Król Lew – recenzja filmu. Nasza planeta

Król Lew – recenzja filmu. Nasza planeta

Jędrzej Dudkiewicz | 12.07.2019, 21:41

Disney kontynuuje strategię odświeżania swoich filmów animowanych. I robi to z coraz większą częstotliwością. W tym roku mieliśmy w kinach już Dumbo i Aladyna. Najbardziej jednak oczekiwaną produkcją jest chyba nowa wersja Króla Lwa. Jako reżyser zatrudniony został Jon Favreau, który jakiś czas temu udanie odnowił Księgę dżungli. Cóż, nic dwa razy się nie zdarza, jak głosi znane powiedzenie.

Fabułę wszyscy chyba znają, ale dla porządku niech będzie: potężny Mufasa sprawiedliwie rządzi wielkim królestwem zwierząt. Pozycji zazdrości mu brat Skaza, a zły jest tym bardziej, że Mufasa doczekał się syna, Simby, który stał się jednocześnie następcą tronu. W wyniku intrygi król jednak ginie, a Simba zostaje wygnany.

Dalsza część tekstu pod wideo

Król Lew recenzja 1

Król Lew recenzja 2

Król Lew – przesłania może mądre, ale za to bez emocji

Jak się tak zastanowić, to Król Lew jest mocno politycznym filmem. Zwłaszcza nowa wersja nie ucieka od różnorakich kontekstów. Najbardziej oczywistym jest przypomnienie, że wszystkie stworzenia na świecie są ze sobą połączone. Może nie żyją w harmonii i rzadko zdarzają się międzygatunkowe przyjaźnie, ale jednak każdy ma do odegrania swoją rolę. Dlatego do każdej istotny trzeba podchodzić z szacunkiem i ostrożnością, by nie naruszyć kruchej równowagi. Jest to istotne zwłaszcza dziś, gdy zmiany klimatyczne przyspieszają, a działania człowieka coraz mocniej wpływają na różnorakie ekosystemy. Wiąże się to dodatkowo z różnymi wizjami politycznymi. Mufasa reprezentuje więc w ten sposób Baracka Obamę, który bardziej dbał o społeczeństwo i zależało mu na sprawiedliwości społecznej (czy rzeczywiście i do jakiego stopnia, to oczywiście kwestia mocno dyskusyjna). Chcący rządzić twardą ręką, zagarniający dla siebie jak najwięcej zasobów – trochę w myśl „czyńcie sobie ziemię poddaną” – Skaza to oczywiście Trump. Metafory są jasne i czytelne, mocno też uproszczone. Dodatkowo w polskim dubbingu zaadaptowane do naszych warunków – tak, w dialogu pojawia się sformułowanie „dobra zmiana”. Przesłania mówiące o tym, że należy dbać o przyrodę i nie niszczyć świata, który jest dookoła nas, jak również, że należy coś zrobić z nierównościami społecznymi (stąd wszak bierze się w dużym stopniu gniew Skazy) są oczywiście jak najbardziej słuszne. Szkoda tylko, że zostały podane w tak mało emocjonujący sposób. Nowy Król Lew jest najzwyczajniej w świecie straszliwie nudny, niemal całkowicie pozbawiony magii, życia i energii pierwowzoru. Wątpię, by wiele osób było szczerze zainteresowanych rozwojem akcji, zwłaszcza, że nie różni się ona prawie wcale od tej, którą znamy. Momentów smutku, radości, wzruszenia jest tu jak na lekarstwo.

Król Lew – efekty specjalne największą siłą

Największym atutem Króla Lwa okazują się więc niesamowite efekty specjalne. W tym departamencie wszystko wygląda rzeczywiście wspaniale, można odnieść wrażenie, że to, co oglądamy na ekranie istnieje naprawdę. Niezła jest też muzyka, aczkolwiek z drugiej strony muszę powiedzieć, że aranżacje piosenek również rozczarowują. Niby te same nuty i słowa, a jednak nie porywają tak, jak w animacji z 1994 roku. Jest za to całkiem sporo humoru, którego głównym źródłem jest kradnący każdą scenę, w której się pojawia Timon (dzielnie wspierany co jakiś czas przez Pumbę). Duża w tym zasługa podkładającego pod niego głos Macieja Stuhra. Dubbing generalnie udał się całkiem nieźle. Witor Zborowski ponownie wcielił się w Mufasę, dobrą robotę wykonał też Artur Żmijewski jako Skaza.

Król Lew recenzja 3

Ogółem rzecz biorąc nowy Król Lew jest dość sporym rozczarowaniem. To film całkowicie nijaki, pozbawiony własnej tożsamości, popełniający karygodny grzech w postaci braku umiejętności wywołania w widzu jakichkolwiek emocji, poza nudą, irytacją i okazjonalnym śmiechem. Nie udaje mu się nawet zbytnio grać na naszej nostalgii względem pierwowzoru. Chyba nie o to chodziło.

PS Film trafi do polskich kin 19 lipca. Ja oglądałem go z dubbingiem, ale będzie też wersja z napisami.

Atuty

  • Świetne efekty specjalne;
  • Timon i Pumba;
  • Niezły polski dubbing;
  • Muzyka;
  • Proste, acz słuszne przesłania

Wady

  • Brak jakichkolwiek większych emocji, za to sporo nudy;
  • Brak własnej tożsamości i pomysłu na siebie;
  • Czasem zbyt oczywiste metafory polityczne;
  • Słabe aranżacje kultowych piosenek

Nowa wersja Króla Lwa stanowi spore rozczarowanie. To pozbawiona tożsamości, nudna produkcja, o której każdy szybko zapomni.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper