Netflix - 10 perełek na wieczorny seans, o których mogliście nie wiedzieć

Netflix - 10 perełek na wieczorny seans, o których mogliście nie wiedzieć

Dawid Ilnicki | 18.08.2020, 22:00

Obok stale dostarczanych własnych produkcji filmowych, Netflix dba również o uaktualnianie swojej bazy, co miesiąc powiększając ją o nowe tytuły. Są wśród nich zarówno dobrze znane hity kinowe, jak i niedocenione produkcje, które mogły początkowo umknąć uwadze widzów. Właśnie o takich pozycjach będzie traktował ten artykuł.

Wybraliśmy dziesięć, mniej znanych obrazów znajdujących się obecnie w bibliotece Netflixa. Część z nich to filmowe klasyki, o których obecnie mało kto pamięta. Inne należą do gatunku niezależnego kina społecznego. Zdecydowana większość to jednak typowa, filmowa rozrywka, która na tle konkurencji wyróżnia się, a to za sprawą jakiegoś rozwiązania fabularnego, a to ciekawych bohaterów. Reprezentują one różne gatunki: od sensacji, przez dramaty społeczne, a skończywszy na fantastyce.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wybawienie (Deliverance)

Zaczynamy od prawdziwego, choć obecnie chyba trochę zapomnianego, klasyka. John Boorman to niewątpliwie mocno nierówny twórca, mający na swoim koncie zarówno prawdziwe hity, takie jak “Piekło na Pacyfiku” i “Zbieg z Alcatraz”, jak również ewidentne gnioty, na czele z legendarnym “Zardozem”. “Wybawienie” z całą pewnością należy do pierwszej kategorii i jest dziś uznawane za kanoniczną pozycję z lat 70-tych. To opowieść o czterech kumplach z miasta, jadących na prowincję, by przeżyć prawdziwą męską przygodę, która z całą pewnością zmieni ich życie na zawsze. Obraz z 1972 roku przeszedł do historii kina głównie ze względu na dwie sekwencje. Pierwsza to niezwykle brutalna - zwłaszcza w swoich czasach - scena napaści miejscowych na bohaterów, która - swoją drogą - potężnie wstrząsnęła 8-letnim Quentinem Tarantino i pokazała mu jak mocno może oddziaływać kino na wyobraźnię. Druga to legendarny utwór na gitarę i banjo, zagrany przez jednego z bohaterów, Drew i lokalnego chłopaka. Później nawiązywało do niej kilka innych produkcji, na czele z “Zombieland”. Przede wszystkim jednak “Deliverance” to kapitalny film akcji, który po latach wcale się nie zestarzał. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy jeszcze go nie widzieli.

Zobacz także:

Medium

Zbitka słowna “polski horror” z pewnością nie kojarzy się widzowi zbyt dobrze. Polska kinematografia rzadko zabierała się za kino grozy, a nieliczne przypadki, takie jak choćby “Wilczyca” czy “Lokis”, kończyły się porażkami. Jednym z wyjątków jest z pewnością obraz Jacka Koprowicza, reklamowany jako pierwszy polski film poświęcony tematyce okultystycznej. Rzeczywiście opowiada on o serii przedziwnych wydarzeń, w które - według młodszej siostry okultysty Wagnera - zamieszane jest potężne medium. Twórcy w znakomity wręcz sposób odtworzyli realia Trójmiasta z lat 30-tych, a także wykreowali atmosferę grozy, zwłaszcza w znakomitej końcówce obrazu. Dodając do tego świetną obsadę, mamy w końcu pozycję reprezentującą kino grozy, której z całą pewnością nie musimy się wstydzić, a wręcz przeciwnie!

Kierowca (Wheelman)

Nie bez powodu narzekamy na filmowe produkcje Netflixa, które zazwyczaj są bardzo słabe. Najgorsze jest w nich chyba to, że rzut oka na krótki opis zapowiadający nową pozycję, a także obsadę, zazwyczaj daje nadzieję na całkiem dobrą rozrywkę, a tymczasem obrazy te zawodzą nawet na tym poziomie. Zupełnie inaczej jest w przypadku “Kierowcy”, którego wyreżyserował Jeremy Rush; mamy tu bowiem do czynienia z dość prostą fabułą, bohaterem takim jak wielu innych, a mimo to film ogląda się bez najmniejszego bólu, a nawet z przyjemnością. Grany przez Franka Grillo mężczyzna dostaje zlecenie, które z minuty na minutę wciąga go w coraz większe problemy. Produkcja została zrealizowana pierwszorzędnie, udźwiękowienie i zdjęcia sprawiają, że ogląda się ją znakomicie. Całość dźwiga na swoich barkach sam Grillo, którego - parafrazując Witolda Gombrowicza - można nazwać “pierwszorzędnym aktorem drugorzędnym”. Reasumując: “Wheelman” to przykład solidnej, filmowej rozrywki i dowód na to, że Netflix potrafi tworzyć nie tylko solidne seriale.

Zatrzyj ślady (Leave no Trace)

W 2010 roku Debra Granik zrealizowała mocno chwalony film “Do szpiku kości” z Jennifer Lawrence, w którym zajęła się obserwacją ludzi ze społecznego marginesu, żyjących gdzieś na uboczu. Jej kolejny film, “Przybłęda” z 2014 roku, nie zrobił takiego szumu, ale po czterech latach wróciła z kolejną, bardzo solidną produkcją, którą można zobaczyć na Netflixie. Głównymi bohaterami są ojciec i córka, mieszkający w szałasie w pobliskim lesie. Grany przez Bena Fostera rodziciel to weteran wojny, który ze wszelkich sił stara się uchronić swoje dziecko przed wszelkimi, czyhającymi na nią niebezpieczeństwami, które - jak się wydaje - utożsamia z byciem w większej grupie ludzi. Naturalnie cywilizacja zaczyna się upominać o parę bohaterów w momencie, gdy w miejscu ich koczowania pojawiają się odpowiednie służby. Film amerykańskiej reżyserki jest przejmujący, przede wszystkim za sprawą świetnej gry aktorskiej duetu Foster - Thomasin McKenzie, a w dodatku na tyle złożony, że można go interpretować w różny sposób. Sama podróż przez amerykańską prowincję jest naprawdę fascynująca, obraz zwraca na siebie uwagę za sprawą znakomitych zdjęć. Z pewnością jest to pozycja obowiązkowa, jeśli chodzi o współczesne kino społeczne.

Porwana pamięć (Forgotten)

Koreańskie kino nadal potrafi zaskoczyć i ten film jest tego najlepszym przykładem. Z pozoru oglądamy tu bowiem typową rodzinną historię, w pewnym momencie jednak okazuje się ona tylko zręcznie zorganizowaną fasadą, której celowość będzie musiał odkryć główny bohater. Fabuła jest potężnie zakręcona, początkowo wydaje się wręcz niedorzeczna, ale po obejrzeniu obrazu do końca, wszystko zaczyna się układać w logiczną całość. Kinematografia azjatyckiego giganta przyzwyczaiła nas do nasycania historii tak skrajnymi emocjami, że w końcówce robią one na widzu wielkie wrażenie, nawet pomimo tego, że do kilku wątków można by się przyczepić. Miłośnicy filmów z Korei powinni być usatysfakcjonowani, a dla tych, którzy nie mają jeszcze wielkiego doświadczenia w oglądaniu produkcji z tej części świata, może to być dobry wstęp, by się nimi zainteresować.

Wybawiciel (The Salvation)

Właściwie nie sposób powiedzieć niczego nowego w konwencji westernu, bo ten bardzo specyficzny gatunek filmowy jest już mocno nieświeży i jak pokazuje wielki sukces “Red Dead Redemption 2” sprawdza się dziś dużo lepiej w grach komputerowych. Czasami jednak pojawiają się jeszcze całkiem znośne fabuły, jak mini-serial “Godless”, również dostępny na Netflixie, który w żadnym razie nie dorównuje klasycznemu “Deadwood”, ale ogląda się go dobrze. Taką pozycją jest też bez wątpienia “Wybawiciel”, który łączy ze sobą niezłą fabułę, odhaczającą w zasadzie zdecydowaną większość wątków z klasycznych westernów, a także świetną obsadę. Pojedynek Madsa Mikkelsena z Jeffreyem Deanem Morganem, któremu sekunduje Eva Green, to coś na co zawsze warto popatrzeć, a całkiem udane kreacje stworzyli tu także były piłkarz Eric Cantona i Jonathan Pryce. Świetne zdjęcia, wartka akcja to wszystko czego można oczekiwać od filmu, który jest jedną z lepszych produkcji ostatnich lat, w swoim gatunku.

Dzień Bastylii

Interesujący film akcji. Jego fabuła koncentruje się wokół zamachów, którym ma zapobiec dość nietypowy duet. Znany z “Gry o Tron” Richard Madden gra tu artystę-złodzieja, który niespodziewanie zostaje wciągnięty w tę intrygę. Z kolei Idris Elba na dobrą sprawę powtarza tu, w nieco innej konwencji, rolę z serialu “Luther”, odtwarzając szorstkiego w obejściu agenta CIA, z którym duże problemy mają przełożeni. Oczywiście między dwiema, tak różnymi postaciami, zawiązuje się pewnego rodzaju nić porozumienia, która ostatecznie sprawia, że film ogląda się całkiem dobrze. Reszta to bowiem dość standardowe kino sensacyjne z kilkoma przewidywalnymi twistami, o tyle oryginalne, że kręcone w Paryżu. Ładne plenery, ciekawi bohaterowie, grani przez dobrych aktorów - przepis na całkiem dobrze spędzone półtorej godziny.

Good Time

Właśnie dzięki temu filmowi bracia Safdie zaznaczyli swoją obecność jako jedni z najciekawszych twórców amerykańskich, a popisową rolę zagrał tu Robert Pattinson. Z pozoru zwyczajna historia, dotycząca napadu na bank, którego dokonuje dwóch braci, zamienia się tu w prawdziwą walkę o przetrwanie. Najważniejsza staje się dramatyczna próba uwolnienia, granego przez Bena Safdiego, nieprzystosowanego do normalnego życia Nicka, wciągniętego w całą aferę przez dużo sprytniejszego Connie’go. Fantastycznie zrealizowana produkcja, którą ogląda się jak najlepszy film sensacyjny, mimo tego że nie ma tu wielu zwrotów akcji. Doskonały mix kina społecznego z trzymającym w napięciu do końca thrillerem.

Psychokineza

Kolejny koreański obraz w tym zestawieniu to swoiste trzy w jednym. Na podstawowym poziomie to rzecz jasna opowieść o dość oryginalnym superbohaterze, zwykłym człowieku, który nagle odkrywa u siebie nadzwyczajne moce. Mamy tu do czynienia z produkcją, która może stanąć w jednym szeregu z takimi tytułami jak - wspominane kiedyś w innym artykule - “Defendor”, Special” czy “Super”. Po drugie: jest to również film o życiowym nieudaczniku, który chce naprawić swoje relacje z córką, a jak się okazuje wcale nie jest to łatwe. No i trzecia kwestia to oczywiście niemal stały wątek w koreańskim kinie, czyli kwestie społeczne. Krytyka wielkich korporacji, które brutalnie rozprawiają się z ludźmi, prowadzącymi własną działalność na terenach, mającymi zostać oddane pod budowę wielkiego centrum handlowego. Jest to obraz mocno specyficzny, który z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu, ale amatorzy niecodziennego kina superbohaterskiego powinni zainwestować swój czas, by go obejrzeć.

Errementari: Kowal i Diabeł

Niezwykle interesująca, głównie od strony wizualnej, adaptacja europejskiej bajki, która gatunkowo lokuje się gdzieś między dark fantasy a baśnią. Co ciekawe została ona zrealizowana w języku baskijskim. W niebanalny sposób, bliski choćby “Sleepy Hollow” Tima Burtona, ale z własnymi, niepowtarzalnymi szczegółami, została tu przedstawiona prowincja, gdzie ma miejsce właściwa akcja filmu, w której pewien kowal oddaje swoją duszę diabłu, a następnie więzi go, bo jego zdaniem nie wywiązał się on z wcześniejszej umowy. Obraz często jest klasyfikowany jako horror, ale prawdę mówiąc strachu tu niewiele. W produkcji widać jednak ambitną wizję i ogląda się ją bardzo przyjemnie.
 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper