Recenzja: Attack on Titan: Wings of Freedom (PS Vita)

Recenzja: Attack on Titan: Wings of Freedom (PS Vita)

Jaszczomb | 08.09.2016, 21:39

Tak, mamy to! Efektowne walki z tytanami w końcu zostały odpowiednio przeniesione na język gier. Bez żadnych sekwencji QTE, za to z pełną kontrolą manewrów w powietrzu i odcinaniem kończyn olbrzymów. Nareszcie gra godna serii Attack on Titan!

Sie sind das Essen und wir sind die Jäger - jeśli nie zaczęliście sobie nucić pierwszej wejściówki z Attack on Titan, to nic tu po Was. Ale lepiej nadróbcie ten serial anime, bo obok Death Note’a, to najlepszy twór, jakie zrodziły hińskie bajki. Zakochałem się w pierwszym sezonie AoT – głównie przez brutalny świat, stałe poczucie zagrożenia i świetne postacie. A że z kontynuacją się nie spieszą, szukałem gry, która przeniosłaby efektowne walki z anime prosto do mojej konsoli. AoT: Humanity in Chains na 3DS-a okazało się zwykłym festiwalem QTE, ale teraz dostaliśmy coś wyjątkowego – i to na konsolach Sony!

Dalsza część tekstu pod wideo

Poznajcie świat opanowany przez ogromne tytany – człekopodobne olbrzymy, które żyją tylko po to, by jeść ludzi. Ludzkość skryła się przed nimi za trzema ogromnymi murami, zapewniając sobie ochronę przed zagrożeniem. Od tamtego momentu minęło ponad 100 lat i tytani dali sobie spokój, a wielu ludzi nigdy nie widziało ich na oczy. Wszystko się jednak zmieniło, gdy gigantyczny, wielokrotnie przerastający swoich ziomków tytan zniszczył zewnętrzny mur i horror przeszłości rozpoczął się na nowo.

Geniusz serii Attack on Titan polega na rewelacyjnym ukazaniu bezsilności ludzi, starających się jak tylko mogą w niemal jednostronnej walce z przerażającym wrogiem. Tytani bezceremonialnie łapią swoje ofiary, przeżuwają i biegną dalej, zostawiając za sobą śmierć, zniszczenie i litry ludzkiej krwi. Ich jedynym słabym punktem jest kark, który wyposażeni w długie ostrza żołnierze starają się rozciąć. Te specjalne jednostki mają także specyficzne ustrojstwo z linkami i wciągarkami oraz butlami gazowymi do szybkiego manewrowania między budynkami czy drzewami, unikając wrażych ataków i próbując dostać się do karku tytana. W anime wygląda to niewiarygodnie efektownie, a gra dopasowała do tego wyjątkowo przyjemne sterowanie!

Całość manewrowania przypomina nieco wyczyny Spider-Mana z dowolnej odsłony z otwartym światem – wybijamy się w powietrze dzięki wciągarce, a korzystając z gazu, wykonujemy krótkie zrywy i ustawiamy się odpowiednio do ataku. Oczywiście w pobliżu muszą być jakieś punkty zaczepienia – ściany, domy, drzewa czy cokolwiek, w co wczepimy haki. Zwykle zachodzi to automatycznie, ale jest tu wystarczająco miejsca na wkład własny, by myśleć o ścieżce i miejscach do zaczepienia się w celu lepszego wybicia. Świetny patent.

Jedyne, co w grze robimy, to walka z tytanami. To może brzmieć wyjątkowo monotonnie i… w teorii tak powinno być. Co więcej, cała walka ogranicza się za każdym razem do tego samego – wybijamy się ponad kark tytana i staramy się zanurzyć w nim ostrza. Jednym przyciskiem lockujemy się na wrogu, prawą gałką wybieramy jedną z kończyn lub tył jego szyi, przyciągamy się do tego miejsca i w odpowiedniej chwili tniemy mieczami. Niby proste, niby powtarzalne, a ja ciągle znajduje w tym jakąś dziwną radochę. Raz, że animacje są naprawdę fajne (szczególnie jak korzystamy z wciągarek i postać jest wyciągana nagle biodrami do przodu), a dwa – tytani zachowują się dziwnie (zgodnie z założeniami) i jakaś tam różnorodność jest, każda walka wygląda inaczej. Chociaż znalazło się jedno „ale”.

nie jest pozbawione błędów. Tytani często doczytują się stanowczo za późno, czasami unoszą się nad ziemią, innym razem na siebie nachodzą lub ich głowa przenika przez budynek, gdy utniemy im nogi i sprowadzimy o parteru. Nie oczekując od gry zbyt wiele, potraktowałem to jako dodatkowe wyzwanie i urozmaicenie starć, bo rozgrywki specjalnie nie psuło. Inną sprawą jest kamera, którą ciężko manewrować, gdy w okolicy są wielcy wrogowie, i pokazuje wtedy z bliska np. fragment lędźwi tytana. Najgorsze są jednak spadki animacji, kiedy walczymy z ponad dwoma olbrzymami. Tutaj liczy się wyczucie czasu i szybkie manewry, a ja w tych krytycznych chwilach musiałem zwykle operować w kilkunastu klatkach na sekundę.

Po odegraniu wydarzeń fabularnych, możemy wybrać jedną z dziesięciu postaci i wejść do trybu wieloosobowego – ad-hoc lub przez Sieć. Każdy bohater ma swoje umiejętności i taka Mikasa czy Levi najlepiej radzą sobie sami, zaś słabszy Armin może wydawać więcej poleceń swoim NPC-om z drużyny, więc trzeba zmieniać nieco styl gry. Są to wyłącznie misje poboczne, które wykonywałem w samotności – biegłem do jakiegoś miejsca, zabijałem tytanów i ratowałem znajomków, by za chwile zrobić to od nowa w innym miejscu. Dlaczego nie miałem ekipy? W ostatnich dniach w ogóle nie mogłem znaleźć chętnego do gry. Niezależnie, czy czekałem w lobby rano, po południu czy wieczorem, nikt nie dołączał. W Sieci mówią, że na PS4 łatwo znaleźć ekipę, a przy okazji nie ma takich spadków animacji i wszystko wygląda znacznie lepiej. Niestety, do recenzji dostaliśmy jedynie przenośną wersję.

Co oprócz walki? Odcinanie wybranych kończyn i misje poboczne dają nam dostęp do specjalnych materiałów, z których możemy wytwarzać i ulepszać nasz sprzęt. Po pierwszych dwóch misjach wykupiłem praktycznie wszystko, co było najlepsze (dopiero znacznie później dostajemy ciut lepsze schematy), więc nie poczułem trudności w zdobyciu wszystkiego. Między misjami można też pogadać z NPC-ami, choć ani to, ani fabuła nie przedstawiają wielkiej wartości, jeśli zna się już oryginał. Wydarzenia obejmują głównie pierwszy sezon anime (25 odcinków, to trzeba obejrzeć!), ale wątpię, by ktokolwiek szukał tutaj nowych zwrotów akcji.

To nie jest tak, że zaślepiła mnie miłość do anime i nie widzę powtarzalności misji czy doczytywania się tekstur. Przenośna wersja nie jest technicznie doszlifowana, ale czysta frajda z poruszania się i rozwalania tytanów nie znudziła mi się na przestrzeni kilkunastu godzin potrzebnych na zaliczenie wszystkiego. Wkurzają nieco modele postaci podczas scenek przerywnikowych, które wyglądają trochę jak lalki z podrzędnego jRPG-a, aczkolwiek na PS4 tego problemu nie ma i mamy tam cel-shadingową piękność. Szkoda, że nie dostaliśmy do recenzji „dużej” wersji gry, ale nawet mimo ograniczeń handhelda, mamy tu do czynienia z prawdziwą perełką. Pewnie, system walki można by rozwinąć, bo nawet wspominając o różnego rodzaju granatach i pułapkach, na papierze wszystko to wygląda ubogo. A jednak ten grind z jakiegoś powodu nie staje się powtarzalny. Gdyby tylko cena (209 zł) tak nie odstraszała…

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry A.O.T.: Wings of Freedom

Atuty

  • System poruszania się
  • Niekończąca się radocha z walki
  • Animacje

Wady

  • Spadki klatek przy większym zamieszaniu
  • Doczytywanie tekstur (i czasem całych tytanów)
  • Kamera nie zawsze współpracuje
  • Puste serwery

Omega Force mogło polecieć na popularności anime, a stworzyło eksperyment-perełkę. Walka z tytanami, choć teoretycznie powtarzalna, nie przestaje bawić i chce się więcej. Na PS4 minusy powinny być nieobecne, ale testowaliśmy tylko wersję na Vitę.

Jaszczomb Strona autora
cropper