Opowieść podręcznej, sezon 3 - recenzja serialu. Rewolucja jest kobietą

Opowieść podręcznej, sezon 3 - recenzja serialu. Rewolucja jest kobietą

Iza Łęcka | 16.08.2019, 06:30

Reżim zbiera swoje żniwo dotykając nawet elit. Gilead w swej brutalności nie oszczędzi nikogo, odciskając nie tylko swoje piętno, ale i coraz mocniej zaciskając pętle wokół szyi. June niczym wolność wiedzie lud na barykady. Zapraszam do recenzji trzeciego sezonu „Opowieści podręcznej”.

Miałam mieszane uczucia zasiadając do sezonu trzeciego „Opowieści podręcznej”. Co prawda końcówka drugiej odsłony naprawdę mi się podobała, jednak czekałam na większy zwrot akcji – tymczasem June, pomimo szansy jaka się nadarzyła, znów pozostała w Gileadzie. Jeszcze bardziej się zmieszałam, jednak nie wstrząsnęłam, gdy okazało się z jaką łatwością uszło jej wszystko na sucho. Republika gileadzka, którą znamy z początku historii miała być bezwzględna, tymczasem potwierdza się zasada, że tam również są równi i równiejsi, nawet wśród podręcznych.

Dalsza część tekstu pod wideo

opowieść podręcznej sezon 3 recenzja 1

opowieść podręcznej sezon 3 recenzja 2

Opowieść podręcznej - „Błogosławiona walka”

Kilka pierwszych odcinków było męczarnią, bowiem spowolnienie fabuły wręcz odrzucało. Człowiek miał wrażenie, że stoi w miejscu, a z June nic się nie dzieje, poza kolejnymi skupieniami na jej mimice. Główna bohaterka trafia do innego komendanta, który de facto sporo namiesza. Lawrence’a poznajemy już wcześniej. Jest twórcą architektury Gileadu, człowiekiem, który bezpośrednio przyczynił się do chwały państwa, samemu doprowadzając się do osobistego upadku. To jedna z najbardziej niejednoznacznych i charakterystycznych postaci republiki – nie powiem bowiem, że tego sezonu, bo można śmiało stwierdzić, że całego serialu. Tymczasem w dystrykcie miesza się na tyle, że Fred z Sereną, wykorzystując osobistą tragedię, zaczynają smakować życia w wielkiej stolicy. Waszyngton jest dystyngowany, ale i surowy oraz zimny, z uciszonymi siłą podręcznymi na czele. Wątek waszyngtoński i jego rzeczywistość była dla mnie jednym z najciekawszych momentów środkowej części sezonu, a sposób w jaki realizowane jest tam część zdjęć, po prostu zapiera dech. Mam nadzieję że zostanie mimo wszystko pociągnięty dalej, bowiem poczynania polityczne Gileadu będą musiały wyjść poza granice państwa.

A gdy ta wielka polityka ma miejsce, pod jej „czujnym” okiem rozgrywa się drugie życie republiki – rewolucja rozgrywa się na naszych oczach, poprzez wprawne ręce Mart, które po cichu, nitka po niteczce realizują kolejne niecne plany. Tymczasem June ciągle kręci się w kółko, na początku jej motyw naprawdę staje się coraz bardziej nijaki, a pomysł na jaki wpada w środku sezonu wręcz wariacki, chociaż nie można odmówić mu bohaterstwa. Jeszcze bardziej jednak nieprawdopodobne jest to z jaką łatwością realizacja owego planu zdaje się przebiegać, pomimo kilku „potknięć” po drodze. Niemniej, koniec sezonu, kiedy to nie wiemy co tak naprawdę wydarzy się z June i jakie będą poniesione przez nią koszty heroizmu, napawa nadzieją. Widmo 4. sezonu jest oczywiste.

Opowieść podręcznej - „To nie jest miejsce dla nikogo”

Osobiste tragedie bohaterów serialu uderzają po oczach – i nie mówimy tutaj tylko o podręcznej, która coraz bardziej zawzięcie, niczym lwica, rozpoczyna batalię przeciwko światu, by w końcu przytulić swoją córkę. June dotyka swoiste szaleństwo, ona nie cofnie się już przed niczym w obranej drodze. Tragedie i osobiste porażki dotykają każdego obywatela Gileadu, a najbardziej podkreślone są tych, którzy stoją na czele zaprowadzonego porządku. To państwo nie oszczędzi nikogo, jego piętno staje się coraz silniejsze, zostawiając po sobie tylko proch i ciągnąc kolejne trupy.

Ale nawet wyswobodzenie się z koszmaru reżimu bywa tragiczne – życie na wolności jakiego doświadcza i rzeczywistość do jakiej próbuje się przyzwyczaić jedna z bohaterek, jej trudności w adaptacji do normalnego świata są przygnębiające. Aż chciałoby się więcej, tymczasem dość ciekawy poboczny wątek kanadyjski zostaje gdzieś w środku sezonu pominięty. Brakuje również w całym sezonie retrospekcji, które tak sprawnie we wcześniejszych odsłonach nakreślały nie tylko motywy bohaterów, ale i wiele tłumaczyły z przedstawionej rzeczywistości.

opowieść podręcznej sezon 3 recenzja 3

Ten sezon kontynuuje motyw przemian. Przemian zachodzących głównie wśród kobiet, które gromko ogłoszone i zarysowane we wcześniejszym sezonie, z mozolnym przedstawieniem przez cały sezon, uderzają z podwójną siłą na końcu. Oj tak, po bardzo przeciętnie ocenionym przeze mnie początku oraz środku, końcówka sezonu jest naprawdę dobra. Scenarzyści chyba dwoili się i troili, bo ostatni odcinek to wyśmienite podsumowanie. Kunszt aktorski Moss niczym fabuła tego sezonu z odcinka na odcinek coraz bardziej się klaruje, ale chciałoby się by to Strahovski ukradła ten show. Tymczasem i Serenę Gilead dosięga. Takiego zwrotu akcji widz mógł się nie spodziewać. Owe zwroty akcji to mocna część końcówki sezonu. Jeżeli przebrniecie jakoś podczas pierwszych odcinków, koniec trzeciej odsłony, powiedziałabym dość dobitnie, może Was usatysfakcjonować. Potrzeba jednak przemęczyć się nieco na początku.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, jednak z trzecim sezonem „Opowieści podręcznej” chyba mówimy już nieco o daniu z przedłużonym czasem przydatności. Końcówka sezonu przykuwa i zaskakuje sprawiając, że serial nie tylko wraca na właściwe tory, ale i staje się pełen napięcia niczym dobry thriller. Klimat ostatniego odcinka stanowi truskawkę na tym torcie, a jego mroczne i wręcz gęste od dobijającej atmosfery ujęcia podbudowują beznadziejny obraz miejsca jakim jest Gilead. Czego zatem można się spodziewać po czwartym sezonie, który niechybnie nadejdzie? Jest wiele niewiadomych, kart bowiem sporo do odkrycia. Oby scenarzyści jednak mieli więcej polotu w kolejnych odcinkach, bo następnego tak mozolnego początku sezonu nie będzie dało się wytrzymać.

Atuty

  • „Szaleństwo June”
  • Rozwiązanie sprawy Sereny
  • Moss kwitnie z odcinka na odcinek
  • Końcówka sezonu
  • Sporo pytań, które otworzą kolejny sezon

Wady

  • Pierwsze odcinki sezonu odrzucają
  • June zbyt łatwo wszystko uchodzi płazem
  • Nie utrzymano siły Lawrence’a
  • Zbyt szybkie skrócenie niektórych wątków lub ich pominięcie pod koniec sezonu

Po ciągnącym się niczym flaki z olejem początku, sezon 3 uderza z jeszcze mocniejszą siłą. June to rewolucjonistka, a Gilead drży w posadach. Kolejny sezon jest nieunikniony.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper