Uncharted recenzja

Uncharted – recenzja spoilerowa filmu. Czy list miłosny do fanów serii może być dobrym filmem? Tak, może

Roger Żochowski | 22.02.2022, 21:30

Nie jestem zwolennikiem tego, by każdy kinowy film był ambitny, przemycał jakąś prawdę objawioną, zmuszał do przemyśleń i przewartościowania życia. Równie ważne są filmy, które dają po prostu dobrą rozrywkę. I właśnie takim filmem jest Uncharted.

UWAGA: W dalszej części tekstu pojawią się SPOILERY i easter eggi. Jeśli nie byliście jeszcze w kinie – lepiej nie psuć sobie zabawy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Widziałem już mniej lub bardziej udane adaptacje gier, ale kinowych przygód Nathana na pewno nie powinno wrzucać się do wora z tytułami, które depczą pierwowzór. Kolejny raz zresztą bardzo mocno rozjechała się średnia ocen wystawiana przez krytyków i zwykłych widzów. Ci pierwsi w serwisie Rotten Tomatoes wygenerowali średnią ocen na poziomie 40%, ci drudzy…. 90%. Skąd aż taka rozbieżność? Wydaje mi się, że część krytyków szukała w filmie fabularnych wyżyn i oryginalności. A to tylko adaptacja gry akcji, w której scenariusz również nie odkrywa Ameryki. To przygodowe kino o poszukiwaczach skarbu. Nic ponad to. Idealne na rodzinny seans w weekend. Z kolei fani serii muszą sobie zadać jedno ważne pytanie – czy od adaptacji gry oczekują wiernego, wręcz aptekarskiego odwzorowania wydarzeń czy jednak lepiej jest, gdy twórcy filmowi (przy zachowaniu szacunku dla materiału źródłowego) starają się jednak trochę namieszać? Jeśli jesteście zwolennikami pierwszej opcji Uncharted może Wam po prostu nie podejść, bo zbyt wiele rzeczy nie zgadza się tu z narracją z gier. Ja wolę zdecydowanie ten drugi kierunek, gdy twórcy filmu mają okazję mnie czymś zaskoczyć. 

Nathan jakiego (nie)znacie

Uncharted recenzja

Zauważyłem, że największe zarzuty dotyczą tego, iż miało to być „origin story” z młodym Drakiem i Sullym. Część widzów liczyła więc na wydarzenia będące prequelem całej growej serii Uncharted. Twórcy filmu faktycznie odmłodzili obu panów pokazując ich pierwsze spotkanie, ale cały film to tak naprawdę mieszanka najlepszych akcji ze wszystkich odsłon Uncharted, z naciskiem na czwartą. Pomieszano więc dość mocno w chronologii i wydarzeniach, otwierając sobie jednocześnie ogromną furtkę na kontynuację. I ja to kupuję. Nathan Drake (Tom Holland) to złodziejaszek podający drinki i opowiadający o ich historii bywalcom baru. Choć Tomowi brakuje zawadiackiego uroku i warunków fizycznych, by stać się idealnym Drakiem, to w trakcie seansu można się przekonać do tej interpretacji postaci. Nathan w barze spotyka Victora Sullivana (Mark Wahlberg), zawodowego złodzieja, który mami go odnalezieniem zaginionego brata Sama, by wciągnąć tym samym w pełną przygód pogoń za skarbem ukrytym przez portugalskiego żeglarza, Ferdynanda Magellana. I choć Wahlberg to chyba najsłabszy element filmu, który nie uniósł ciężaru roli rzucającego sucharami, ale błyskotliwego Sully’ego, to autorzy zapewnili nam dobre tempo, przygodowy klimat, świetne sceny akcji i tonę fanserwisu, który odkrywa się podczas seansu z bananem na twarzy. A że prawa fizyki, logika i momentami naciągany scenariusz dotrzymują temu wszystkiemu cały czas kroku? Zagrajcie jeszcze raz w Uncharted i powiedzcie mi, że te elementy tam nie występują. 

Choć mamy tu teoretycznie do czynienia z prequelem, to masę scen zaczerpnięto z czwartej części serii. Lista jest długa. Już jedna z pierwszych scen retrospekcji pokazuje młodego Drake’a i jego brata Sama włamujących się do rezydencji pełnej skarbów. W czwartej części gry była podobna scena, choć powiązana mocno z matką braci, o której w filmie nie powiedziano za wiele. W jednej ze scen Nate i Sully trafiają też na aukcję zabytków, by ukraść pewien krzyż będący kluczem do odnalezienia skarbu, a cała akcja została momentami żywcem skopiowana z jednej z misji w Kresie Złodzieja. W drugiej połowie filmu Nathan podróżuje też od wyspy do wyspy słynną motorówką i odkrywa statek piracki ukryty w jaskini, co jest wręcz kopią widokówki z czwórki. Choć trzeba przyznać, że w filmie jest to pretekstem do jednej z najlepszych sekwencji akcji jakie miałem okazję zobaczyć w ostatnich latach, czyli walki dwóch żaglowców uwiązanych do helikopterów, gdzie Nathan przyodziewa swój ikoniczny, beżowy strój. Jasne, cała ta akcja jest niewiarygodna, pełna sytuacji, w których Nathan jest na skraju śmierci, a wszystko ulega destrukcji, ale to dokładnie ta jakże dobrze nam znana stylistyka z gier, gdzie świat na około się wali, a bohater ostatkiem sił łapie się krawędzi przepaści. Dla mnie bomba. 

Nolan jak malowany 

Uncharted recenzja

Oczywiście całe sekwencje nawiązujące do gier odnoszą się również do innych części.  Scena z samolotem transportowym, gdy Drake skacze po wypadających z pokładu skrzyniach to wypisz wymaluj jeden z najbardziej emocjonujących momentów z Uncharted 3: Oszustwo Drake'a. W filmie pojawia się tez Chloe Frazer, femme fatale z drugiej części. Co również mocno zaburza chronologię, wszak Nathan wpierw poznał przecież Elenę, której w filmie w ogóle nie ma. Niemniej jednak Sophia Ali wypadła w tej roli naprawdę dobrze i jej pyskatość i temperament pasują doskonale do kreacji znanej z gry. Co więcej aktorka występuje tu w czerwonym wdzianku znanym fanom serii i cieszy mnie ogromnie, że autorzy filmu przenosząc postacie na ekran dość wiernie je odwzorowali nie kombinując choćby ze zmianą płci czy rasy dla taniego rozgłosu. Nie można tego niestety powiedzieć o antagonistach – czarnoskóra Jo Braddock (Tati Gabrielle) jest podobna do Nadine Ross z czwórki, ale to bohaterka równie płytka co postać Santiago Moncady (Antonio Banderas), więc w ewentualnym sequelu na pewno przydałby się bardziej charyzmatyczny i wyrazisty przeciwnik. 

Twórcy filmu ukryli też masę odniesień do gier oraz easter eggów. Chyba najlepszy jest moment, gdy Nathan po zrzucie z samolotu trafia na plażę, a jednym z plażowiczów, który zdaje się rozumieć jego ból, jest sam Nolan North, aktor podkładający głos pod Nathana Drake'a! W filmie możemy też usłyszeć motyw muzyczny doskonale znany fanom serii, przy którym autentycznie miałem ciary. Nawet czcionka na napisach przy przedstawianiu każdej nowej lokacji odpowiada tej z pudełek z grami Uncharted, a kultowe „oh crap” (nasza „o cholera”) również zostało odpowiednio wypowiedziane w chwilach, gdy życie Drake’a wisiało na włosku. Postacie rozwiązują też łamigłówki korzystając tak jak Drake w grach, ze starego notatnika, młody Nathan podsadza też na gzymsy Chloe i chowa się za osłonami tak jak jego wirtualny odpowiednik. Sprawne oko dostrzeże też naklejkę z logo Naughty Dog na plecaku Nate’a, nie wspominając o jego pierścieniu na którym tak jak w grze są zapisane słowa: „Sic Parvis Magna”. Tyle że w produkcji Naughty Dog był on powiązany z tożsamością Drake’a i jego przodkiem, Francisem Drakiem. Ale nie od razu Rzym zbudowano. I tutaj dochodzimy do momentu, w którym zarysowane zostają kontury… sequela.

W drodze do El Dorado

Uncharted recenzja

W scenach po napisach widzimy jak już nieco starsi Nathan (w stroju z trójki i ze złotym magnumem w łapie) i Sully podejmują się kolejnej misji. Wahlberg ma tu już zresztą charakterystyczny wąs i cygaro znane z gier, ale bardziej zaskakujące jest to, że celem pary jest zdobycie nazistowskiej mapy skarbów, a zbir będący w jej posiadaniu jest zafascynowany pierścieniem Nathana. Co więcej, jego pracodawca ma na imię „Roman”. To prowadzi nas do Gabriela Romana, antagonisty z pierwszej części Uncharted. Jest więc niemal pewne, że Nate i Sully w kolejnej filmowej przygodzie będą próbowali znaleźć trumnę Sir Francisa Drake’a, która doprowadzi ich do zaginionego miasta El Dorado. Tak zaczęła się właśnie przygoda w pierwszej części hitu Naughty Dog. Kolejny raz nie ma jednak co liczyć na wierne odwzorowanie tych wydarzeń. Wszak w drugiej scenie po napisach widzimy w więzieniu Sama, brata Nathana, który jednak żyje i odegra pewnie w tej historii ważną rolę, mimo iż w grach zadebiutował dopiero w czwartej części, kiedy to połączył siły z Natem po uwolnieniu. Jest też niemal pewne, że podobnie jak w pierwszej grze, w historii z „nazistami” pojawi się Elena Fisher, przyszła żona Drake’a. I autorzy filmu mają ogromne pole do popisu, by na tym etapie wprowadzić na ekran zabójczy trójkąt miłosny z Nathanem, Eleną i poznaną już przecież Chloe. 

Pierwszy film na licencji Uncharted to trochę przetarcie szlaków, eksperyment. Jak widać bardzo udany, bo budżet zwrócił się już praktycznie po pierwszym weekendzie w kinach i Sony otwarcie przyznało, że kolejne części powinny powstać. Ja ten film traktuję trochę jak pierwszą odsłonę gry, która również była trochę eksperymentem, nie wszędzie udanym i dopracowanym. I mam nadzieję, że podobnie jak gry, z każdą kolejną historią kinowy Uncharted będzie tylko lepszy. 

Atuty

  • Wartka akcja
  • Dobre efekty specjalne
  • Masa odniesień do gier
  • Przygodowy klimat
  • Momentami humor

Wady

  • Słabo nakreśleni antagoniści
  • Kilka logicznych i fabularnych dziur i skrótów
  • Wahlberg jako Sully nie przekonuje

Bawiłem się zaskakująco dobrze. Oglądając nieźle zrealizowane przygodowe kino i wyłączając przy tym mózg. A masa odniesień do gier połechta każdego fana serii.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper