OllieOllie World recenzja

OlliOlli World - recenzja i opinia o grze [PS4, PS5, PC]. Chodź, opowiem ci bajkę...

Roger Żochowski | 07.02.2022, 21:30

Luty i marzec to miesiące nawożone regularnie długo wyczekiwanymi tytułami AAA. Niektórzy nawet uważają, że te dwa miesiące oferują graczom więcej niż cały 2021 rok. W gąszczu blockbusterów można jednak przeoczyć inną, nieco mniejszą perełkę. OlliOlli World skradnie serce każdemu fanomi deskorolkowego szaleństwa. Zapraszam na recenzję.

Pierwsza część OlliOlli, którą katowałem jak wariat jeszcze na PS Vita, oraz jej kontynuacja, dały mi naprawdę masę radości. Niestety już w czasach, gdy takie serie jak Skate czy Tony Hawk najlepsze lata miały za sobą, a gry skate’owskie, w tym nieodżałowane Aggressive Inline, zostały mocno zaniedbane. Być może dlatego ta prosta, niepozorna, dwuwymiarowa produkcja, zaspokoiła mój głód na gatunek. Oferując naprawdę duże wyzwanie osobom, które chciały produkcje Roll7 wymasterować. Dla mnie były to nie tylko gry skate’owkie, ale wręcz platformowe, a jeśli złapałeś odpowiednie flow na trasach ich zaliczanie wyglądało jak taniec na desce. Recenzowane OlliOlli World już na pierwszych materiałach z rozgrywki pokazywało, że trójka nie będzie odcinała kuponów. Tytuł nie tylko ewoluował w stronę trójwymiarowej grafiki, ale również kompletnie zmienił klimat. W przypadku obu wprowadzanych zmian miałem jednak spore obawy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Marysia była lekko w szoku 

temp_name

Poprzednie odsłony serii utrzymane były zdecydowanie w bardziej poważnym klimacie. Ollie Ollie World uderza w zupełnie inną strunę, zabierając nas do surrealistycznego świata snując między kolejnymi poziomami opowieść o pięciu Bogach Skejtu, którzy niegdyś zamieszkiwali Radlandię. Nazwa niewiele Wam zapewne mówi, ale wiedzcie, że dla skejtów to kraina grindami i half-pipe'ami płynąca, podzielona na pięć różnych krain. Każdą z nich zaprojektował inny bóg, a że Ci widzieli, iż było to dobre, zmyli się i wstąpili do Gnarvany. Bóstwa ze swojego raju wypatrywały jednak tego jedynego, który zachwyci ich umiejętnościami. Kimś takim była właśnie Chiffon, czarodziejka skejtu, która jednak po latach czesania trików wkrótce przechodzi na emeryturę. I jak się domyślacie, na jej miejsce mamy wskoczyć my - młodzi, piękni, utalentowani i mający apetyt na "pokonanie" i zachwycenie każdego z pięciu bogów.

Fabuła ogranicza się głównie do gadania z kolejnymi postaciami i naszą ekipą skejterów towarzyszącą nam podczas przygody. Rozmowy mają miejsce przed każdą kolejną misją, czasami poznajemy dzięki temu różne dziwne pojęcia, czasami pełnią one formę tutorialu, a czasami mają nas po prostu rozbawić. I o ile po poznaniu tożsamości "marychy" uśmiechnąłem się pod nosem, tak część żartów naprawdę trzeba popić czymś mocnych. Twórcy chyba domyślali się, że gadanie z pszczołą czy inną żabą nie każdemu przypadnie do gustu, dlatego każdy taki dialog możemy już na początku pominąć i skupić się na rozgrywce. Cały świat został podzielony na pięć krain. Do kolejnych plansz przemieszczamy się po swoistej mapie świata, która poza główną ścieżką ma też różne odnogi na misje poboczne, gdy spełnimy warunki do ich odblokowania. Ollie Ollie World to tytuł, którego kampanię bez problemu zaliczycie w niespełna 5 godzin, ale będzie to zaliczenie po łebkach, na szybko, na przysłowiową dwóję. Prawdziwe wyzwanie pojawia się, gdy chcemy zaliczyć wszystkie cele na każdym poziomie, a nie tylko dojechać do końca każdego etapu. 

Przyjemne hardkoru początki w Ollie Ollie World

temp_name

Tytuł początkowo jest bardzo łatwy i przystępny, poziom trudności wzrasta wraz z poznawaniem kolejnych tajników rozgrywki, gdy plansze stają się coraz bardziej rozbudowane. Z czasem pokonywanie przeszkód to suma odpowiedniej prędkości, skilla, uczenia się konstrukcji torów oraz pamięci mięśniowej. Żeby zaliczyć każdą z plansz na 100% będziecie musieli wspiąć się na sam szczyt swoich deskorolkowych umiejętności, reagować błyskawicznie na zmiany na planszach, zaliczyć każdy etap bez skuchy i korzystania z checkpointów (te ustawione są na trasie w miarę racjonalnie), pobić kolejne, wyżyłowane rekordy punktowe naszych towarzyszy i zaliczyć całą masę pobocznych zadań jak odnalezienie ma poziomie ukrytych ziomali, zebranie wszystkich znajdziek podczas przejazdu, zrobienie odpowiedniej kombinacji trików w odpowiednim miejscu, uniknięcie kontaktu z danymi stworami bądź wręcz przeciwnie - strącenie wszystkich pszczół czy wystraszenie siedzących na rurkach sepów. A bez wyliczania odpowiedniego momentu skoku i utrzymywania właściwej prędkości pomiędzy trikami, w późniejszych etapach niewiele zrobimy. Bo jak wspomniałem - jest w tej skate’ówce sporo platformówki. 

Swoisty wyjątek od klasycznych plansz z celami do zrealizowania stanowią misje poboczne czasami pełniące rolę mini-gierek. Tutaj może to być dla przykładu wyścig z niedźwiedziem (my na desce, on w wodzie na pontonie), gdzie każdy błąd cofa nas na początek poziomu (nie ma checkpointów). Są też subquesty, w których musimy zaimponować jakimś mistrzom i jeżdżąc zapętlony kawałek toru zaliczamy (wykreślamy na bieżąco) wszystkie wyzwania z listy jak zaliczenie czterech różnych trików na rampach czy grind całej rurki od początku do końca. Tyle, że tutaj skucha również wiąże się z zaliczaniem już wykreślonych zadań od początku. To etapy, w których gra nie wybacza błędów, choć nie sposób nie zauważyć, że jednak poprzednie odsłony były trochę bardziej hardkorowe. A w Ollie Ollie World dzięki tutorialom próg wejścia dla nowicjuszy jest całkiem przyjemny.   

Tony Hawk byłby dumny 

temp_name

Niech nie zwiedzie Was kreskówkowa grafika - Ollie Ollie World to gra, która w pełni zasłużyła na to, by stawać w szranki z takimi tytułami jak Tony Hawk. Czego my tu nie mamy - kilka rodzajów grindów, flipy (od prostych, po bardziej zaawansowane), manuale pozwalające kontynuować i łączyć triki w combosy praktycznie w każdym miejscu na planszy, a do tego w tej części dochodzą jeszcze efektowne wallride'y (jeżdżenie po ścianach) i graby (łapanie deski po skoku), które w połączeniu z możliwością obracania skatera z pomocą spustów, dają masę przeróżnych możliwości. I każdy z tych elementów poznamy po kolei, bez rzucania od razu na głęboką wodę. Praktycznie wszystkie triki wykonamy za pomocą dwóch gałek analogowych i spustów, niczym w serii Skate. Pobijanie rekordów na planszach, gdy już świadomie czujemy jak łączyć i trzaskać triki kreując deskorolkowy balet, to czarna dziura, która potrafi wchłonąć na kilka godzin, zwłaszcza, że plansze nie są jakoś specjalnie długie i wraca się do nich błyskawicznie. Czujecie to? Zagrać ten jeszcze jeden przejazd. Tylko nie kończy się na jednym, a na czterdziestu. 

Przejście z 2D na 2.5D wyszło grze na dobre. Plansze zaprojektowane są z głową, można je kończyć wiele razy, bo często posiadają alternatywne drogi, dzięki którym odkryjemy zupełnie nowe miejsca do czesania trików. Kolorowa, kreskówkowa grafika doskonale wpisuje się w klimat, nawet jeśli w tle przewijają się takie widoki jak uśmiechnięte, skaczące drzewa, banany sprzedające lody czy inne stwory niewiadomego pochodzenia. Każdy obszar oferuje nieco inne doznania graficzne, trafimy do gęstego lasu, odwiedzimy coraz to bardziej pokręcone skateparki, wioski, góry, nie mówiąc o najazdach kosmitów czy grindowaniu kości ogromnych szkieletów. Praktycznie każda plansza oferuje coś, na czym można zawiesić oko. Podobać może się również to, jak skater przeskakuje z pierwszego planu na drugi, korzystając z rozstawionych ramp czy rurek, co często wiąże się też ze zmianą kierunku jazdy z „w prawo", na „w lewo". Co przyznam trochę mnie irytowało, bo jadąc w drugą stronę ciężko błyskawicznie przestawić sobie kierunki wykonywania poszczególnych trików. 

Same postacie wyglądają uroczo, a bogaty kreator daje nam możliwość wybrania nie tylko fryzury czy deski, ale praktycznie każdego elementu ubioru wliczając w to kaski, ochraniacze, okulary, na całych tematycznych kompletach kończąc. Im więcej osiągniemy tym więcej elementów kreatora odblokujemy, a stworzyć można zarówno szaloną nastolatkę, dziadka z wąsem jak i człowieka osę o zielonej skórze. I choć recenzowane Ollie Ollie World to gra dość krótka, jej siłą jest to, że po prostu chcemy do niej wracać, pobijać własne rekordy, trafiać na listy globalnych rankingów czy zaliczać wyzwania aktualizowane każdego dnia. Ba, można nawet pobawić się generatorem poziomów zmieniając różne ustawienia, a następnie podzielić się kodem z tak stworzonego levelu ze znajomymi. Radlandia czeka na Was i uwierzcie mi - pomiędzy sesjami w Elden Ring, Dying Light 2 i Horizon Forbidden West sprawdzi się doskonale. 

Ocena - recenzja gry OlliOlli World

Atuty

  • Znakomicie zaprojektowane trasy
  • Świetny i wciągający system trików
  • Easy to learn, hard to master
  • Dużo dodatkowych zadań
  • Kolorowa, pełna smaczków oprawa
  • Kreator zaskakuje bogactwem opcji
  • Świat podzielony na zróżnicowane strefy

Wady

  • Gra jest dość krótka
  • Surrealistyczno-komediowy klimat nie każdemu podejdzie
  • Od niektórych żartów bolą zęby

Przy OlliOlli World nie sposób się nudzić. Jeśli nawet nie podejdzie Wam specyficzny klimat, to docenicie niezwykle głęboki i nagradzający skilla gameplay. Roll7 dowiozło!
Graliśmy na: PS5

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper