SaGa Frontier Remastered – recenzja gry. Osiem historii – jedna gra

SaGa Frontier Remastered – recenzja gry. Osiem historii – jedna gra

Patryk Dzięglewicz | 26.04.2021, 23:00

Pierwotne wydanie SaGa Frontier na pierwsze PlayStation furory wprawdzie nie zrobiło, ale i tak była to całkiem miła produkcja, nawet jeśli ginąca w natłoku innych świetnych jRPG-ów. Marka jednak nie wyblakła czego dowodem, po wielu latach, jest pojawienie się odświeżonej SaGa Frontier Remastered i poniższa recenzja. Wygląda na to iż ponownie można powrócić do starej szkoły w szatkach nieco bardziej współczesnych, nie wywołujących bólu oczu.

Gry z serii SaGa w większości przypadków zaliczały się do wymagających produkcji, nie tyle ze względu na napotykanych przeciwników, ale brak prowadzenia gracza na za rękę. Otwarty świat (upraszczając) i brak jasnych wytycznych to kusząca perspektywa dla wielu, chociaż w praniu taka koncepcja potrafi czasem zaboleć. Ostatnio Square-Enix przywraca do życia produkcje spod tego logo ku uciesze fanów, zwłaszcza że część z nich nie została oryginalnie wydana na zachodzie, dzięki czemu możemy posmakować współcześnie jak to jest gdy gracz dostaje nieco większej swobody w jRPG.

Dalsza część tekstu pod wideo

W tej recenzji przyglądniemy się SaGa Frontier Remastered dla PlayStation 4 - odświeżonemu klasykowi z konsoli PlayStation, który wprawdzie został przyćmiony przez swój sequel, mimo to wciąż warty jest uwagi, zwłaszcza że dopiero teraz oficjalnie debiutuje w Europie. Tym razem jednak, zamiast zwykłego podbicia rozdziałki zespół odpowiedzialny za remaster trochę bardziej się postarał, więc gra zachowała staroszkolny charakter, przy czym jest przystępna także dla współczesnego odbiorcy. Wilk syty i owca cała.

SaGa Frontier Remastered do zaliczenia na osiem sposobów

SaGa Frontier Remastered – recenzja gry. Osiem historii – jedna gra

W swojej recenzji osobiście nie będę się skupiał na wprowadzonych zmianach w kwestiach rozgrywki. Lata minęły od wydania oryginału i mojego obcowania z nim, więc o wielu rzeczach już nie pamiętam jakie były albo nie były. Co do warstwy technicznej SaGa Frontier Remastered opowiemy sobie poniżej, ale już pierwsze obrazki pokazują, iż nie mamy do czynienia z robotą na odczepnego. Fabularnie jest również staroszkolnie, bowiem nie otrzymaliśmy jednego scenariusza tylko wydarzenia śledzimy z perspektywy ośmiu wybieranych  wcześniej i niekoniecznie ludzkich bohaterów (jeden ukryty).

Dostępny jest chociażby robot z amnezją, pół-mistyczka (coś jak wampir) czy magmel (taki zwierzak) Riki. Każdy protagonista zaczyna w odmiennej lokalizacji i ma swoją unikatową historię. Wprawdzie dawniej jak i dziś nie są specjalnie rozbudowane czy oryginalne, ale dają się śledzić z zainteresowaniem. W latach 90-tych taki pomysł nie był niczym niezwykłym, zwłaszcza jeśli ktoś kojarzy takie tytuły jak Live-a-Live czy Treasure of Rudra’s, obecnie jednak zarzucony nie licząc perełki jaką jest Octopath Traveller czy także nie tak dawno wydany remake jednego z klasyków - Trails of Mana. 

Idź gdzie chcesz (nawet do diabła) w SaGa Frontier Remastered 

SaGa Frontier Remastered – recenzja gry. Osiem historii – jedna gra

Mimo wszystko jak przystało na jRPGi z końcówki XX wieku także SaGa Frontier Remastered posiada niesamowicie zakręcone tło fabularne rzucające nas w odmienne stylem światy. Raz jest to współczesność, kiedy indziej mroczna i magiczna kraina, bądź chociażby cyber albo steampunkowe realia. Bywa rzecz jasna że magia i technika współpracują ze sobą, co zresztą nie dziwi. Przy okazji do swojej drużyny można zwerbować nawet 50 postaci, większość z całkiem ciekawą przeszłością. Jedyną wadą jest krótkość poszczególnych opowieści, każda starczająca na kilka godzin, o ile darujemy sobie dogłębną eksplorację wykreowanego świata. Z drugiej strony osiem dostępnych ścieżek razem wziętych funduje nam całkiem sporo zabawy.

Wracając do konstrukcji świata gry, jak to seria ma zwyczaju, nie licząc początkowych momentów scenariusza, zostajemy porzuceni sami sobie i możemy sobie pójść gdzie nam pasuje oraz robić co chcemy. W podsumowaniu danej historii mamy wprawdzie podane co zrobić by poruszyć ją naprzód, lecz poza tym niemal pełna dowolność eksploracji, werbowania nowych bohaterów czy wykonywania zadań pobocznych. Mimo wszystko irytował mnie fakt, że pomimo podpowiedzi  potrafiłem utknąć w pewnych momentach i nie bardzo wiedziałem co czynić dalej, ale cóż taki już, wprawdzie czasem przytłaczający, urok tej serii. Wiele rzeczy rzecz jasna można sobie odpuścić i wrócić do nich przy kolejnym podejściu, gdy już oswoimy się z rozgrywką oraz posunąć scenariusz w całkiem innym kierunku niż poprzednio. Zresztą jest opcja NG+ pozwalająca przenieść część osiągnięć czy ekwipunku do nowej rozgrywki. Ogólnie rzecz biorąc jak przystało na założenia cyklu SaGa wszystko jest na swoim miejscu.

Punkty doświadczenia? A na co one komu?

SaGa Frontier Remastered – recenzja gry. Osiem historii – jedna gra

Oczywiście przemierzając świat gry stoczymy mnóstwo walk. Wprawdzie w głównych zarysach nie odbiegają od kanonu gatunku, ale mają swoje charakterystyczne dla serii smaczki. Recenzując  SaGa Frontier Remastered chciałbym zwrócić zwłaszcza uwagę na wielkość drużyny jaką możemy ze sobą zabrać. W starciu może wziąć nawet kilkanaście postaci zgrupowanych w kilku oddziałach, swobodnie zmienianych w trakcie boju. Wprawdzie przy pomniejszych przeciwnikach nie ma to większego znaczenia, ale znakomicie sprawdza się, gdy przychodzi pokonać obecnych w grze bossów. Trzeba jednak pamiętać, iż żaden protagonista nie może zebrać wszystkich czy to scenariuszowych (no może oprócz ukrytego Fuse) czy niezależnych wojaków.

Wrogowie są widoczni przed walką, lecz niestety rzadko kiedy da radę ich ominąć, bowiem, rzucają się na nas gdy tylko ujrzą. Sama bitwa jak to bitwa, system turowy, ataki, zwykłe, specjalne, grupowe combosy, zaklęcia, ot standard  Na szczęście niemal z każdej walki da się wycofać, ale cała sytuacja potrafi być uciążliwa, jeśli chcemy szybko przebyć jakiś kawałek danej lokacji, więc poszukiwanie skrótów jest jak najbardziej uzasadnione, zwłaszcza że jeśli walczymy zbyt często gra podrzuca nam coraz mocniejszych przeciwników. Wprawdzie nie taki diabeł straszny jak go malują, ale cóż wolność sprawia, iż łatwo wdepnąć w obszary, gdzie jeszcze nie powinno nas być. Inną cechą charakterystyczną dla recenzowanej gry jak i cyklu to system Glimmer pozwalający zdobywać nowe umiejętności bojowe w takcie walki, co często może odwrócić losy starcia. Ponadto w porównaniu do poprzednich odsłon ich nabywanie nieco zracjonalizowano dzięki czemu jest to mniej losowe.

Zaskoczeniem też pewnie nie będzie rozwój bohaterów oparty nie o awanse i punkty doświadczenia. Po prostu po walce wzrosną nam niektóre parametry postaci, patent znany jeszcze z Final Fantasy II. Podsumowując aspekt bitewny rozgrywki i jego otoczkę można stwierdzić, że w tym temacie jest całkiem dobrze, o ile rzecz jasna wciąż lubimy staroszkolne jRPG-i i nie przeszkadzają nam dzisiaj takie czy inne uproszczenia. Ponadto Square-Enix jak wspomniałem na początku recenzji wrzuciło nieco poprawek do całej zabawy by uczynić ją nieco przystępniejszą dla graczy, którzy dopiero teraz rozpoczną przygodę z (odnowioną) SaGa Frontier, ale ich wymienianie, moim zdaniem, nie miało by dla nich większego znaczenia.

Starość nie radość ale SaGa Frontier Remastered trzyma się mocno

Najbardziej jednak przypadł mi do gustu sposób odświeżenia samej oprawy wizualnej tytułu. Ostatnio wprawdzie Square Enix nie popisało się zbytnio w tym względzie, weźmy na przykład chociażby Final Fantasy VIII, lecz tym razem ktoś tam ruszył głową. Nie mamy tu rzecz jasna nic na miarę współczesnych oczekiwań, ale efekt prac w SaGa Frontier Remastered jest co najmniej zadowalający. Zachowano estetykę oryginału bez radykalnych zmian przy czym grafika nie kłuje po oczach. Kolory są żywe, sprite’y postaci  i wrogów wyraźne, a tła nie straszą pikselami. Jedyny zgrzyt to pewna nierówność wizualna bowiem zdarzają się wrogowie czy elementy środowiska gorzej wykonane, ale nie aż tak by kłuły w oczy. Oprawa zachowała swój klimat, a niektóre lokacje potrafią się podobać nawet dzisiaj. Przy okazji możemy oglądać ilustracje naszych protagonistów pędzla znanej rysowniczki Tomomi Kobayashi nasuwające nieco skojarzenia z anime wyświetlanych w latach osiemdziesiątych. Cieszy też możliwość przyśpieszania prędkości gry, ponieważ na standardowej  wszystko zdaje się poruszać w zwolnionym tempie, ale za drażni mnie mało intuicyjne menu. Na pozór wszystko na swoim miejscu, ale zbyt często zamiast coś zatwierdzić opuszczałem daną zakładkę.

Zrecenzowana właśnie SaGa Frontier Remastered to znakomity tytuł dla wielbicieli staroszkolnej rozgrywki, lecz przygotowany tak by nie wywoływał odruchów wymiotnych. Wprawdzie nie należy do czołówki jRPG-ów z pierwszego PlayStation, mimo wszystko stanowi znakomitą okazję by przypomnieć bądź dowiedzieć się jak grało się dawniej. Czekamy na remaster sequela i oby jak najszybciej.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry SaGa Frontier Remastered

Atuty

  • Miła dla oka oprawa wizualna
  • Dodatkowa postać
  • Możność przyśpieszania tempa rozgrywki
  • Usprawnienia i poprawki ułatwiające życie początkujacym graczom…

Wady

  • … ale wciąż dla wielu gra może być wiciąż dość zagmatwana
  • niektórym scenariuszom nadal przydałyby się dodatkowe szlify
  • z dzisiejszego punktu widzenia pewne lokacje nic nie wnoszą do całości gry

Odnowiony klasyk sprzed ponad dwóch dekad zawitał na PlayStation 4. Wprawdzie są lepsze jRPG-i niż SaGa Frontier Remastered, ale odświeżonej wersji trudno odmówić uroku. Dla fanów starej szkoły jak znalazł.
Graliśmy na: PS4

Patryk Dzięglewicz Strona autora
Były recenzent na PS Site, obecnie pisze dla PPE.pl. Uwielbia japońskie gry RPG, japońską animację, strategie i książkową fantastykę. Interesuje się historią, geopolityką oraz kolekcjonuje figurki i anime. Z wykształcenia technik ochrony środowiska oraz laborant. Tworzy teksty o grach od ponad 15 lat z dorobkiem ponad setki recenzji.
cropper