Maneater. Graliśmy w połączenie Far Cry'a, Borderlands i GTA z ... rekinem w roli bohatera

Maneater. Graliśmy w połączenie Far Cry'a, Borderlands i GTA z ... rekinem w roli bohatera

Roger Żochowski | 01.03.2020, 08:00

Jadąc na playtest Maneatera wyobrażałem sobie kolejny, oklepany symulator, który będzie wodą na młyn mniej ambitnych YouTuberów, żerujących na prostych produkcjach, w których mogą ku uciesze gawiedzi strzelać głupie miny grając w równie głupie produkcje. I czasami miło jest się "rozczarować". 

Pudełkowym wydaniem Maneatera w Polsce zajmuje się Koch Media. Wydawca działa na naszym rynku od zeszłego roku, ale prężnie się rozwija mając w portfolio gry takich firm jak Deep Silver/Koch Media, THQ Nordic, Coffee Stain Studios, Codemasters czy Paradox Interactive. Koch wyda u nas w tym roku między innymi takie produkcje jak Saint's Row IV Re-Elected, Desperados III, Biomutant, Iron Harvest, Vampire: The Masquerade – Bloodlines 2, Chivalry 2, konsolowe Phoenix Point, Wasteland 3 i właśnie Maneatera, którego miałem okazję ograć.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nagłówek tego playtestu nie jest napisany na wyrost. To jest naprawdę rozbudowana produkcja, która na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka przypomina wymienione tytuły. Grę zaczynamy w skórze dorosłego rekina, a pierwszy rozdział jest przy okazji samouczkiem. Żywot naszej żarłocznej rybki szybko jednak dobiega końca - samica rekina zostaje upolowana przez lokalnego łowcę imieniem Pete. Scena, w której brodacz rozpruwa brzuch matki i wyjmuje ze środka jeszcze żywe małe rekiniątką wydała mi się trochę niesmaczna, ale trzeba pamiętać, że cała historia jest tu przedstawiona półżartem półserio. Zatrudniono nawet narratora-komika, Chrisa Parnella, który komentuje na bieżąco wydarzenia i napotkane w głębinach stworzenia z gracją Krystyny Czubówny. Jak się domyślacie gracz wciela się we wspomniane rekiniątko, które na odchodne odgryza Pete'owi rękę i wskakuje do morza. Ale na zemstę przyjdzie jeszcze czas - wpierw trzeba urosnąć. 

Ocean możliwości

Maneater. Graliśmy w połączenie Far Cry'a, Borderlands i GTA z ... rekinem w roli bohatera

Maneater. Graliśmy w połączenie Far Cry'a, Borderlands i GTA z ... rekinem w roli bohatera

Pożeraj, eksploruj i ewoluuj - to hasło przewodnie gry. Przemierzając rzeki, bagna, plaże, morza i głębiny naszym celem jest pożeranie kolejnych, coraz większych stworzeń oraz rozwijanie rekina. Mały żarłacz wraz z awansem na kolejne levele zmienia się w prawdziwego skurczybyka, a im dalej w las tym dochodzi również możliwość ekwipowania trzech zdolności pasywnych, oraz różnych ulepszeń na pięć części ciała rekina jak szczęki, płetwy czy tułów. Możemy więc z czasem stworzyć zabójcę uzbrojonego w sonar wykrywający ruch, metalowe zębiska, pancerz i umiejętność rażenia wrogów impulsem elektrycznym. A za zdobyte surowce upgradować te zdolności niczym w rasowych grach RPG. 

Obszerna, otwarta mapa świata podzielona jest na mniejsze regiony, w których poza questami głównymi mamy też całą masę znajdziek i zadań pobocznych. Zbieranie tablic i skrzynek z doświadczeniem, odkrywanie ciekawych miejsc (jak zakochana para, po której został tylko szkielet na dnie morza), walki z sub-bossami (jeden krokodyl dał mi się mocno we znaki) i pożeranie konkretnych ilości danego typu stworzeń. Czyszczenie mapy przypomina serię Far Cry z tą różnicą, że tutaj odbywa się to pod wodą. Nie zabrakło też jaskiń, które służą za nasze bazy wypadowe, szybką podróż i miejsce, gdzie możemy rozwinąć rekina. W jaskiniach też respawnujemy się po śmierci.  Każdy obszar strzeżony jest też przez okolicznych bossów, którzy przedstawiani są niczym w serii Borderlands, w charakterystycznym, karykaturalno-komiksowym stylu. Jedyne co mnie trochę niepokoi to fakt, że questy główne są bardzo podobne do pobocznych i trochę powtarzalne - po 2 godzinach gry wszystko jest jeszcze w miarę oryginalne i wciągające a obserwowanie progresu naszego rekina sycące, ale jeśli w kolejnych regionach (tych łącznie ma być siedem) będziemy robić znowu to samo czyszcząc z tych samych znajdziek i questów kolejne mapy, to do zabawy szybko może wkraść się nuda. Pożyjemy, zobaczymy. 

Maneater. Graliśmy w połączenie Far Cry'a, Borderlands i GTA z ... rekinem w roli bohatera

Maneater. Graliśmy w połączenie Far Cry'a, Borderlands i GTA z ... rekinem w roli bohatera

Wróg publiczny 

Sterowanie jest bardzo intuicyjne nawet pomimo faktu, że musimy operować dwoma analogami kontrolując kierunek poruszania się i głębokość zanurzenia. Do tego dochodzi prosty system walki pozwalający między innymi zadawać pojedyncze ugryzienia działające jak combosy, chwytać ofiary i szarpać nimi, odpalać ciosy płetwą przydatne do niszczenia przeszkód terenowych czy łodzi a nawet wypluwać trzymane w zębach ofiary, co działa jak projectile. Jest jeszcze skok, szarża i unik, więc możliwości podczas wodnych pojedynków jest sporo. Teoretycznie całość polega na unikaniu ciosów w odpowiednim momencie i wyprowadzania kontrataków, gdy ofiara się odsłoni, ale kamera potrafi przy tym trochę wariować i póki co ciężko mi powiedzieć czy można tu wypracować dobrego skilla. Szkoda, że tutorial nie mówi jak skutecznie wykonywać uniki i jak odczytywać święcące wskaźniki na wrogach szykujących się do mocniejszych uderzeń. Twórcy gry inspirowali się w tej materii serią Dark Souls, nazywając nawet system żartobliwie Shark Souls, ale przydałyby się jeszcze szlify. Choć nie przeczę, że pojedynki z silniejszymi rywalami, gdzie trzeba było już sporo się ruszać i kombinować, nie były angażujące. Fajną opcją jest też możliwość pożerania podczas walk z trudniejszymi przeciwnikami mniejszych rybek, które działają trochę jak butelki estusa z Dark Souls przywracając część zdrowia. To dodaje pojedynkom nieco taktyki. Inna sprawa, że walka ze zwierzętami i ludźmi jest nieco inna - na łodziach łowcy wyposażeni są w karabiny, nie brakuje płetwonurków z harpunami, a chcąc zdjąć kogoś z motorówki musimy wyskoczyć nad poziom wody i złapać gościa w żelazny uścisk szczęk odgryzając to i owo. Ale gdzie w tym wszystkim inspiracje GTA?

Gdy terroryzujemy okoliczne plaże i zjadamy ludzi pływających na rowerach wodnych czy brodzących stópkami w wodzie, zwiększa się nasz "wskaźnik przestępczości". W pewnym momencie pojawią się wodne patrole i motorówki, które zaczną nas szukać. Możemy się wówczas schować gdzie w głębinach i przeczekać patrole lub zacząć zadymę. Im więcej ludzi i łowców ubijemy tym większe będziemy mieli problemy, a w ostatecznej fazie do walki włączy się nawet wojsko. Gra utrzymywała w miarę płynne 60 klatek na sekundę, choć grałem na mocarnym pececie i wątpię, by na konsolach udało się osiągnąć podobny efekt. Zwłaszcza, że przy większej zadymie animacja potrafiła chrupnąć. Bardzo miło zaskoczyła mnie jednak oprawa kolejnych map - głębiny są zróżnicowane, nie brakuje kolorowych raf, zatopionych budowli i kanałów z sekretami, a nawet takich lokacji jak stary podwodny cmentarz. Cykl dnia i nocy sprawia, że plaże oświetlone neonami pobliskiej metropolii prezentują się zjawiskowo i przypominają trochę Miami. Tak, to zdecydowanie jedna z piękniejszych gier podejmujących temat wody w jakie grałem.

Jako ciekawostkę dodam, że Maneater to produkcja twórców dwóch odsłon Killing Floor, kooperacyjnej, pierwszoosobowej strzelaniny utrzymanej w klimatach horrorów klasy B. Tytuł będzie sprzedawany w pudełku jak gra AAA w polskiej, kinowej wersji językowej, ale za mniejszą cenę. Obecnie preorder można zamówić za 144,99 złotych, a cena sugerowana to 39,99 euro/169,99 złotych. To oczywiście nie będzie hit wielkiego kalibru, ale produkcja jest zaskakująco rozbudowana. Samo rozwijanie rekina i pożeranie coraz większych przeciwników przez pierwsze godziny naprawdę wciąga i z przyjemnością zagryzę na ostatnim poziomie jednorękiego Pete'a. O ile tylko do tego czasu gra nie zrobi się zbyt powtarzalna. 

Ocena wstępna: 7.5/10

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper