Recenzja gry: War for the Overworld

Recenzja gry: War for the Overworld

Igor Chrzanowski | 02.05.2015, 08:00

Któż z nas nie marzył kiedyś o tym, aby choć na chwilę stać się tym złym i bez żadnych skrupułów niszczyć, torturować i wyszydzać swych wrogów. Jednym z pierwszych pozwalających nam na to tytułów był świetny Dungeon Keeper, wykreowany przez ekipę Bullfrog. Teraz doczekaliśmy się jego godnego następcy.

Mowa tu o War for the Overworld, które swoją mechaniką i stylistyką nawiązuje do kultowej serii z lat 90-tych. W debiutanckim dziele Subterranean Games fabuła jest niestety tylko małym pretekstem ku temu by siać chaos. Otóż my, jako jeden z władców podziemia, wracamy po niezliczonych latach nieobecności do świata, którym chcemy zawładnąć. Jak to zazwyczaj bywa, gdy o tym wszystkim dowiadują się ci dobrzy, postanawiają nam w tym przeszkodzić – lecz nie tylko oni. Okazuje się zatem, że zgodnie z tytułem, by zdobyć władzę absolutną, musimy stoczyć wojnę, zarówno z herosami jak i złoczyńcami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Głębia tejże opowieści może i nie powala na kolana, lecz bardzo dobrze broni się jednym z aspektów, który często w tego typu grach kuleje – sposobem narracji. Jest tak za sprawą głosu towarzyszącego nam przez cały czas, jaki spędzamy z War for the Overworld został dobrany wprost idealnie – do współpracy zaproszono znanego z oryginału Richarda Ridingsa. Dodatkowym plusem dla całego zespołu deweloperskiego jest humor, jaki zaimplementowano w strukturę gry. Podczas zabawy co jakiś czas usłyszymy zabawne historyjki z życia minionów, postaci głównych, a nawet legendy związane z tymi, którzy zmarli setki lat temu.

A co zaserwowali nam panowie z Subterranean Games? Gdy w pewnej misji sprofanujemy grobowiec jednego z mężnych krasnoludów, dowiemy się, że był on życiowym pechowcem. Dlaczego? Za życia kilkukrotnie trafił go piorun, a zginął przez mały meteoryt, który wpadł do pomieszczenia akurat przez małą szczelinę w suficie nad jego głową – na dodatek nikt nie zna jego imienia, dlatego też znany jest dziś jako Meteor. Bardziej luźne, jednorazowe wstawki kręcą się wokół życia naszych podwładnych i ich przemyśleń. Przykłady? „Dwa stwory zażądały przywilejów w grze. Nie bardzo wiem o co im chodzi, ”. „Twoje miniony oszalały. Wydaje im się, że sprawujesz nad nimi władze.”. „Panie, Twoi podwładni myślą... że jesteś szpiegiem.”.

Już przy pierwszych zapowiedział twórcy obiecywali, że ich dzieło będzie pełnoprawnym Dungeon Keeperem 3, tylko że pod inną nazwą i z paroma innowacjami. Trzeba przyznać, że naprawdę dotrzymali słowa. Gameplay w War for the Overworld opiera się na dobrej i sprawdzonej mechanice wykreowanej przez Bullfrog. Naszym zadaniem jest takie pokierowanie gospodarką podziemnego lochu, by rozrastał się i szerzył zło we wszystkie cztery strony świata. Do dyspozycji otrzymamy tu takie klasyczne budowle jak skarbiec, legowisko, pokój treningowy, biblioteka, czy też komnata tortur. Na szczęście ekipa odpowiedzialna za grę nie ograniczyła się tylko do metody kopiuj-wklej. Między innymi znajdziemy tu również salę alchemików oraz nowe budowle obronne, jak na przykład bombardy.

Gdy już wzniesiemy odpowiednio silny loch, którego sercem jest rdzeń, zaczną do nas przybywać przeróżne ohydne kreatury jak gobliny, trolle, cienie, latające monstra strzelające z oczu, a nawet mroczni magowie przesiadujący w bibliotekach. Tutaj tak samo jak w Dungeon Keeperach z lat 90-tych, musimy zadbać o nasze stwory. Właśnie dlatego w każdym przyzwoitym lochu powinna się znaleźć tawerna, miejsce do spania, bądź jakieś źródła rozrywki i pożywienia. Niektóre z minionów będą także żądać zapłaty za swoje usługi, więc gracze muszą uważać na poziom zamożności, by w dniu wypłaty nie odesłać kreatur z kwitkiem, bo wtedy się zbuntują. Na szczęście jest na to kilka rad.

Po pierwsze prawie na każdej mapie można znaleźć co najmniej jedno miejsce, które posiada nieograniczone zasoby złota - gdy je zdobędziemy i aktywujemy, jedyną granicą bogactwa będzie wielkość skarbca. Ponadto możemy przejąć kosztowności naszych wrogów, gdy nasze gobliny swymi czarami przejmą ich terytorium. Oczywiście każdy ze stworów ma pewne zastosowanie bojowe i przydaje się w rajdach na fortyfikacje nieprzyjaciela. Należy jednak uważać, by nie odciągać ich na zbyt długo od zwykłych obowiązków i przyjemności życia, ponieważ wtedy ich morale zacznie się obniżać i zamiast wrócić po bitwie do pracy polecą do legowiska. Na szczęście tutaj z pomocą przychodzi magia.

Wraz z rozwojem badań, o których za chwilę, rośnie nam pula czarów jakie możemy wykonać. Do dyspozycji mamy przyzwanie dodatkowego pracownika, ciśnięcie piorunem, uleczenie ran jednego z naszych podwładnych, bądź zmuszenie go do tego, by robił tylko to co my chcemy, bez względu na to czy jest głodny, czy ma inną potrzebę. Jednym z najfajniejszych zaklęć jest to pozwalające nam widzieć świat oczami jednego ze stworów, a na dodatek go kontrolować – dostajemy dzięki niemu Dungeon Keeper FPP. Bez DLC i mikropłatności.

Kolejnymi wspomagaczami są miksturki przygotowywane przez alchemików – jedne mogą zwiększyć wydajność pracy, inne posłuszeństwo. Kluczem do osiągnięcia sukcesu w War for the Overworld jest rozwój, nie tylko infrastruktury ale i technologii, którą odblokowujemy dzięki punktom nauki zdobywanym przez magów w bibliotekach. Ważne jest aby nie angażować ich non-stop do działań bitewnych, gdyż stajemy wtedy w technologicznym miejscu, a kto stoi ten się cofa, nieprawdaż? Dzięki badaniom poznamy nowe budynki, czary, mikstury, fortyfikacje obronne, a nawet silniejsze istoty.

Na spory plus można grze zaliczyć różnorodność misji i mnogość trybów rozgrywki. W kampanii raz przyjdzie nam bronić się przed falami wrogów, przy innej zaś okazji będziemy przeszukiwać lochy, by znaleźć jakiś artefakt. Zdarzyła się nawet misja, w której podobnie jak w grach RPG paradowaliśmy po podziemnym cmentarzu grupką czterech nekromantów, a do dyspozycji mieliśmy tylko uwolnione i wskrzeszone szkielety. Zadanie okazało się bardzo ciekawą i przyjemną odskocznią od ciągłego budowania i planowania. Jeśli zaś przejdziemy główną oś fabularną, podzieloną na 13 długich wypraw, czeka na nas jeszcze parę form zabawy.

Pierwszą i oczywistą jest Potyczka, czyli standardowe starcie z SI na różnej wielkości mapach – dobre do potrenowania przed wyruszeniem na serwery. Kolejny jest tryb Przetrwania, w którym to dysponując ograniczonymi terenami i maną musimy przeżyć jak najdłużej. Tutaj możemy wznieść, ze 3-4 budowle, trochę infrastruktury obronnej i czekać na kolejne fale wrogów. Ostatnim rodzajem zabawy jest Piaskownica. Jak to w takich przypadkach bywa, mamy nieograniczoną ilość złota i many oraz maksymalny poziom rozwoju technologicznego, by zbudować wszystko to co przyjdzie nam do głowy. Jest tylko mały problem. Poza swobodą konstruktorską i możliwością artystycznego wyżycia się, nie uświadczymy tu żadnego celu. Niestety nie udało mi się wejść do jakiejkolwiek sesji online.

Jak wiadomo nie ma róży bez kolców, a znak naszych czasów musiał odcisnąć swoje piętno na tej produkcji. Najpoważniejszym grzechem War for the Overworld jest to, że nie wszystko było gotowe na premierę gry – i nie jest do dziś. Poza dopracowaną kampanią przed każdym trybem rozgrywki wita nas informacja, iż dany projekt jest dopiero prototypem, dlatego też może zawierać błędy, które oczywiście zostaną wkrótce usunięte wraz z nadchodzącymi patchami. Autorzy zdecydowali się wydać produkt niekompletny, ale czy postąpili dobrze? Ponadto raz na jakiś czas SI potrafi zgłupieć - zablokować się, bądź zagubić w labiryntach, gdy postawi się im cel podróży zbyt daleko. Od czasu do czasu grze zdarzy się nieprzyjemnie chrupnąć, lecz nie przeszkadza to w rozgrywce w pojedynkę – przy multi może być już problem. Ostatnią zmorą tego tytułu są bardzo długie loadingi.

Pod względem graficznym WFTO nie zachwyca, ale też nie razi – ot taki średniak. Na szczęście nadrabia to warstwą audio. Dzieło Subterranean Games ma bardzo klimatyczny soundtrack, który z przyjemnością można posłuchać nawet poza środowiskiem gry. Muzyka z menu, misji oraz głosy lektora i poszczególnych bohaterów opowieści stoją na najwyższym światowym poziomie.

Śmiało można powiedzieć, że War for the Overworld to udany spadkobierca Dungeon Keeperów. Twórcy nie tylko dobrze wykorzystali to co sprawdziło się blisko 20 lat temu, lecz rozszerzyli formułę o własne pomysły, dzięki czemu tchnęli w gatunek nieco świeżej krwi i ducha.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry War for the Overworld

Atuty

  • Toż to Dungeon Keeper 3
  • Muzyka
  • Lektor!
  • Humor

Wady

  • Zawartość gry jest niedokończona
  • Błędy techniczne
  • Długie czasy ładowania

Jesteś fanem starych dobrych Dungeon Keeperów? Kupuj teraz. Nie jesteś? Wstrzymaj się nieco aż wyjdą kolejne łatki i wydaj swoje ciężko zarobione pieniądze wtedy.

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper