Godzina wilka

Godzina wilka (2019) - recenzja, opinie o filmie [Netflix]. Kilka słów o agorafobii

Piotrek Kamiński | 16.02.2022, 21:00

Jest rok 1977. Bohaterka Naomi Watts cierpi na agorafobię, więc siedzi zamknięta w czterech ścianach mieszkania swojej babci i spogląda na zewnętrzny świat wyłącznie przez okna. W międzyczasie w Nowym Yorku trwa właśnie fala upałów, a po mieście grasuje morderca.

Niemalże cały film Alistaira Banksa Griffina dzieje się w jednym miejscu. June Leigh (Naomi Watts) przez półtorej godziny kręci się między pomieszczeniami, rozmawia przez telefon, czy z dostawcą jedzenia z lokalnego sklepu, Freddiem (Kelvin Harrison Jr.), borykając się przy tym z całą gamą różnych problemów, od tych klasycznych, jak konieczność płacenia rachunków, przez romantyczne, na tych natury psychicznej kończąc. Naomi, jak zwykle z resztą, jest hipnotyzująca przed kamerą. Jej dzikie spojrzenia, defensywna postawa i brudne, spocone ciało - skutek niemożliwie gorącego lata roku 1977 - sprawiają wrażenie zwierzęcości, jakiegoś takiego oderwania od ludzkiej natury.

Dalsza część tekstu pod wideo

Godzina wilka (2019) - recenzja filmu [Netflix]. Nieustanny lęk 

Mieszkanie - jeden z głównych bohaterów filmu

 

Obserwowanie June podszyte jest nutką tajemnicy i, przede wszystkim, niepewności. Nie wiemy dlaczego dziewczyna postanowiła zamknąć się w mieszkaniu swojej zmarłem babci. Widzimy za to, że ze wszystkich stron otaczają ją potencjalne zagrożenia. Mieszka w mocno nieciekawej dzielnicy, pełnej szukających zaczepki bandziorów; zmienił się dostawca, który zawsze przynosił jej zakupy ze sklepu, a przecież ten nowy może nie mieć uczciwych zamiarów; ktoś wydzwania do niej domofonem w środku nocy, po czym się nie odzywa; policja nie jest zainteresowana pomaganiem potencjalnej histeryczce, chyba że w zamian za przysługi i, jakby tego było mało, Nowy York roku 1977 był terenem polowań seryjnego mordercy znanego jako Syn Sama, który najbardziej upodobał sobie brunetki w typie June Leigh.

Zdając sobie z tego wszystkiego sprawę, widz martwi się o June, przeżywa wraz z nią kolejne dziwne sytuacje, które być może zagrażają jej życiu i zdrowiu, a być może są tylko sztuczkami, które płata jej mózg i tak naprawdę świat wcale nie jest tak opresyjnym miejscem, jak jej się wydaje. Czekamy więc na odpowiedź. Po pierwszych dwudziestu, może trzydziestu minutach zaczyna jednak uwydatniać się spory problem "Godziny wilka". Niemalże kompletna cisza i bohaterka bojąca się ataku, który nie nadchodzi nie są przesadnie ciekawe do oglądania. I, niestety, pustka ta towarzyszy nam praktycznie do samego końca filmu. Od czasu do czasu pojawia się niepokojąca ścieżka dźwiękowa, a cały film można podzielić na części według postaci, które odwiedzają June, ale żadna z nich nie pozostaje z nami na tyle długo, aby odcisnąć na filmie swoje piętno. 

Godzina wilka (2019) - recenzja filmu [Netflix]. David Berkovitz - warto wiedzieć kto to taki

June Leigh w kąpieli

 

Dostępne opisy filmu i początek, w którym słyszymy o grasującym w mieście mordercy mogłyby wskazywać, że będzie to jeden z bardziej istotnych, jeśli nie w ogóle najważniejszy wątek całego filmu, lecz powiem Ci już teraz - co byś nie tracił czasu, myśląc, że "Godzina wilka" jest klasycznym thrillerem - że absolutnie tak nie jest. Wątek mordercy przewija się przez większą część filmu i towarzyszy mu nawet jedna bardzo mocna scena, lecz to absolutnie nie jest taki film. Cała historia kręci się wokół przypadłości June i tego, czy uda jej się z nią wygrać. Finał skupia się dokładnie na tym wątku i choć pozbawiony jest typowych fajerwerków, to może się podobać, zwłaszcza jeśli widzowi uda się zrozumieć sytuację głównej bohaterki i będzie jej kibicował.

Wczucie się w klimat filmu Griffina nie jest wcale trudne. Jedyny plan zdjęciowy w postaci mieszkania babci jest brudny, pełno w nim śmieci, cieni, nieprzyjemnego oświetlenia. Wbrew swojej pierwotnej funkcji, jest miejscem bardzo nieprzyjemnym, z którego większość ludzi najchętniej by uciekła. Dodajmy do tego wiecznie spocone ciała bohaterów i wprawne oko odpowiedzialnego za kamerę Khalida Mohtaseba które sprawiają, że film po prostu ocieka klimatem, którego - być może niestety - dosłownie trzeba się uczepić, jeśli film ma nas zainteresować. Bez uczucia ciągłego lęku, towarzyszącego głównej bohaterce, "Godzina wilka" byłaby  - i dla wielu osób i tak będzie - zwyczajnie nudną produkcją. Stratą czasu.

Naprawdę nie wiem jak ostatecznie ocenić dzisiejszy film. Z jednej strony oprawa audiowizualna świetnie buduje klimat, kreacja Naomi Watts przyciąga uwagę, a temat wydaje się być ciekawy. Niestety, z drugiej strony w zasadzie wszystkie pytania, które widownia mogłaby zadać w trakcie oglądania pozostają bez odpowiedzi, a w samym filmie od początku do końca nie dzieje się nic, co wykraczałoby poza walkę głównej bohaterki z samą sobą i walka ta nie jest przesadnie mocno zarysowana, reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie wgryza się w temat. 

Widzimy w jaki sposób June radzi sobie z niewychodzeniem z domu, w jednej scenie tłumaczy bardzo pobieżnie swoją decyzję aby zamknąć się w czterech ścianach i... tyle. Finał pokazuje co dalej, lecz po drodze sytuacja nie rozwija się, stoi w miejscu. Reżyser prosi nas więc abyśmy oglądali walkę głównej bohaterki, lecz nie ma na temat tej walki niczego ciekawego do powiedzenia. Po co więc poświęcać mu półtorej godziny swojego życia? Dla samej Naomi? Niektórym pewnie to wystarczy, lecz to już decyzja, którą każdy podejmie sobie samodzielnie. Ja nie jestem do końca przekonany, choć bardzo starałem się polubić "Godzinę wilka".

Atuty

  • Mieszkanie i minimalistyczna ścieżka dźwiękowa świetnie budują klimat;
  • Naomi Watts;
  • Jedna, bardzo mocna scena dotycząca Syna Sama.

Wady

  • Zbyt duży nacisk położony na wątek przypadłości June, przez który w filmie nic się nie dzieje;
  • Postacie przychodzą i odchodzą, nie zostawiając swojego odcisku na fabule;
  • Masa pytań bez odpowiedzi;
  • Powierzchowne potraktowanie tematu agorafobii.

"Godzina wilka" próbuje być kinem artystycznym, ale poza doskonałą Naomi Watts nie ma w niej zbyt wielu czynników, które usprawiedliwiałyby poświęcenie nań czasu. Klimat wylewa się z ekranu, ale nigdy nie eskaluje i ostatecznie do niczego nie prowadzi, bo samo zakończenie skupia się na czymś innym.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper