Tyler Rake: Ocalenie – recenzja filmu. Ucieczka z Bangladeszu

Tyler Rake: Ocalenie – recenzja filmu. Ucieczka z Bangladeszu

Jędrzej Dudkiewicz | 22.04.2020, 21:00

Kilka dni temu, kiedy pisałem recenzję filmu Ziemia i krew, wspomniałem, że przydałby się w czasie pandemii porządny film akcji oraz wyraziłem nadzieję, że może będzie nim produkcja Netflixa, pt. Tyler Rake: Ocalenie w reżyserii Sama Hargrave’a. Okazuje się, że udało się spełnić te oczekiwania.

Tytułowy Tyler Rake to były żołnierz, obecnie najemnik zajmujący się najtrudniejszymi zadaniami. Pewnego dnia dostaje od swojej wspólniczki zlecenie, by pojechać do Bangladeszu i odbić syna indyjskiego barona narkotykowego, którego porwał konkurencyjny gang, żądając okupu. Zaplanowana jako prosta misja, okazuje się jednym z największych wyzwań w karierze Tylera.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tyler Rake: Ocalenie – recenzja filmu. Ucieczka z Bangladeszu

Tyler Rake: Ocalenie – sporo dobrych elementów, sporo słabych

Brzmi to dość oklepanie, prawda? Cóż, nie da się ukryć, że właśnie takie jest. Tyler Rake: Ocalenie nie aspiruje do wyznaczania nowych trendów w gatunku (jak pod pewnymi względami zrobił to na przykład John Wick), ani do tego, by przy okazji być głębszą opowieścią na jakiś temat. Nie, ma to być czysta rozrywka i to się udaje, ze wszystkimi konsekwencjami. Te są i takie, że oczywiście znajdzie się tu sporo schematu i przewidywalnych zdarzeń. Dialogi są pełne ekspozycji albo zapowiedzi typu „ciągle tak wiele ryzykujesz, kiedyś w końcu dosięgnie cię kula” i generalnie zwykle bywają drewniane. Znajdzie się tu też trochę głupotek i absurdów, na czele z tym, że Tyler Rake – ale nie tylko on, tyczy się to też kilku innych postaci – jest w zasadzie niezniszczalny i nieśmiertelny, a do tego nie jestem pewien, czy choćby raz w ciągu całego filmu strzelił niecelnie. Są to jednak rzeczy, które należy przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Tym bardziej, że jest tu też sporo plusów. Po pierwsze, są nimi bardzo sprawnie nakręcone sceny akcji. Dzieje się w nich dużo, a Tyler Rake umiejętnie korzysta nie tylko z broni, ale też tego, co aktualnie ma pod ręką. Widać, że Hargrave, który ma na koncie kilkanaście występów przed kamerą sporo wyniósł na przykład z planu Atomic Blonde. Generalnie film jest porządnie wyreżyserowany i zrealizowany (aczkolwiek strasznie zabawne jest to, że jak zwykle, gdy fabuła amerykańskiego filmu rozgrywa się w Indiach i okolicach, zdjęcia są przepuszczone przez żółty filtr. Na marginesie: podobnie rzecz ma się zresztą, gdy akcja dzieje się w Meksyku). Ma też dobre tempo oraz odpowiednio rozłożony balans między scenami strzelanin, bijatyk i pościgów, a tymi, w których bohaterowie gadają. Ogląda się to z zaangażowaniem, chociaż napięcie byłoby pewnie nieco większe, gdyby nie wspomniana nieśmiertelność Tylera.

Tyler Rake: Ocalenie – fajni bohaterowie, z jednym wyjątkiem

Na korzyść produkcji w reżyserii Hargrave’a działają z pewnością postacie. Stanowią one oczywiście plejadę dość typowych charakterów dla tego typu filmu, tym niemniej – w porównaniu do wielu innych przedstawicieli gatunku – są całkiem nieźle zarysowani. Tyler to typ twardziela, ma obowiązkowe blizny i tatuaże, kupę mięśni i pewną nonszalancję wyrażającą się zarówno w skakaniu z wysokości trzydziestu metrów do wody, jak i popijaniu leków alkoholem. No i ma też nieodłączną ranę z przeszłości, która daje mu motywację. Grający go Chris Hemsworth obdarza go jeszcze twardym spojrzeniem, luzem i charyzmą, dzięki czemu bez trudu można gościa polubić i mu kibicować. Tym bardziej, że naprawdę fajnie została poprowadzona jego relacja z Ovim, którego ratuje z rąk porywaczy. Film zaskakująco dużo czasu poświęca na pokazanie rodzącej się między nimi więzi i wychodzi mu to zdecydowanie na dobre: dzięki temu niektóre zdarzenia wybrzmiewają o wiele bardziej. Dobre występy zaliczają też Randeep Hooda jako Saju, podwładny ojca Oviego oraz David Harbour w roli przyjaciela z dawnych lat Tylera. Jedynym, do którego można się przyczepić jest główny przeciwnik, przywódca gangu z Bangladeszu, który jest niestety całkowicie nijaki.

Jeśli więc szukacie solidnej rozrywki, pełnej krwi i trupów (a tych pada tu naprawdę dużo) i jesteście w stanie wybaczyć różne, w sumie niewielkie, mankamenty, to Tyler Rake: Ocalenie zdecydowanie będzie dobrym wyborem.

PS Film pojawi się w serwisie Netflix 24 kwietnia.

Atuty

  • Bardzo sprawnie nakręcone sceny akcji;
  • Dobre tempo;
  • Nieźle zarysowani bohaterowie i relacje między nimi;
  • Porządna reżyseria i realizacja

Wady

  • Garść schematu, głupotek i absurdów;
  • Często drewniane dialogi;
  • Słaby czarny charakter

Tyler Rake: Ocalenie to bardzo solidny film akcji, który jest w stanie zapewnić niemal dwugodzinną rozrywkę.

7,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper