Razer Panthera Evo – recenzja. Dopracowana ewolucja

Razer Panthera Evo – recenzja. Dopracowana ewolucja

Wojciech Gruszczyk | 01.06.2019, 08:55

Razer ulepsza swoje myszki, klawiatury, headsety, więc nadszedł także czas na arcade stick. Po spędzeniu kilku nieprzespanych nocy z Razer Panthera Evo wiem jedno – firma postawiła na minimalizm, jedną niespodziankę i dopieściła kolejny sprzęt. Nowe wcielenie Pantery nie zawodzi podczas najbardziej wymagających pojedynków.

Razer chce trafiać ze swoimi urządzeniami do jak najszerszego grona odbiorców. Korporacja nie myśli już wyłącznie o blacharzach, którzy spędzają wieczory na ogrywaniu znajomych w kolejnych shooterach, więc od czasu do czasu możemy zapoznać się z bardziej wyspecjalizowanymi propozycjami. Taką bez wątpienia jest Razer Panthera Evo czyli drugie wcielenie arcade sticka dla posiadaczy PlayStation 4. Urządzenie współgra również z PC, choć tym razem zdecydowano się porzucić poprzednią generację – nie jest to raczej wielkim zaskoczeniem, bo producenci muszą już skupiać się na najbliższej przyszłości i zapowiedzi nowych platform. Zanim jednak zasiądziemy w domowym zaciszu przed nowymi skarbami od Sony oraz Microsoftu, warto przyjrzeć się najnowszemu cudeńku od Razera. Firma w tym wypadku od samego początku pokazuje, że potrafi skorzystać ze swojego doświadczenia oraz informacji zwrotnych od graczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Razer Panthera Evo recenzja 01

Razer Panthera Evo recenzja 02

Razer Panthera Evo – lekko i solidnie

Kampania marketingowa drugiej Pantery nie przygotowała mnie na sprzęt, który trafił do mojego domu. Urządzenie mierzy 385 mm x 260 mm x 121 mm (długość x szerokość x wysokość) czyli otrzymujemy tutaj dość standardowy rozmiar arcade sticka, ale cała konstrukcja waży zaledwie 2,1 kg. Jest to znacząca różnica względem poprzednika (3,35 kg), którą wyraźnie czuć od pierwszej zakończonej walki. Evo nie lata po kolanach, dzięki dużym gumom dobrze trzyma się ciała, ale na początku trudno było mi przyzwyczaić się do tak lekkiego sprzętu. Nie jest to niemożliwe – po spędzeniu z kijem kilku wieczorów nie mam z tym żadnego problemu – ale jest to bez wątpienia element, który wyróżnia urządzenie od konkurencyjnych modeli. Producent ponownie postawił na minimalny skos znajdujący się w dole przedniego panelu, dzięki czemu dłonie mają swoje miejsce i nawet wielogodzinna rozgrywka nie stanowi najmniejszego problemu. Z tego patentu korzysta wielu projektantów i w sumie ma to głębszy sens.

Sytuacja jest jednak o tyle interesująca z jeszcze jednego powodu: cały front został wykonany ze szkła akrylowego, które można ściągnąć. Tutaj Razer postanowił uśmiechnąć się w stronę graczy, którzy nie lubią smutnych czarno-niebieskich motywów - demontując panel otrzymujemy możliwość dorzucenia na urządzenie własnej grafiki. Nawet na witrynie producenta mamy opcję pobrania kilku motywów, które są jednocześnie dobrym szablonem, by móc stworzyć własny wzór upiększający sprzęt. Sytuacja jest o tyle prosta, że Razer Panthera Evo może prezentować każdą produkcję – nie jesteśmy tym razem skazani na jeden wybrany przez twórców motyw. Na duży plus zasługuje także samo wykonanie, ponieważ na wspomnianej pleksi nie znajdziecie śrubek – producent na spodzie urządzenia zamontował zaślepkę, która pozwala zdemontować kij oraz właśnie na plecach znalazły się śrubki, które pozwalają otworzyć urządzenie. Wpływa to na design, ale... Jest odrobinę kłopotliwe, bo nie możemy liczyć na szybkie przyciśniecie jednego przycisku, by otworzyć wrota i dostać się do wnętrza arcade sticka (jak w poprzedniku). Teraz musimy znaleźć odpowiedni śrubokręt (nie znajduje się w zestawie) i trochę pomachać łapą. Ma to jednak dodatkowy plus, który docenią posiadacze pierwszej Pantery – nowa wersja jest bardziej solidna i nie pojawia się tutaj uczucie pustej przestrzeni. Oczywiście pragnę zaznaczyć, że sprzęt nadal można dowolnie modyfikować, ale tym razem niezbędne jest zdemontowanie kilku śrubek. Już w tym miejscu warto ostrzec czytelników, ponieważ pod czarną zaślepką znajdującą się pod grzybkiem została ukryta dodatkowa śrubka – pamiętajcie o wykręceniu jej przed ściąganiem pleksi, bo można narobić sobie sporo kłopotów.

Pozostała część arcade sticka została przygotowana z dużego i grubego plastiku, który w żadnym miejscu nie trzeszczy i też nie ma szans na jego wygięcie. Na lewym boku nie znalazły się żadne dodatki, na dolnym widnieje delikatny napis Razer, ale już na prawym wylądowało wejście słuchawkowe oraz dwa duże przyciski Options i Share. Na górną ściankę standardowo trafił przewód (3 metry w grubej obwolucie), który jednak tym razem nie jest wypinany, a otrzymał schowek z małą dziurką – pozwala to zamknąć klapkę nawet po wyciągnięciu kabla. Wejście słuchawkowe oraz dopracowany (niewyjmowany!) przewód to kolejne dwa elementy, które zostały dopieszczone względem poprzednika – jak wiadomo wielu graczy narzekało na poprzednią formę podłączenia oraz brak możliwości dopięcia headsetu.

Pozostałe przyciski i funkcje znalazły się już na froncie – PlayStation, L3, R3, regulacja głośności i wyciszenie mikrofonu zostały przygotowane w przemyślany sposób, ponieważ podczas aktywacji lekko chowają się w pleksi i wygląda to naprawdę nieźle. W urządzeniu nie mogło zabraknąć dotykowego i klikalnego panelu, a także dwóch suwaków – pierwszy odpowiada za rolę kija (LS – lewy analog, DP – d-pad, RS – prawy analog) oraz blokadę przycisków bocznych. Dobrym pomysłem jest na pewno możliwość szybkiej regulacji dźwięku – jest to miły akcent, który nie pojawia się zazwyczaj w arcade stickach, a jest dobrym dopełnieniem gniazda słuchawkowego.

Razer Panthera Evo recenzja 03

Razer Panthera Evo recenzja 04

Razer Panthera Evo – klasa sama w sobie

W kolejnym kroku trzeba przyjrzeć się daniu głównemu – kijowi i przyciskom. Razer tym razem nie stawia wyłącznie na zewnętrzną technologię i chociaż ponownie oferuje ośmiopunktowy Sanwa Denshi JLF, to jednak teraz zdecydowano się na własne przełączniki. Razer nie ma wielkiego doświadczenia w kreowaniu własnych przycisków do arcade sticków, jednak zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony konstrukcją oferowanych podzespołów. Na pierwszy rzut oka (i pierwsze kliknięcie) nie ma wielkiej różnicy względem pierwszej Pantery, ale korporacja decydując się na własną technologię pozwala na odrobinę cichszą zabawę. W dodatku punkt aktywacji został ustawiony w idealnym momencie – nie trzeba kliknąć na maxa, by bohater zaczął wykonywać atak. Tutaj drobny ruch paluchów (ale nie ma mowy o przypadku!) pozwala aktywować sprzęt. Na pewno warto zaznaczyć, że tym razem Razer odrobił zadanie domowe i nie jest potrzebne wgrywanie firmware, by móc skorzystać z pełnej mocy urządzenia. To kolejny „drobny detal”, który został dopracowany względem poprzednika.

Podobnie delikatny (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) jest drążek, który także nie wymaga pełnego wychylenia, by móc dostrzec poruszanie się postaci. Nic nie stoi na przeszkodzie, by użyć więcej siły i dosłownie uderzyć łapą w jedną ze stron, ale nie jest to wymagane. Po kilku pierwszych pojedynkach docenia się wykorzystane podzespoły, które oferują fantastyczny poziom reakcji - każdy ruch lewej ręki lub minimalna aktywacja wykonana przez palce jest wzorowo odczytywana. Razer drugi raz zdecydował się na ustawienie Vewlix, w którym dwa pierwsze przyciski (iks + kwadrat) znajdują się 14mm niżej od pozostałych sześciu przycisków (kolejno trójkąt + kółko, R1 + R2, L1 + L2). Jest to znany i ceniony układ, który pojawia się na wielu stołach, a wystarczy dosłownie jeden mecz, by bez problemu opanować ułożenie palców. Dość niespodziewanym ruchem ze strony Razera jest dla mnie zrezygnowanie z dodatkowego „grzybka” - otrzymujemy tutaj wyłącznie balltop, który oczywiście dobrze leży w dłoniach, ale akurat w poprzednim modelu mieliśmy wybór.

Razer postawił na swoje przełączniki najpewniej z jednego powodu – firma obiecuje żywotność na poziomie 30 mln kliknięć. Trudno to oczywiście sprawdzić już teraz, jednak podczas testów całe urządzenie nie zawiodło mnie nawet przez sekundę. Arcade stick był przeze mnie męczony, podczas rozgrywki nie szczędziłem mu siły, a na całej obudowie oraz przyciskach nie znajdziecie śladów użytkowania. Wyśmienitym atutem w konstrukcji jest bez wątpienia postawienie na wspomnianą już wcześniej pleksi, która dodaje całemu urządzeniu charakteru i sprawia, że całość jest znacznie solidniejsza (mocniejsza). Żaden z elementów nie trzeszczy nawet pod mocnym (specjalnym) naciskiem, a tak jak już wcześniej wspomniałem – inżynierom udało się wyeliminować puste przestrzenie, więc choć sprzęt jest lżejszy od poprzednika, to cała konstrukcja jest znacznie bardziej dopracowana.

Razer Panthera Evo recenzja 05

Razer Panthera Evo recenzja 06

Razer Panthera Evo – siadamy wygodnie i miażdżymy

Na aktualnej generacji w zasadzie systematycznie pojawiają się nowe bijatyki, więc nie brakuje odpowiedniego materiału do testów. Razer Panthera Evo w głównej mierze sprawdzałem na Mortal Kombat 11 i tutaj bez najmniejszych problemów kontroler odbierał moje zamiary oraz odpowiednio reagował. Dość szybko wyuczyłem się punktu aktywacji przycisków, więc chcąc wykonać szybkie combo przykładowo Noob Saibotem nie musiałem klikać do końca – wystarczyły delikatne ruchy palcami. Oczywiście podczas nerwowych meczów (głównie Online lub ze znajomymi na jednej kanapie) trudno powstrzymać emocje i w takich sytuacjach arcade stick był mocno testowany – jak to mówią w stresujących warunkach. Nawet w takiej sytuacji urządzenie potrafi idealnie odpowiedzieć i zareagować.

Sytuacja nie zmienia się w przypadku innych bijatyk – sporo czasu spędziłem także przy Tekken 7 i Soulcalibur 6. W obu produkcjach arcade stick reagował wzorowo. Świetnie jest móc wykorzystać jego potencjał podczas tych bardziej emocjonujących starć. Nie będzie raczej dla nikogo zaskoczeniem, że producent postanowił wykorzystać doświadczenie zawodowców i między innymi punkt aktywacji był dopracowywany z profesjonalnymi graczami – to właśnie z tego powodu można cieszyć się dosłownie idealnym kliknięciem.

Standardowo postanowiłem sprawdzić możliwości Razera względem konkurencyjnych modeli – tutaj ponownie wykorzystałem trening w Street Fighter V, ustawiłem dwie te same postacie naprzeciwko siebie, sparowałem kontrolery i rozpocząłem serię powtórzeń. Prezentowane podzespoły prezentują wysoką jakość, więc nie obawiałem się wielkich różnic względem innych arcade sticków – tak prezentują się wyniki:

Razer Panthera Evo vs. HORI Fighting Edge

1 próba (50 ataków):

  • Razer Panthera Evo pierwszy atak: 0
  • HORI Fighting Edge pierwszy atak: 1
  • Remis: 49

2 próba (50 ataków):

  • Razer Panthera Evo pierwszy atak: 1
  • HORI Fighting Edge pierwszy atak 1
  • Remis: 48

Razer Panthera Evo vs. HORI Real Arcade Pro. N Hayabusa

1 próba (50 ataków):

  • Razer Panthera Evo: 2
  • HORI Real Arcade Pro. N Hayabusa pierwszy atak: 0
  • Remis: 48

2 próba (50 ataków):

  • Razer Panthera Evo pierwszy atak: 4
  • HORI Real Arcade Pro. N Hayabusa pierwszy atak: 1
  • Remis: 45

Razer Panthera Evo vs. HORI Real Arcade Pro (SoulCalibur 6)

1 próba (50 ataków):

  • Razer Panthera Evo pierwszy atak: 3
  • HORI Real Arcade Pro (SoulCalibur 6) pierwszy atak: 0
  • Remis: 47

2 próba (50 ataków):

  • Razer Panthera Evo pierwszy atak: 1
  • HORI Real Arcade Pro (SoulCalibur 6) pierwszy atak 1
  • Remis: 48

Na pewno warto jeszcze dodać, że Razer Panthera Evo w przypadku PlayStation 4 i PC działa bez jakiejkolwiek konfiguracji – wystarczy podłączyć urządzenie przez USB i po sekundzie możecie rozpoczynać zabawę. Miłym elementem jest jeszcze dioda znajdująca się na przycisku do wyciszenia mikrofonu, która sygnalizuje podłączenie sprzętu do wybranej platformy. Jeśli zamierzacie grac na PC, to także nie musicie się obawiać o najmniejsze problemy, ponieważ Pantera sprawdza się podczas rozgrywki w 100%.

Razer Panthera Evo recenzja 07

Razer Panthera Evo recenzja 08

Razer Panthera Evo – ewolucja w dobrą stronę

Razer ponownie odrobił zadanie domowe. Najnowszy arcade stick oferuje dopracowaną konstrukcję, fantastyczne podzespoły, pozwala na podłączenie headsetu, a nawet umożliwia wymianę grafiki. Jednym zdaniem - producent wsłuchał się w opinie społeczności i wyeliminował problemy poprzednika. Nadal w ostatecznym rozrachunku mam świadomość, że sprzęt mógłby być odrobinę cięższy, ale nawet w tej sytuacji cała bryła jest znacznie solidniejsza poprzednika. Niektórzy pewnie będą narzekać, że samo dostanie się do środka jest wymagające i niezbędne jest skorzystanie z własnych śrubokrętów, jednak przynajmniej tym razem nie ma wspomnianych luzów. Razer Panthera Evo to sprzęt, który zdecydowanie zadowoli największych entuzjastów (hardcorowców) bijatyk, ale będzie także odpowiednim urządzeniem „na pierwszy raz”. Razer celuje swoją propozycją w bardzo szerokie grono odbiorców, a maszyna bez wątpienia spełni swoje zadanie.

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper