Dead Rising 4 - recenzja gry

Dead Rising 4 - recenzja gry

Maciej Klimaszewski | 12.12.2016, 20:51

Na samym początku zabawy z Dead Rising 4 zachłysnąłem się wręcz nieskrępowaną wyrzynką truposzy, jaką przy okazji czwartej, świętującej dziesięciolecie serii odsłony przygotowali kanadyjscy twórcy. Capcom Vancouver postawił tym razem na prawdziwą jazdę bez trzymanki, podczas której to akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Brzmi przepysznie, prawda? Niestety nie wszystko złoto, co się świeci - jak mawia stare przysłowie. Przepych jest, a i owszem, ale zabrakło w tym całym odpuście zniszczenia jakiejś głębi, poczucia wyzwania. 

Zacznijmy od początku. Dead Rising 4 jest niejako powrotem do korzeni - ponownie wbijamy w buty znanego z „jedynki”, wygadanego fotoreportera Franka Westa i wrzuceni zostajemy do miejscówki, w której wybuchła pierwsza epidemia zombie. Tak jest, miejscem akcji jest doskonale znane fanom marki miasteczko Willamette. Tyle że tym razem oprócz możliwości eksploracji nowiutkiego centrum handlowego, twórcy dorzucili wyrzynkę powłóczących nogami, reanimowanych zwłok na terenie otaczającej go mieściny. Dodajmy, że w świątecznej atmosferze, bowiem epidemia żywych trupów przypadła tym razem na amerykański Black Friday, kiedy to konsumpcjonistyczne trendy nakazują już upstrzyć krajobraz bożonarodzeniowym szajsem. Od wystroju zakupowego raju, aż po będące jego aortą ulice amerykańskiej mieściny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pod względem fabularnym do czynienia mamy ze znanym z gier spod znak znaku Dead Rising absurdem. Ot, historia jest, przerysowany na maksa splot wydarzeń spaja wszystko ładnie w całość i to by było na tyle. No ale nikt nie wymaga tutaj nadwyrężających zwoje mózgowe twistów i cliffhangerów. W końcu to pozycja, w której w przebraniu rekina możemy w najlepsze okładać hordy zombie. Parasolem, młotkiem albo dla przykładu płonącym mieczem. Z drugiej strony pochwalić należy twórców za naprawdę nieźle nakreślone postacie, teksty rzucane przez Franka i ogólny humor, który zdaje się wypełzać z każdego zakamarka gry. Zapomnijcie o elementach grozy znanych choćby z poprzednika, tegoroczne danie od Capcom Vancouver to jaja na całego. Od warstwy fabularnej, przez całą otoczkę, na rozgrywce skończywszy. I trzeba przyznać, że to ma ręce i nogi, jest podane lekko i ze smakiem. Dokładnie tak, jak szarlotka rozmazana na czyjejś facjacie. Jednym słowem: slapstick w najlepszej formie.

Największa nowością w rozgrywce jest… jej ogólne spłycenie. Wiem, nie brzmi to najlepiej i w praniu też nie prezentuje się zbyt kolorowo, ale o dziwo nie przeszkadza być Dead Rising 4 dobrym i grywalnym tytułem. Wyobraźcie sobie, że przez bite 50 godzin, które spędziłem w Willamette nie zginąłem ani razu. Przy natężeniu, z jakim deweloperzy raczą nas nowymi zabawkami i częstotliwością wbijania kolejnych poziomów postaci, należałoby chyba odłożyć pada, żeby ujrzeć ekran obwieszczający zgon bohatera. Gra nie stanowi żadnego wyzwania, nawet w postaci bossów, czy też opcjonalnych starć z Maniakami, którzy spełniają funkcję znanych z poprzednich części Psychopatów. We wszystko wjeżdża się na pełnej świni, wesoło rozdając szlagi na lewo i prawo. Ale wiecie co? To wciąż dobra zabawa. Ze szczerym bananem na pysku szuka się kolejnych schematów, skleca nowe, coraz to bardziej wykręcone zabawki mordu, odjechane na maksa pojazdy i testuje wszystko na setkach wyświetlanych równocześnie na ekranie zgniłków. Nie ma tylko mowy, żebyście się przy tym spocili, ale jako swoisty odstresowywacz całość sprawdza się doskonale. Zwłaszcza, jeżeli dorwiecie się do egzoszkieletu i zaczniecie pokazywać truposzom, kto tu jest prawdziwym bogiem wojny. Totalna orgia zniszczenia.

Co z resztą nowych rozwiązań? W zasadzie niewiele. Jest motyw ze schronami, które należy odbijać, a następnie rozwijać przez ratowanie ocalałych ludzi, którzy tuż po wyrwaniu z łap zombiaków wesoło pędzą w kierunku bezpiecznego lokalu. Niestety nie ma to jakiegoś większego znaczenia, gdyż nabijane kolejnymi ocalałymi poziomy azyli dla rozbitków apokalipsy zombie przekładają się jedynie na zwiększenie asortymentu oferowanego przez rezydujących w nich sprzedawców. Na właściwą zabawę w największym stopniu wpływa pojawienie się odrębnego slotu dla broni miotanej, co jeszcze bardziej ułatwia grę, niwelując problem z brakiem miejsca na nowe cudeńka w ekwipunku. Nie zabrakło także trybu sieciowej współpracy. Szkoda tylko, że ten został oderwany od wątku fabularnego i stanowi całkowicie osobny tryb, w ramach którego wraz z trójką pozostałych graczy klepiemy mniej lub bardziej nadgniłych jegomości, rozwijamy multiplayerowe drzewko umiejętności i od czasu do czasu rozjeżdżamy jakiegoś większego kozaka.

Czas na stronę techniczną. I tutaj od razu krótka piłka, Panowie i Panie - Dead Rising 4 nie jest żadnym pięknisiem, ale jak na tytuł z otwartym i do tego dosłownie naszpikowanym hordami nieumarłych światem prezentuje się naprawdę w porządku. Tekstury nie straszą, animacja trzyma fason (choć przy większej zadymie potrafi nieładnie zgrzytnąć), a w tle pruszy sobie śnieg. Nie ma zbytnio do czego się przyczepić. Osobiście nie spotkałem się w trakcie rozgrywki z żadnymi bugami, nie licząc wyskakujących tu i ówdzie problemów z detekcją kolizji i przenikaniem się obiektów. Dużo lepiej za to wypada warstwa dźwiękowa ze świątecznymi dżinglami, robiącą za tło rozpierduchy muzyką i voice actingiem, gdzie oczywiście bryluje pan, który użyczył głosu Frankowi.

Świąteczny wygrzew w krainie nieumarłych - tak w czterech słowach streściłbym Dead Rising 4. Nie jest to w żadnym wypadku bożonarodzeniowy hit, must-have, na którego należy rzucić się z pianą na pysku, ale grze nie można odmówić też tego, że jest po prostu fajna. Jeżeli kręci Was niezobowiązująca i przy tym praktycznie nieskrępowane masakra żywych trupów w hurtowych ilościach i komediowym sosie, to śmiało atakujcie. Ja nie żałuję ani godziny.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dead Rising 4

Atuty

  • Masakrowanie zombie wciąż bawi
  • Masa odjechanych zabawek do sprawdzenia
  • Świetnie odstresowuje

Wady

  • Brak wyzwania, za łatwa
  • Za mało nowości
  • Okazjonalne problemy techniczne

Świąteczny wygrzew w krainie nieumarłych. Szału nie ma, ale to wciąż dobra zabawa na całego.
Graliśmy na: XONE

Maciej Klimaszewski Strona autora
cropper