Recenzja: Mercenary Kings (PS4)

Recenzja: Mercenary Kings (PS4)

Mateusz Greloch | 09.04.2014, 20:13

Kiedy zobaczyłem pierwszą zapowiedź na PlayStation 4, z miejsca wstałem, zacząłem klaskać i odliczać dni do premiery. W końcu nadszedł ten dzień, w którym za pomocą aplikacji PlayStation w telefonie nakazałem konsoli ściągnąć grę na dysk, a po powrocie z pracy z zaciekawieniem odpaliłem ten długo wyczekiwany tytuł. Jakież było moje zdziwienie.

Zdziwienie, albowiem myślałem, że przejmie pałeczkę arcade’owego shooterka 2D od Metal Sluga i wprowadzi go w XXI wiek z należytą dawką przemiodnej rozgrywki i toną opcji konfigurowania broni i bohatera. To widziałem po zwiastunach, to zapowiadało Tribute Games. To, co dostałem, brutalnie uderzyło mnie w pysk swoją biedą i nudą, która po dwóch godzinach sama zmusiła mnie do zrobienia sobie przerwy. Gdybym tego nie zrobił, mogłoby dojść do dwóch sytuacji – zasnąłbym i zabrudził pada toczącą się śliną lub ze złości i zawodu usunął grę z dysku. Zrozumiałem, że podszedłem do gry ze złej strony, porównując ją na starcie do niekwestionowanego, moim zdaniem, króla tego gatunku, czyli wyżej wspomnianego Metal Sluga. Trzeba również nadmienić, że projekt był finansowany za pomocą Kickstartera, więc gdyby nie wsparcie ludzi powierzających swoje ciężko zarobione pieniądze, gra mogłaby się w ogóle nie ukazać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Po tym otrząśnięciu postanowiłem, że podejdę do tytułu na trzeźwo i po kolei spojrzę na kolejne elementy układanki wyciągając odpowiednie wnioski. Na pierwszy ogień poszła grafika, która, choć skromna i rozpikselowana, ma swój retro-urok. Niestety w kwestii samych modeli i animacji nie możemy zbyt dużo oczekiwać, a powtarzające się na potęgę materiały i tekstury wcale nie działają na korzyść tej produkcji. Przez te paręnaście godzin które spędziłem w grze, po parokrotnym odwiedzeniu tych samych lokacji, odczuwa się znużenie, a zabijanie ośmiu modeli przeciwników na krzyż powoduje, że chce się płakać i przejść dalej jak najszybciej. Ogromnym nieporozumieniem było wprowadzenie do gry zwierząt, po których śmierci możemy liczyć na szansę znalezienia materiałów, z których następnie możemy stworzyć nowy ekwipunek i części do broni. Kto widział, by najemnik uganiał się za lisem w dżungli? Zbieranie materiałów i dziwne misje w stylu "znajdź i rozwal snajpera", "zbierz jajo ptaka" lub "wróć na mapę ograną już trzykrotnie, by tylko zebrać rzadki składnik do lunety, z której nigdy nie skorzystasz" tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że specjalista od wymyślania zadań musiał mieć serię bardzo złych dni lub po prostu był słabo opłacany.

Takich głupot jest więcej – aby rzucić granatem lub podłożyć C4, należy wybrać broń krzyżakiem, a następnie wcisnąć kwadrat. O ile podkładanie C4 zazwyczaj dzieje się w ustalonych z góry miejscach, kiedy nikt nam nie przeszkadza, tak rzucanie granatów w ferworze walki może sprawić sporo kłopotu i często jest powodem naszego zgonu. Innym urozmaiceniem, które miało być ciekawe, a po pewnym czasie albo wkurza, albo staje się tylko mechaniczną czynnością, są przeładowywania. Wzorem Gears of War, podczas zmiany magazynka pojawia się podłużny pasek z zaznaczoną pozycją, na której należy jeszcze raz wcisnąć przycisk przeładowania, by przyspieszyć cały proces i zyskać trochę na sile kul. Na początku ciężko jest się wstrzelić w odpowiednie miejsca, później wchodzi to już niejako z automatu, jednak w dalszym ciągu może wybijać z rytmu podczas strzelanin, a aktywny reload, kiedy żołnierze wroga strzelają do Ciebie z pięciu stron, może nie być zbyt przyjemny. Do rzeczy uciążliwych dodałbym też niemożność strzelania po ukosie, kiedy czasem aż kląłem pod nosem nie mogąc ustrzelić przeciwnika pode mną.

Czymś, co przekreśla tę grę w sieciowym trybie kooperacji, jest głupi (żeby nie użyć mocniejszego słowa) system zliczania śmierci, który sumuje zgony każdego członka drużyny i odbiera punkty ze wspólnej puli kredytów. Jeśli trafimy na początkujących, słabych lub trollujących graczy to, nawet jeśli sami wymiatamy, przegramy każdą misję z kretesem, obserwując jak kredyty spadają do zera, a nasze zadanie zostaje odwołane. Dziwi mnie też w jaki sposób Tribute Games podeszło do wczytywania kolejnych plansz – przy tak potężnej maszynie jaką niewątpliwie jest PS4 oraz poziomie oprawy graficznej jaką prezentuje , w grze nie powinniśmy ani razu zobaczyć napisu loading. Ten jednak jest i trwa zdecydowanie za długo jak na liczbę danych, która musi zostać wczytana. Może to kwestia optymalizacji, ale nie zmienia to faktu, że mocno mnie irytowała. Na domiar złego, po zakończeniu jednej z dłuższych misji gra się zwiesiła i cofnęło mnie do systemu konsoli, a po ponownym uruchomieniu postęp nie został zapisany i musiałem przechodzić misję jeszcze raz. W trakcie ogrywania do recenzji zawieszało mi się co najmniej raz na dwie godziny, co uważam za wynik karygodny. Dziwię się, że tego typu kwiatki nie wyszły podczas testowania. Należy jednak pochwalić Tribute Games za chęć dostosowania gry pod Dual Shocka 4 – przy każdym przeładowaniu z głośniczka w padzie roznosi się stosowny dźwięk, a po wciśnięciu panelu dotykowego naszym oczom ukaże się mapa, po której możemy nawigować przesuwając palcem po touchpadzie.

Jedynym elementem, który skradł moje serce, jest retro-muzyka, która bardzo ładnie komponuje się ze stylistyką gry. Kompozycje są dobrze przemyślane, wpadają w ucho i nie drażnią nawet przy długich posiedzeniach. Design przeciwników jest zaledwie poprawny, opcje konfiguracji bawią z początku, ale kiedy poznamy już specyfikę każdego rodzaju broni i z ciekawości sięgniemy po każdą z nich, odnajdujemy faworyta i kolejne poziomy uzbrojenia są zaledwie polem do eksperymentów, by po chwili wrócić do sprawdzonych receptur. Sam system rozbudowy bohatera i broni jest ciekawy i posiada wiele wariantów, jednak mimo wszystko zbieranie potrzebnych materiałów może być nużące i na dłuższą metę odpychające.

Gdybym nie dostał tej gry w ramach abonamentu PlayStation Plus, pewnie bym jej nie kupił, bowiem 75 zł to zdecydowanie za dużo jak na możliwości i jakość wykonania tego tytułu. Jeśli nie zagracie – niczego nie stracicie, ale abonenci PS Plus niech ściągną i ocenią sami, a nuż komuś się spodoba.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Mercenary Kings

Atuty

  • Retro-styl
  • Muzyka
  • System rozbudowy broni i bohatera

Wady

  • Nieintuicyjne sterowanie
  • Latanie za zwierzakami
  • Nudne i powtarzające się misje
  • Fatalny system zliczania śmierci w Co-opie
  • Długie loadingi i błędy gry

W ramach abonamentu PS Plus można ograć, ale gdybym zapłacił pełną cenę i zobaczył jak wygląda rozgrywka i wykonanie, mógłbym zakląć pod nosem.

Mateusz Greloch Strona autora
cropper