Mój dług (2022)

Mój dług (2022) - recenzja, opinie o filmie [Monolith films]. No, Krauze to nie jest...

Piotrek Kamiński | 25.02.2022, 22:49

Żeby przedstawić na wielkim ekranie prawdziwą, bolesną historię potrzebne są takt i wyczucie. Żadnej z tych rzeczy w filmie duetu Denis Delić i Bogusław Job nie znajdziemy. Ten film to nieporozumienie.

Popularny film "Dług" Krzysztofa Krauzego ukazał się, kiedy Sławek Sikora siedział jeszcze w więzieniu. Można powiedzieć, że dzisiejszy film jest swego rodzaju sequelem tamtej historii, ponieważ opowiada przede wszystkim o życiu Sławka w pierdlu, lekko tylko zahaczając o wydarzenia sprzed i w trakcie dokonania morderstwa aby nakreślić widzowi sytuację. Ale "Mój dług" nie do końca można nazwać kontynuacją, ponieważ obraz Krauzego jest w nim istotnym elementem opowieści. Może więc "Dług" był na podstawie prawdziwych wydarzeń, a to są prawdziwe wydarzenia? No też nie do końca!

Dalsza część tekstu pod wideo

Mój dług (2022) - recenzja filmu [Monolith films]. Flaki, olej, czarny chleb i czarna kawa

Hektor i Sławek

 

Sławek Sikora (Bartosz Sak) trafił właśnie do więzienia. Wciąż jest zdruzgotany i nie do końca wierzy jeszcze w to, co się z nim dzieje. Koledzy z celi nie pomagają, bo to ekipa zaprawionych grypsiarzy, a więc na dobry początek musi po prostu przeżyć jako kot. Szybko jednak zdobywa coś na wzór szacunku, a przynajmniej akceptacji reszty celi, ale grypsować nie ma zamiaru. Po jakimś czasie splot różnych wydarzeń przenosi go w inne miejsce, gdzie jest odrobinę spokojniej. Sławek powoli uczy się jak zyskiwać sobie przyjaciół, jak grać z klawiszami, jak przetrwać. Zaczyna nawet pracę w zakładzie.

Historia przedstawiona w filmie nie jest przesadnie zajmująca. Dzieje się w jednym miejscu, od czasu do czasu przecinając obecne wydarzenia wspomnieniami - jak zaczęła się współpraca z Gregiem (Michał Januszkiewicz), który później żądał spłacenia nieistniejącego długu, przez groźby i morderstwo, na urywkach sprawy sądowej kończąc. Reżyserzy pokazują nam niby powolną ewolucję głównego bohatera z cichej myszki w agresora i ostatecznie zaradnego - ale w taki raczej sympatyczny, niecwaniacki sposób - pewnego siebie więźnia wprowadzają umiarkowanie interesującą postać Hektora (Piotr Stramowski), dezertera z legii cudzoziemskiej, który też siedzi za morderstwo i nawet od czasu do czasu migną połową pośladka Anny Karczmarczyk, której rola sprowadza się do wyglądania ładnie przed kamerą. Tyle że nic z tego nie wynika. To po prostu film o tym jak straszne jest więzienie, który później ewoluuje w film o tym jak fajne jest więzienie.

Mój dług (2022) - recenzja filmu [Monolith films]. Festiwal stereotypów i nudy

Kąpiel w więzieniu

 

Największą potwarzą jednak jest postać Olgi Bołądź, a dokładniej to, co wnosi do fabuły. Mimo, że w filmie jest jej może z pięć minut, to tak naprawdę ona jest najważniejszą postacią całego obrazu, katalizatorem wydarzeń prowadzących do finału filmu. Tak więc w filmie nie dzieje się nic, bo wszystko co ważne, odbywa się poza kadrem, bez udziału widza.

Obsada, z Bartkiem Sakiem na cele, robi co może żeby tchnąć trochę życia w te zwłoki, ale, jak mówi stare, polskie porzekadło, "z gówna bicza nie ukręcisz". Sak gra różne etapy odsiadki Sikory w zauważalnie różny sposób, ale kompletnie nie czuć i nie widać, że minęło już ileś czasu, więc to zazwyczaj dziwne, kiedy jego postać zaczyna się nagle inaczej zachowywać. Postać Stramowskiego można opisać dwoma słowami bez pominięcia niczego i to samo tyczy się reszty obsady. Współwięźniowie są tylko kartonami rzucającymi grypsami, pozbawionymi (w większości) imion karykaturami, uosabiającymi najgorsze cechy polskiego więziennictwa.

Cały film zbudowany jest na kliszach i stereotypach. Kocenie, chamscy klawisze, dragi (scena, w której chłopaki biorą po kresce, rozbierają się i tańczą w kompletnej ekstazie jest po komiczna - choć podejrzewam, że nie taki był zamiar - i nie prowadzi absolutnie do niczego), gwałcenie gwałcicieli, przekazywanie grypsów, łapówek. Znajdziesz tu wszystko, co kiedykolwiek słyszałeś o polskim więziennictwie. Tylko co z tego, skoro kompletnie niczemu to nie służy.

"Mój dług" jest filmem kompletnie bez polotu. Źle napisanym, słabo wyreżyserowanym, okropnie zmontowanym - wiem, że widzenia w pudle nie są specjalnie długie, ale tu trwają dosłownie trzy, może pięć minut i już klawisz krzyczy, że koniec. Jeśli natomiast porównać go z ponad dwudziestoletnim "Długiem" okazuje się, że nie tyle pływamy po płytkich wodach, co szorujemy dupskiem po dnie. Kompletne nieporozumienie, a przed najniższą notą uchronił go wyłącznie starający się ze wszystkich sił Bartosz Sak.

Atuty

  • Bartosz Sak stara się jak może.

Wady

  • Cała reszta filmu.

"Mój dług" miał spore buty do wypełnienia. Poprzednia produkcja traktująca o Sławku Sikorze do dziś uznawana jest za jeden z lepszych polskich filmów. Obraz Delicia i Joba jest jej kompletnym przeciwieństwem i najlepiej jakby świat czym prędzej o nim zapomniał.

2,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper