromne fortece, statek powietrzny - już na pierwszy rzut oka widać, że w tym elemencie deweloper rozwinął skrzydła. Jeszcze większą nowinką jest sieciowa kooperacja, którą w dodatku opracowano z myślą o trybie fabularnym. W trakcie każdej misji możemy zaprosić do zabawy drugiego gracza (lub odwrotnie - wskoczyć do jego gry), który dysponuje takim samym zestawem umiejętności. Haczyk polega na tym, iż obie postaci muszą dzielić między sobą zdobyte punkty doświadczenia oraz łupy. Świetny pomysł i niezła realizacja, choć trzeba podkreślić, że dobra komunikacja jest niezbędna, gdyż w przeciwnym wypadku - podobnie jak w MGS: Peace Walker - gracze bardziej sobie przeszkadzają niż pomagają. Nawet jeśli nie interesuje nas współpraca przez Sieć, Shards of Darkness oferuje co najmniej czternaście godzin zabawy i to pod warunkiem, że nie zawracamy sobie głowy opcjonalnymi zadaniami. Czas gry jest zatem zbliżony do oryginału, tyle że sequel oferuje więcej questów fakultatywnych i prezentuje się zdecydowanie ładniej. "Dwójka" działa na silniku Unreal Engine 4, elementy otoczenia i modele postaci są dużo bardziej szczegółowe niż wcześniej, aliasing występuje rzadko, a kolorystyka jest wyraźnie cieplejsza. Słabiej wypadają voice-acting i ścieżka muzyczna, nie obraziłbym się także, gdyby czas ładowania kolejnych rozdziałów był krótszy. Mimo wszystko widać, że większy budżet przeznaczony na produkcję nie został roztrwoniony.

Atak na jednego z przeciwników

Eksploracja lokacji w Styx: Shards of Darkness

Koledzy z kradzieży

Nowemu Styksowi do doskonałości sporo brakuje, jednakże postęp w stosunku do niezłej, choć niedopracowanej "jedynki", jest bardzo duży. Autorzy wyciągnęli wnioski z krytyki pod adresem oryginału, a następnie - wsparci wyższym budżetem - usprawnili i rozbudowali praktycznie każdy element w sequelu. Styx: Shards of Darkness nie ma szans rywalizować z debiutującymi w ostatnim czasie hitami o czołowe miejsca na listach sprzedaży, ale fani staroszkolnych skradanek w stylu Thiefa powinni docenić najnowsze przygody sarkastycznego goblina.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Styx: Shards of Darkness

Atuty

  • Wymagająca, skradankowa rozgrywka
  • Mnóstwo możliwości na pokonywanie przeszkód
  • Świetnie zaprojektowane, zróżnicowane poziomy
  • Opcjonalna kooperacja przez Sieć
  • Nietypowy bohater, realia świata Of Orcs and Men
  • Przyjemna oprawa wizualna

Wady

  • Brak ostatniego szlifu
  • Momentami frustrujące zgony
  • Mimo pewnych usprawnień - walka
  • Pomniejsze bugi i błędy
  • Przeciętna oprawa audio

Solidna kontynuacja niezłej gry. Styx: Shards of Darkness zapewni każdemu fanowi zerojedynkowych skradanek co najmniej kilkanaście godzin dobrej zabawy.
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper