Assassin’s Creed Chronicles: India - recenzja gry

Assassin’s Creed Chronicles: India - recenzja gry

Mateusz Gołąb | 19.01.2016, 19:00

Druga odsłona Assassin's Creed Chronicles zabiera nas w podróż aż do malowniczych Indii. Niestety wygląda na to, że nie jest to osłoda rocznej przerwy w głównej serii, na jaką liczyliśmy.

Assassin's Creed Chronicles: India, to zmarnowany potencjał. Grając w China można było odnieść wrażenie, że jest to zalążek jakiejś większej opowieści, która potoczy się przez trzy różne kraje. Tak przynajmniej usprawiedliwiałem sobie we własnej głowie pewną miałkość narracji. Niestety, India udowadnia, że jest tak naprawdę Chronicles to jedynie zapychacz, który ma umilić nam rok oczekiwania na kolejną pełnoprawną odsłonę serii.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sztuka indyjska

Zacznijmy jednak od pozytywów. Wielka szkoda, że tak bardzo średnia produkcja została obdarzona piękną oprawą graficzną. Nie jest to, co ciekawe, grafika jakości AAA, jednak kierunek artystyczny skutecznie maskuje wszelkie niedociągnięcia w kwestii poligonów i sprawia, że bardzo przyjemnie obserwuje się każdy element otoczenia. W przeciwieństwie do bardziej stonowanych kolorystycznie przygód Shao Jun, w Indiach dominują jaskrawe i wyraziste barwy, a świat otoczony jest tradycyjnym wzornictwem tego regionu. 

Tym razem wcielamy się w asasyna o imieniu Arbaaz Mir i kompletnie nie mam pojęcia o czym była jego historia. Scenariusz jest tak bardzo płytki i nijaki, że kompletnie nie zapada w pamięć. Arbaaz gdzieś flirtuje z księżniczką, ratuje swojego mentora, później biega za templariuszami w pogoni za artefaktem Prekursorów. Podobnie jak poprzednio scenariusz podany jest w urywkach, za pośrednictwem krótkich nieanimowanych scenek. Jeżeli jesteście wkręceni w całą otoczkę wojny asasynów z templariuszami, to może spodoba wam się relatywnie rozbudowane tło, które odkrywamy czytając odnalezione w lokacjach zwoje. Dla samej historii Arbaaza nie warto tego przechodzić.

Co jak co, ale gra przynajmniej jest śliczna

Leniwa rozrywka

Rozgrywka w Assassin's Creed Chronicles: India to naturalna ewolucja tego, co poznaliśmy w poprzedniczce. Ponownie polega ona na skradaniu się w dwóch wymiarach z możliwością przechodzenia w głąb ekranu lub wręcz przeciwnie. Przemieszczanie się po kilku płaszczyznach nadal jest ciekawe z perspektywy odbiorcy. Arbaaz otrzymał kilka nowych umiejętności w stosunku do swojej chińskiej poprzedniczki, oraz całą garść nowych przedmiotów. Można by zakładać, że dzięki temu gra będzie ciekawsza od pierwszej części. Niestety coś poszło nie tak.

Fajnie, że mamy możliwość przyczepiania się sufitów za pomocą linki z hakiem, a także nowe skille związane z glitchami w systemie. Niestety nie pomaga to marnym projektom poziomów. Co prawda, w teorii, India jest nieco dłuższe od China, ponieważ historia jest dłuższa o dwie sekwencje. Mimo to, całą grę przebiega się w około 4-5 godzin i to z wielkim bólem. Kolejne etapy  sprawiają wrażenie poskładanych na szybko. Tak, aby nie było zbyt długiej przerwy pomiędzy poszczególnymi odsłonami Chronicles. Nie ma w nich nic, co trzymałoby mnie przy grze, a wręcz przeciwnie. Każda kolejna grupka przeciwników sprawiała, że łapałem się za głowę. Jakby tego było mało – wrogowie w dwójce wcale nie stali się mądrzejsi. Trochę szkoda, bo marnuje się tu całkiem fajny system walki. Ale nie tylko z tego powodu. Mir również ginie niezwykle szybko, więc pojedynków raczej należy unikać.

Oparty nieco o rytmikę system walki jest super. Aż szkoda, że lepiej jej unikać

Największą radość sprawiały mi etapy umiejscowione mniej więcej w połowie gry, które wyraźnie nastawione były głównie na wspinaczkę i kombinowanie ze wspinaczką. Przemknęło mi wtedy przez myśl, że ekipa ze studia Climax znacznie lepiej poradziłaby sobie z produkcją spod znaku Prince of Persia, niż z taką mieszanką walki ze skradaniem. Musieliby tylko trochę poćwiczyć wyobraźnię.

Po ukończeniu zabawy mamy również możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w trybie wyzwań lub pokonania gry ponownie na wyższym poziomie trudności. Nie ma jednak ku temu zbytnio powodu. Gra wyraźnie zresztą nastawiona jest na wykręcanie jak najlepszych osiągnięć, gdyż za ukończenie każdego poziomu otrzymujemy punktację. Im lepiej się nam powiedzie, tym lepsze otrzymamy bonusy w nagrodę. Nie warto.

O, mateczko Rosjo

Niestety – tendencja spadkowa jest wyraźna. To ten najgorszy typ gry. Nie jest jakoś szczególnie zabugowana. Nie jest również okrutnie zła. Doskonały średniak, od którego wieje nudą. Jeżeli spodobało wam się China, to możecie spróbować. A nuż przyciągnie was do siebie. Osobiście mam już tylko nadzieję, że Russia nie okaże się najgorszą z kronik.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Assassin's Creed Chronicles: India

Atuty

  • Jest śliczna
  • Ciekawy system walki
  • Satysfakcjonująca wspinaczka na kilku płaszczyznach

Wady

  • Nudna do bólu
  • Kiepsko zaprojektowane poziomy
  • Nijaka fabuła
  • Zmarnowany potencjał

Najgorzej jeśli gra jest nudna. Świetny tytuł, to naturalnie dobra zabawa, a zabugowane produkcje potrafią przynajmniej bawić. AC Chronicles: India to średniak o kompletnie zmarnowanym potencjale.
Graliśmy na: XONE

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper