The Order, sezon 2 – recenzja serialu. Zaczyna robić się ciekawie

The Order, sezon 2 – recenzja serialu. Zaczyna robić się ciekawie

Piotrek Kamiński | 22.06.2020, 21:00

Pierwszy sezon "The Order" obejrzałem w całości tuż przed premierą drugiego i... nie bawiłem się dobrze. Bałem się, że drugi znienawidzę jeszcze bardziej ze względu na bliskość premiery z "The Last of Us 2". O dziwo, im głębiej w las, tym więcej frajdy sprawiały mi kolejne odcinki. I teraz nie wiem, czy to dlatego, że serial stał się lepszy, czy bo koniec coraz bliżej, czy dopadła mnie jakaś wersja syndromu sztokholmskiego. Zobaczmy, czy uda nam się to ustalić.

Dla niezaznajomionych z pierwszym sezonem, który bezczelnie w tym akapicie zaspoiluję, Jack Morton dostaje się do prestiżowej akademii Belgrave, na czym zależy mu ze względu na funkcjonujące tam tajne stowarzyszenie błękitnej róży, do którego pragnie się dostać. Po co? Ponieważ mogą nauczyć go tam magii (takiej najprawdziwszej, nie karcianej), co pozwoli mu nawiązać walkę z Edwardem Coventry, jego biologicznym ojcem, magiem, główną przyczyną samobójczej śmierci jego matki. Sytuacja komplikuje się nieco, kiedy okazuje się, że Edward nie jest byle jakim magiem, a przywódcą stowarzyszenia, do którego Jack właśnie próbuje wstąpić. Jakby tego było mało, chłopak zakochuje się w swojej przełożonej, zostaje wbrew swojej woli przemieniony w wilkołaka i od tej pory musi grać rolę podwójnego agenta. Na papierze brzmi to całkiem nieźle, ale wykonanie kuleje. Na obie nogi. Większość aktorów ledwie potrafi wyrazić jakiekolwiek emocje, efekty specjalne kłują w oczy, a fabuła jest tak przewidywalna, że aż boli.

Dalsza część tekstu pod wideo

The Order, sezon 2 – recenzja serialu. Zaczyna robić się ciekawie

The Order – Tona ciekawych pomysłów

Drugi sezon rozpoczyna się niedługo po zakończeniu pierwszego. Jack Morton żyje sobie w błogiej nieświadomości, studiuje, stara się zostać cheerleaderem (serio) i za namową swojej dziewczyny zrobił sobie białe pasemka na głowie. Sielanka nie trwa jednak długo, ponieważ nieautoryzowane użycie magii przez nieznanych nam jeszcze osobników sprawia, że siedzący w nim wilkołak dostaje szału. Wkrótce po tym cały zakon Rycerzy Świętego Krzysztofa - czyli wilkołaki - odzyskuje odebrane im wspomnienia i, jak nietrudno się domyślić, jego członkowie nie są zachwyceni tym, co zrobiła im nowa przywódczyni bractwa, Vera Stone. Zaczynają więc planować zemstę, która raz jeszcze rozwinie się do apokaliptycznych wręcz proporcji.

Co by nie mówić o infantylności części wątków, nie można odmówić im oryginalności. Czego tu nie ma - zbiorowa świadomość, przywoływanie demonów, podmiana świadomości, ludzie zamieniani w drzewa, spór o hierarchię, pytania o istotę działania magii. Praktycznie każdy odcinek oferuje jakąś interesującą koncepcję, a większość z nich zostaje w ciekawy sposób rozwinięta. Niestety pozostałe wątki zostały albo potraktowane po macoszemu, albo zakończone tak szybko i nagle, że nie sposób nie śmiać się z ich niezamierzonego komizmu. A może właśnie zamierzonego? Bo musisz wiedzieć, że drugi sezon The Order bardzo często balansuje na graniczy horroru i komedii - z obowiązkową dla seriali młodzieżowych domieszką romansu. Z jednej strony oglądamy rozrywające ludziom szyje wilkołaki, z drugiej śmiejemy się, kiedy Jack po odzyskaniu swoich wspomnień przeżywa beznadziejny wygląd swoich pasemek i czym prędzej wraca do swojego standardowego koloru. Pierwszy sezon niby też nie stronił od bardziej humorystycznych scen, ale mam wrażenie, że drugi robi to znacznie lepiej. Śmiejemy się razem z postaciami, a nie z nich. Nie brakuje również bardziej meta żartów, jak moment, w którym dwóch starszych rangom magów ujawnia swoje twarze i... nic więcej nie powiem aby nie psuć nikomu niespodzianki.

The Order – Wciąż nieco sztywne, ale ciekawsze postacie

Tym co zaimponowało mi w drugim sezonie The Order najbardziej był sposób prowadzenia bohaterów przez scenarzystów. Postacie, które, zdawać by się mogło, zostały już solidnie ugruntowane w pierwszym sezonie, ewoluują w często mocno nieoczekiwanym kierunku. Przyjaciele stają się wrogami, wrogowie przyjaciółmi, magowie wilkołakami, ludzie demonami i tak w kółko i tak dalej. Nadaje to całej produkcji zupełnie nowej dynamiki, przez co kolejne odcinki ogląda się z większą przyjemnością i zaciekawieniem. Aktorom wciąż daleko do pierwszej ligi, ale widać, że zapoznali się już ze swoimi postaciami i potrafią całkiem przekonująco się w nie wcielić. Finał sezonu pozostawiał też wiele otwartych furtek dla potencjalnego trzeciego sezonu, na który czekam ze zdecydowanie większym entuzjazmem, niż na obecny.

W gruncie rzeczy jedynym co powstrzymuje mnie przed wystawieniem wyższej oceny są te przeniesione jeszcze z pierwszego sezonu nagłe wybuchy komizmu. Kiedy przez cały odcinek, albo wręcz kilka, obserwujemy rozwój wydarzeń i wydaje się, że sytuacja jest beznadziejna, nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, dzieje się coś relatywnie niewielkiego, co sprawia, że całość wywracana jest do góry nogami, a wrogowie sprzed pięciu minut nagle stają się ulegli i delikatni jak małe dzieci. Ciężko przez to wczuć się w powagę przedstawianych wydarzeń. Niby serial kręcony jest na poważnie, a w co drugiej scenie bohaterowie zachowują się niecharakterystycznie absurdalnie, wykolejając kompletnie ton danego fragmentu. Sprawia to przy okazji, że widzowi ciężej jest wczuć się w sceny robione na poważnie od początku do końca, ponieważ zdaje sobie sprawę, że całość może za moment zamienić się w slapstick. Fakt, że oglądamy serial o studentach prestiżowej akademii, którzy łącznie przez jakieś osiem godzin serialu (drugi sezon) spędzili w szkole jakieś 20 minut też nie pomaga. Żadne z nich nie musi się uczyć, nikt nie chodzi na zajęcia, nie pracuje. Kompletna próżnia.

Ostatecznie wydaje mi się, że drugi sezon The Order da się lubić zupełnie nieironicznie. Po mocno niedopracowanym i nie zasługującym na więcej jak 4/10 pierwszym sezonie, drugi zdaje się odnajdywać swoją tożsamość. Bohaterowie ciągle ewoluują, wydarzeniom nie brakuje interesujących (choć czasami wyciągniętych z tyłka) zwrotów akcji, a i aktorzy jakby lekko już okrzepli i ich gra aktorska stała się odrobinę lepsza. Dla fanów Riverdale i im podobnych dziwactw jak znalazł, ale nawet taki stary koń jak ja, czy Ty znajdzie tu coś dla siebie. Trzeba tylko najpierw przebić się przez pierwszych dziesięć odcinków...

Atuty

  • Postacie ciekawie ewoluują na przestrzeni całego serialu;
  • Sporo niezłych zwrotów akcji;
  • Często celny humor;
  • Efekty specjalne (zwłaszcza gore) poszły zauważalnie do przodu;
  • Typowy serial młodzieżowy Netflixa (bo dla niektórych to zaleta)

Wady

  • Niektóre wątki kończą się za szybko i bez przytupu;
  • Miejscami nielogiczne zachowania bohaterów;
  • Nierówny ton opowieści;
  • Typowy serial młodzieżowy Netlfixa (bo dla niektórych to wada)

Drugi sezon The Order pokazuje, że w serialu drzemie wciąż nieodkryty potencjał. Można obejrzeć.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper