Recenzja: Starhawk (PS3)

Recenzja: Starhawk (PS3)

Paweł Musiolik | 16.06.2012, 16:12

Warhawk był zaskoczeniem. Pierwotnie gra pokazywana jako tytuł startowy PS3 miał mieć rozbudowanego singla i znacząco różnić się od tego co otrzymaliśmy wreszcie w pudełku. Jednak zmiana profilu gry na sieciową strzelankę TPP przyniosło oczekiwany i wymierny sukces. Gra Incognito Entertainment (teraz Lightbox) było pierwszą grą, która faktycznie wciągnęła mnie w sieciowe rozgrywki. Dlatego po Starhawku obiecywałem sobie bardzo dużo. Czasami miałem wrażenie, że jednak za dużo. Na szczęście nie zawiodłem się w ogóle.

Czekanie na ten tytuł było bardzo dziwne. Wszyscy wiedzieli, że powstaje, jednak Sony ciągle zaprzeczało i tak przez bite dwa lata. A gdy pokazano, że gra zostanie umieszczona w kosmosie i bliżej jej będzie do kosmicznego westernu trochę się zaniepokoiłem czy zmiana klimatu gry nie wpłynie negatywnie na całość i czy nie będą nam twórcy chcieli wcisnąć kolna Colony Wars. Na szczęście nie zapomniano o fanach poprzedniego tytułu i tak naprawdę otrzymaliśmy ulepszonego w każdym calu Warhawka. Całość mogłaby się zamknąć w prostym twierdzeniu, że gra się parę razy lepiej niż tytuł z 2007 roku, ale to byłoby zbyt proste. Bo podobnie jak gra, źródło płynącej satysfakcji jest gdzieś skrzętnie ukryte.

Dalsza część tekstu pod wideo

Starhawk ma wszystko by móc powiedzieć, że gra jest warta wydania 200 złotych. Jest i singiel, który trwa ponad 6 godzin, choć tak naprawdę jest zwykłym samouczkiem i przygotowaniem pod rozgrywkę sieciową. Jest tryb współpracy, który nie został potraktowany po macoszemu, no i jest główne mięsko – tryb dla wielu graczy. Zacznijmy może jednak od rozbudowanego samouczka, to jest – trybu single player. Poznajemy w nim Emmeta Gravesa, który pełni rolę kosmicznego najemnika razem ze swoim przyjacielem Cutterem. Emmet z reguły pilnuje wydobycie tajemniczej energii Rift, która jest główną walutą i motorem gospodarki świata gry. Główny wątek fabularny opiera się na konfrontacji braci – właśnie Emmeta i Logana, który wskutek ataku Wyrzutków, został skażony energią i sam przemienił się w jednego z nich. Naszemu bohaterowi udało się zostać człowiekiem przy pomocy odpowiedniego regulatora, , który przy okazji pozwala mu chłonąć szczątkowe ilości energii. Może nie brzmi to przekonywająco, ale kampania wbrew pozorom poprowadzona jest interesująco, ciekawie i fajnie wpleciono historię w samouczek i elementy gry sieciowej. Jednak nie opierałbym na trybie dla jednego gracza całej przygody z tym tytułem. Nie ten kaliber, nie te priorytety, aczkolwiek jest bardzo dobrze.

Podobnie rzecz się ma z trybem współpracy, który - nie ukrywajmy – jest zwykłym dodatkiem. Fajnie, że mamy parę map, fajnie, że można grać z innymi, ale to nadal jest wariacja trybu Hordy jaki znamy naprawdę z bardzo wielu gier. Oczywiście zależnie od mapy (a mamy ich parę) mamy różny krajobraz, inną dostępność budynków i innych wrogów którzy nas atakują, ale jedno pozostaje takie samo – poziom trudności. Samemu spokojnie można wszystko pozaliczać, zwłaszcza jeśli dobrze wybuduje się bazę, poustawia wieżyczki i zaszyje gdzieś w niedostępnym miejscu.

Miodem, rdzeniem, tym co najważniejsze, swoistą wisienką na torcie jest tryb dla wielu graczy. I na start zła wiadomość dla wielbicieli dziesiątek trybów gry – mamy tylko cztery. Starcie, Starcie Drużynowe, Schwytanie Flagi i Strefy. Jak dla mnie jest to plus, bo lepsze cztery, dopracowane tryby niż parę, które są nudne. A żaden z tych trybów nie nudzi. O ile Starcie i Starcie Drużynowe jest dobre gdy chcemy po prosty sobie pobiegać, postrzelać, ewentualnie polatać w powietrzu, to pozostałe dwa tryby są kwintesencją gry i czymś w co wsiąkniemy jak w ruchome piaski. Zasad tłumaczyć nie trzeba – w pierwszym z nim musimy przejąć flagę wroga i pilnować swojej, w drugiej odpowiednie punkty na mapie i ich bronić by zdobywać punkty. Ot, jeśli ktoś grał w Warhawka to spokojnie załapie o co chodzi. Zones były moim ulubiony trybem w poprzedniej grze, tutaj jest podobnie. Ale wracając – w tych trybach wychodzi to co w tym tytule jest najważniejsze – współpraca z innymi, opracowanie strategii, komunikacja głosowa i rozważne granie bez egoistycznych zapędów. Kompletnie coś innego w stosunku do tego jak kierują trendy i w co większość gra, ale brawa dla ekipy Lightbox Interactive za pójście pod prąd. System Build and Battle, czyli Buduj i Walcz sprawdza się idealnie. Samotne wypady na bazę wroga z góry skazane są na niepowodzenie. Musimy spokojnie, z rozwagą budować obwarowania naszej bazy, później przyczółki na mapie by szybciej i dalej móc się zrzucić (świetny patent z desantem, jesteśmy zrzucani w kapsule, którą możemy sterować, a nawet kogoś zabić) by mieć bliżej do przeciwnika. A budować mamy co, są mury, wieżyczki strażnice, posterunek snajperski, zbrojownia, wszelakie fabryki pojazdów, ramiona naprawcze i wiele innych budynków pozwalających na dowolne strategie – wszystko można ustawić przy tworzeniu gry. By budować, musimy mieć wcześniej wspomnianą energię szczelinową, która powoli nam przybywa gdy jesteśmy w basie, jest w beczkach rozrzuconych na planszy oraz dostajemy ją za pokonanie wrogów. Wszystko ma swój cennik i najlepsze budynki są najdroższe, ot, zgodnie z logiką.

Także dostępny w grze arsenał nie zawiedzie nikogo – mamy pistolety, karabiny, strzelby, wyrzutnie rakiet, granaty, miny, spawarki – czyli wszystko co potrzebne by strzelać do piechoty, ale także i pojazdów. Ustrzelenie Starhawka przy pomocy wyrzutni rakiet daje ogromną satysfakcję, podobnie jak zdjęcie karabinem snajperskim gościa na drugim końcu planszy. Jeśli już przy pojazdach latających jesteśmy, należy zaznaczyć, że Hawki przeszły gruntowną zmianę i oprócz latania (pojedynki powietrzne dostarczają dużo adrenaliny), mogą zmienić się w kroczące mechy bojowe i atakować cele naziemne. Bardzo dobry patent pozwalający na szybkie ataki eskadry Hawków połączone z przemianą i sianiem spustoszenia na tyłach wroga. Oczywiście trzeba wszystko zgrać idealnie by działka przeciwlotnicze nas nie załatwiły. Do arsenału doszły szybkie ścigacze, które raczej służą do transportu, a także odrzutowe plecaki, które pomagają szybko się przemieszczać na planszy, ale mają ograniczoną ilość paliwa. No i w stosunku do Warhawka zaszła jedna zmiana – na planszy nie leżą bronie, te możemy wziąć ze zbrojowni lub pokonanemu wrogowi. Trzeba też wspomnieć że mamy bardzo rozbudowaną możliwość edycji naszej postaci, a także przypinania jej jednej umiejętności z kilkunastu dostępnych. By je zdobyć musimy wykonywać odpowiednie cele i zadania w trakcie gry online.

Pod względem grafiki jest bardzo dobrze – zero zwolnień, płynna animacja i ogromny skok jakościowy od poprzedniej gry. Modele postaci są świetnie zrobione, widać różnice w budowie między ludźmi, a wyrzutkami. Widoki jakie serwuje nam gra potrafią zaprzeć dech w piersiach nie raz, nie dwa – wręcz robią to non stop. O ścieżce dźwiękowej także można mówić w samych superlatywach. Słuchając poszczególnych utworów czujemy się jak w faktycznym, kosmicznym westernie. Świetnie połączenie utworów z klasycznych filmów westernowych z nutkę kosmicznych nowości. Dobrze, że to preorderów dodawano cyfrowy soundtrack, warto go mieć w swojej kolekcji. Jeśli już w tym aspekcie kroczymy – polska wersja gry wypadłą bardzo dobrze do czego przyzwyczaiło nas Sony. Brak błędów w napisach, dubbing minimum dobry, nic czego można by się doczepić. Jak zawsze SCEP odwaliło kawał dobrej roboty jeśli chodzi o lokalizację 2.0.

Starhawk jest grą dla fanów poprzedniej części i tych, którzy szukają drużynowej gry, opartej znacząco na współpracy. Tytułu, który odróżnia się od Call of Duty, Battlefielda czy dowolnego FPS-a lub TPS-a. Bezproblemowy kod sieciowy, idealna komunikacja głosowa, zapowiedź darmowego DLC i do tego świetne wsparcie dla klanów (opcje zarządzania tip top). Lightbox Interactive nie ma zamiaru porzucać swojego nowego dziecka i chwała im za to. Tak unikatowego tytułu nastawionego na rozgrywkę sieciową nie ma i wątpię czy ktoś się odważy zrobić drugi taki. Wady? Ludzie, którzy nie lubią grać drużynowo nie mają tu czego szukać, ale tak naprawdę – czy to wada? Tu już odpowiedzcie sobie sami. No i na koniec zabawna kwestia – walcząc w kosmosie czułem się jak w Colony Wars HD. Czyli świetnie. Kupować? A jakże. Kompletnie olany, ale świetny tytuł.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Starhawk

Atuty

  • Świetna ścieżka dźwiękowa,
  • Jakość gry sieciowej
  • Dobry singiel jako rozgrzewka
  • Ciekawy design świata

Wady

  • Nie dla tych, którzy nie grają drużynowo
  • Średni tryb współpracy

Lightbox Interactive może i nie dostarczyło tak wciągającej sieciowi gry jak Warhawk, ale Starhawk i tak broni się sam. Jeśli szukacie gry gdzie liczy się taktyka i myślenie - właśnie ją znaleźliście.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper