Czarne lustro: Bandersnatch – recenzja filmu. Ot, ciekawostka

Czarne lustro: Bandersnatch – recenzja filmu. Ot, ciekawostka

Jędrzej Dudkiewicz | 02.01.2019, 22:43

Serial Czarne lustro już od ładnych kilku lat rozpala wyobraźnie widzów na całym świecie. Jego twórcy postanowili pójść o krok dalej i stworzyć eksperyment, w którym odbiorca miałby kontrolę (do pewnego stopnia) nad tym, co dzieje się na ekranie. Tak powstał Bandersnatch. Czy jest się jednak czym zachwycać?

Bohaterem filmu jest Stefan Butler, młody chłopak, który tworzy grę komputerową na podstawie fantastycznej powieści paragrafowej. Chociaż udaje mu się nawiązać współpracę z firmą, dla której pracuje najbardziej znany artysta w branży, Stefan nie jest zbyt szczęśliwy. Zaczyna mieć coraz więcej podejrzeń, że jego życiem steruje ktoś inny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kto z nas nie miał kiedyś podobnych myśli? Zwykle pojawiają się, gdy wszystkie gruntownie przemyślane plany biorą w łeb, nic się nie udaje i człowiek wpada w rozpacz. Łatwo dojść do wnioski, że co by się nie zrobiło i tak będzie źle, bo wszystko (los, okoliczności, Bóg, cokolwiek) sprzysięgło się przeciwko nam. Bandersnatch jest więc przede wszystkim opowieścią o wolnej woli, o tym, czy rzeczywiście mamy kontrolę nad tym co robimy. Bo co jeśli każda decyzja, nawet ta dotycząca tego, jakie płatki śniadaniowe wybrać, została zaprogramowana i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy? Nie trudno dojść do wniosku, że w takim razie najlepszym sposobem na życie będzie nihilizm. Skoro to nie my decydujemy, co robimy, to i nie powinniśmy ponosić konsekwencji. Na drugim planie jest też historia traumy z dzieciństwa, związanej ze śmiercią matki Stefana, za którą chłopak się w jakimś stopniu obwinia i co buduje niewidzialny mur między nim, a jego ojcem.

Przyznam, że początkowo cały koncept był dość intrygujący. Im dłużej jednak trwał film, w którym musiałem podejmować wybory związane z tym, co zrobi Stefan, tym bardziej było mi wszystko jedno, co się wydarzy. Mimo że miałem na to wpływ, nie potrafiłem zaangażować się emocjonalnie w fabułę. Może dlatego, że wybory, które możemy podejmować jako widzowie i tak jest mocno ograniczona i nie możemy zrobić wszystkiego, co tylko przyjdzie nam do głowy. Może dlatego, że od pewnego momentu miałem wrażenie, że i tak jestem w pewien sposób nakłaniany do określonych decyzji (czasem „wraca się na początek, jak się coś źle zrobi), co mnie raczej irytowało niż ciekawiło. Może dlatego, że klikanie w wybraną opcję, a potem czekanie na to, co się stanie bardzo wpływa na płynność filmu. Bandersnatch to coś pomiędzy filmem, a grą komputerową, tyle że nie posiadaj największych zalet obu tych sposobów interakcji z fabułą.

Mimo wszystko warto włączyć Netflixa i Bandersnatch, żeby na własnej skórze przekonać się, o co chodzi. Nie jest to jednak aż tak głębokie i zmuszające odbiorcę do myślenia dzieło, jak wydaje się jego twórcom. Tak jak w tytule – to po prostu ciekawostka, początkowo całkiem intrygująca, z czasem jednak coraz bardziej nudna. Ponoć jest tu możliwych wiele różnych zakończeń, nie mam jednak większej ochoty, by odkryć je wszystkie.

Atuty

  • Intrygujący pomysł wyjściowy…

Wady

  • …który szybko jednak staje się dość nużący

Czarne lustro: Bandersnatch to ciekawostka, z którą warto się zapoznać, o ile nie oczekuje się czegoś, co powali odbiorcę na kolana.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper