Fatalny romans – recenzja filmu. Rzeczywiście fatalny

Fatalny romans – recenzja filmu. Rzeczywiście fatalny

Jędrzej Dudkiewicz | 16.07.2020, 21:00

Netflix jest trochę, jak taki współczesny Doktor Jekyll i Pan Hyde. Każdy bez trudu może wskazać całkiem sporo naprawdę udanych produkcji, które powstały dla tego serwisu. Jednocześnie na każdą z nich przypada przynajmniej jedna (a kto wie, może i więcej) takich, które nie przedstawiają sobą wielkiej wartości. Niestety film Fatalny romans należy do tych drugich.

Ellie ma wszystko – wspaniałego męża, córkę, która zaczyna właśnie naukę w college’u, nowy dom nad morzem i wkrótce otwiera własną kancelarię prawniczą. W trakcie ostatniej sprawy w starej pracy spotyka dawno nie widzianego znajomego ze studiów, Davida. Po wspólnie spędzonym wieczorze, Ellie ma wyrzuty sumienia, zaś David ma niekoniecznie miłe zamiary…

Dalsza część tekstu pod wideo

Fatalny romans – recenzja filmu. Rzeczywiście fatalny

Fatalny romans – nudno, bez sensu i bez napięcia

Jeśli macie skojarzenia ze znanym filmem Fatalne zauroczenie z Glen Close i Michaelem Douglasem z 1987 roku, to w sumie słusznie. Uważam jednak, że Fatalny romans jest filmem tak, nomen omen, fatalnym, że nie ma sensu porównywać tych dwóch produkcji, byłaby to obraza dla tego lepszego. Co zadecydowało o tym, że w tegorocznej produkcji wszystko jest gorsze? Po pierwsze, fabuła. Gdybym miał ochotę szukać czegoś na obronę twórców, to może bym uznał, że gdzieś w tym wszystkim kryje się opowieść o tym, że ludzie czasem nie doceniają tego, co mają i dopiero ekstremalna sytuacja sprawia, że dostrzegają, ile mają w życiu szczęścia. Albo że jest tu coś o konieczności ponoszenia konsekwencji swoich działań oraz o tym, że jeśli coś się psuje między dwiema osobami, to przede wszystkim należy ze sobą porozmawiać. Ale nie mam ochoty, tym bardziej, że mam wrażenie, że to szukanie na siłę jakiejkolwiek głębi tam, gdzie jej po prostu nie ma. Jest za to bardzo dużo schematów, całość jest przewidywalna od początku do końca. Jakby tego było mało brakuje tu też sensu, wiele rozwiązań scenariuszowych jest absurdalnych, a bohaterowie nie są w stanie podjąć jakichkolwiek rozsądnych – i w gruncie rzeczy dość oczywistych – akcji oraz decyzji. No cóż, tego można się było spodziewać. Problem w tym, że jest jeszcze większy, poważniejszy brak. Mianowicie Fatalny romans jest beznadziejnie wyreżyserowany, nie ma w sobie choćby odrobiny napięcia, które sprawiałoby, że to, co dzieje się na ekranie będzie jakkolwiek intensywne i zajmujące. Innymi słowy film ten jest strasznie nudny.

Fatalny romans – słabe aktorstwo

A to nie wszystkie mankamenty Fatalnego romansu. Kolejnym są postacie, do tego bardzo słabo zagrane. Serio, dawno nie widziałem tak słabo odegranych scen chociażby kłótni. Fakt, aktorkom i aktorom zdecydowanie nie pomaga to, że każda osoba pojawiają się na ekranie jest strasznie płaska i niewiarygodna psychologicznie. Nie pomagają też drewniane dialogi. Tym niemniej chciałoby się, żeby ktokolwiek spróbował wyciągnąć z tego materiału cokolwiek więcej. Zamiast tego momentami wygląda, jakby wszyscy wiedzieli, że występują w strasznej szmirze i nawet nie chciało im się udawać, że cokolwiek im się chce.

No cóż, nie ma zatem sensu więcej pisać o Fatalnym romansie. Bardzo gorąco polecam omijać tę produkcję szerokim łukiem. No chyba, że koniecznie chcecie obejrzeć coś krótkiego (to jedyna zaleta filmu), co mogłoby lecieć w tle, kiedy będziecie zajmować się czymś znacznie ciekawszym. W innym wypadku polecam wrócić do wspomnianego już Fatalnego zauroczenia.

Atuty

  • Film jest krótki

Wady

  • Cała reszta

Fatalny romans to niestety kolejny bardzo słaby i zupełnie niepotrzebny film Netflixa, którego oglądanie jest straszną stratą czasu.

2,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper