Wszystko wszędzie naraz (2022)

Wszystko wszędzie naraz (2022) - recenzja, opinie o filmie [Best film]. Chaos (względnie) kontrolowany

Piotrek Kamiński | 22.03.2022, 21:00

Właścicielka nie przynoszącej zysku pralni, tonąca w problemach matka nastoletniej dziewczynki odkrywa istnienie równoległych światów, przez co znajduje się na celowniku międzywymiarowego agenta chaosu. Jeśli chce przetrwać, musi szybko nauczyć się zmieniać z różnymi wersjami samej siebie. 

Nowy film "Danielów" - Kwana i Scheinerta, autorów niesamowicie dziwnego, a przy tym wciągającego i głębokiego "Człowieka scyzoryka". Już samo to sprawia, że warto się tym projektem zainteresować. A jak jeszcze dodać do tego fakt, że to film o pogubionej kobiecie w średnim wieku, która musi nauczyć się podróżować po multiwersum aby ocalić cały świat, ale przede wszystkim siebie i swoją rodzinę, wychodzi na to, że mamy do czynienia z potencjalnie najciekawszym filmem roku. Po seansie mogę powiedzieć tyle: mam nadzieję, że nowy "Doktor Strange" będzie choć w połowie tak dobry i zakręcony! 

Dalsza część tekstu pod wideo

Wszystko wszędzie naraz (2022) - recenzja filmu [Best film]. - Co ci przeszkadza? - Wszystko

Rodzinka Wong prawie w komplecie

Życie Evelyn (Michelle Yeoh) można opisać jednym hasłem: kontrolowany chaos. Ma stertę rachunków do zapłacenia, ojca (James Hong), który odciął się od niej gdy wbrew niemu wyjechała za swoją miłością, buntowniczą córkę, Joy (Stephanie Hsu), która chciałaby aby dziadek poznał jej dziewczynę i katalizator obecnego stanu rzeczy, wspomnianą już miłość, a obecnie męża, Weymonda (Ke Huy Quan). Każdy coś od niej chce, a ona dla żadnego z nich nie ma wystarczająco dużo czasu. Jakby tego było mało ma dzisiaj audyt u jednej strasznie upierdliwej inspektorki podatkowej (Jamie Lee Curtis). W krytycznym momencie jej mąż "zmienia się w inną osobę" i daje jej wybór: lewo, albo prawo. Od momentu dokonania tego wyboru nic już nie będzie takie same jak dawniej. 

"Wszystko wszędzie naraz" to pod pewnymi względami taki bardziej zakręcony "Matrix". Co prawda tu chodzi o wieloświaty, a nie wirtualną rzeczywistość, ale podobieństwa są niezaprzeczalne. Pierwszy poważny kontakt z prawdziwym stanem rzeczy w jakimś biurze, natychmiastowe uczenie się różnych rzeczy przy pomocy technologii (i glutów, i korków analnych i paru innych ciekawych rzeczy), pomysłowe sceny walki, czasami kończące się kruszeniem ścian. Choć akurat choreografiom pojedynków, powiedziałbym, bliżej do klasyków Jackie'ego Chana, zwłaszcza biorąc pod uwagę pewne podobieństwo Quana do legendarnego mistrza robienia sobie krzywdy na planie. Walki nie są jednak głównym daniem. Psia mać tutaj nic nie jest głównym daniem i jednoczenie wszystko nim jest. Naraz. Poza walkami i nieźle pomyślanymi elementami science fiction, jest to przede wszystkim komedia i zabawa formą. Komediowa zabawa formą. 

Daniele rozumieją doskonale, że zabawa multiwersum daje nieskończenie wielkie możliwości w kwestii tworzenia świata. Zasadniczo wszystko, co wymyślisz jest potencjalnie dobrym pomysłem. Musisz tylko wykombinować jak umotywować swoje pomysły tak, aby ostatecznie stworzyły solidną, trzymającą się kupy fabułę. Możesz stworzyć świat, w którym ludzie zamiast palców mają parówki i wszystkie czynności standardowo wykonywane dłońmi przechodzą na stopy. Tylko po co? Możesz wymyślić świat, który nigdy nie ewoluował tak aby mogło się na nim rozwinąć życie. Tylko po co? Jeśli odpowiedzią jest "bo tak", albo "dla żartu" to robisz to źle. W ten sposób pisane są te słabsze żarty w "Głowie rodziny". Daniele - którzy oczywiście napisali również scenariusz do dzisiejszego filmu - żadnej z tych i paru innych odjechanych rzeczywistości nie prezentują widowni bez powodu. Jeśli możesz pokazać dosłownie wszystko, to lepiej dobrze zastanów się nad tym, co faktycznie CHCESZ pokazać. Jak bardzo zwariowana by nie była, każda scena we "Wszystko wszędzie naraz" służy opowiadanej historii. A że przy okazji cała sala kinowa regularnie wybucha w trakcie śmiechem to po prostu miły dodatek. 


Wszystko wszędzie naraz (2022) - recenzja filmu [Best film]. Nic nie rób i po prostu bądź skałą

Inspektor Deidre

Film Danielów to również niebanalne przeżycie wizualne. Kamera Larkina Seipe tańczy z montażem Paula Rogersa zabójczo precyzyjny balet. Ujęcia płynnie przechodzą jedno w drugie, bohaterowie przeskakują z jednego wszechświata w drugi, a "montaż równoległy" nabiera zupełnie nowego znaczenia. Już samo otwarcie filmu robi wrażenie tym jak obserwowana w niewielkim lusterku akcja znika, kiedy ktoś wchodzi do pomieszczenia, a samo lusterko opada, pozwalając kamerze przejść na drugą stronę, aby pokazać nam ten świat w którym dzieje się akcja filmu. Ten po drugiej stronie metaforycznego i w tym wypadku również dosłownego lustra. Natomiast kiedy później czarny charakter przeskakuje między kolejnymi wersjami siebie w poszukiwaniu Evelyn, a robi to pochylając głowę na boki, jakby zmieniał kanały w telewizorze i cały świat poza jego sylwetką zmienia się, nie potrafiłem nie powiedzieć pod nosem cichego "Wow". To jest zabawa formą w najczystszej postaci. Puszczenie wodzy fantazji, opowiadanie obrazem, eksplorowanie możliwości.

Właściwie cała obsada spisuje się nienagannie, grając różne wersje tych samych postaci, czasami musząc przełączać się między kolejnymi osobowościami po kilka razy w trakcie jednej sceny. Michelle Yeoh jest przezabawna jako zwykła, azjatycka mama w średnim wieku, która nie chce mieć nic wspólnego z całym tym cyrkiem, ale po drodze powoli ewoluuje w kogoś bardziej pewnego siebie, wyrozumiałego i obdarzonego gigantycznymi, palcowymi bicepsami - tak, nie pomyliłem się. Część akcji Danielowie jakby żywcem wyciągnęli z filmów w stylu "Kung-fu szał". Na ekranie dzieją się kompletnie niestworzone rzeczy, ale nikt nie widzi w nich niczego przesadnie nadzwyczajnego - bo i czemu? Przecież dosłownie wszystko jest możliwe! Niesamowity występ zaliczą również Jamie Lee Curtis jako upierdliwa urzędniczka/kochająca żona/bezduszny morderca, z każdej wersji swojej postaci potrafiąc wyciągnąć komediowe złoto. Reszta rodziny Evelyn to też klasa sama w sobie, ale im mniej o nich opowiem, tym lepiej.

"Wszystko wszędzie naraz" jest niemalże doskonałym filmem traktującym o multiwersum i to wielka szkoda, że wchodzi do kin tak blisko "Doktora Stragne'a", bo prawdopodobnie nie obejrzy go z tego powodu tak wiele osób, na ile obraz Danielów zasługuje. Z Marvelem ciężko wygrać. W zasadzie jedynym, do czego mógłbym się przyczepić jest ciut rozwleczone zakończenie, co też do pewnego stopnia można reżyserom wybaczyć, biorąc pod uwagę jak skomplikowany, wielowątkowy scenariusz przygotowali. Mówiąc krótko: ten film po prostu trzeba obejrzeć.

P.S. Te doklejane oczka to moja sprawka. Taki inside joke, do ogarnięcia już po obejrzeniu filmu.

Atuty

  • Świetny scenariusz;
  • Wspaniała obsada;
  • Przekomiczny;
  • Wzruszający;
  • Dobrze nakręcone sceny walk.

Wady

  • Finał można by trochę skrócić.

"Wszystko wszędzie naraz" to świetna komedia science-fiction o trudach życia i samoakceptacji. Doskonały humor miesza się tu ze świetnym aktorstwem i równie udanym scenariuszem aby dać nam potencjalnie jeden z lepszych filmów tego roku. Polecam serdecznie.

9,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper