Stan Lee - historia prawdziwego superbohatera

Stan Lee - historia prawdziwego superbohatera

Rozbo | 13.11.2018, 17:35

Nie bez powodu Stan Lee miał przydomek "The Man". Jako twórca lub współtwórca takich ikon komiksu jak Spider-Man, Iron Man, Hulk, Daredevil, Fantastyczna Czwórka czy Avengers był "facetem" stojącym za sukcesem Marvel Comics. Jednocześnie był największym z komiksowych "-Manów", prawdziwym bohaterem kultury popularnej.

Wczoraj do fanów Stana Lee na całym świecie dotarła smutna informacja. "The Man", największy z superbohaterów, zmarł w wieku 95 lat. To piękny wiek, ale trudno sobie wyobrazić jego brak, choćby w trakcie słynnych cameo w filmach i serialach Marvela.

Dalsza część tekstu pod wideo

Stan Lee. W jakich nowych filmach zobaczymy legendarnego twórcę?

Choć w świecie komiksu wiele jest znanych nazwisk i ikonicznych postaci pokroju choćby Franka Millera, Boba Kane'a, Jima Lee, Todda McFarlane'a, Steve'a Ditko czy Jacka Kirby'ego, to żadna nie zyskała takiego statusu jak Stan. "The Man" dzięki swojej pasji, swoim pomysłom, swojej ogromnej otwartości do fanów i niesamowitej osobowości stał ponad wszystkimi.

Człowiek od nekrologów

Stanley Martin Lieber był urodzonym w 1922 roku nowojorczykiem i Nowy Jork nosił w sercu przez całe życie, choć wywodził się z rodziny rumuńskich, żydowskich imigrantów. Można powiedzieć, że jego życie to prawdziwe spełnienie "amerykańskiego snu". Kochał pisanie od małego, a jeszcze jako nastolatek łapał dorywcze, niewymagające prace, jak np. roznoszenie kanapek czy przesyłek. 

Pierwsze poważniejsze pisanie to... nekrologi znanych osobistości na zlecenia agencji prasowych. Stan długo jednak nie był w stanie tego robić, bowiem - jak sam po latach przyznał - było to dla niego dość dołujące. Młody jeszcze wówczas Lee dostał się jako pomocnik do wydawnictwa komiksowego Timely Comics. Tak, to była ta firma, która później przekształciła się w Marvel Comics, można więc powiedzieć, że nasz młody sympatyczny bohater był tam jeszcze przed czasami. Na samym początku wielkiej, niesamowitej drogi Marvela na szczyt... i bardzo szybko dał się poznać jako świetny tekściarz, pisząc kilka linijek dialogu do trzeciego numeru "Captain America Comics". Z miejsca, po paru tygodniach dostał stanowisko redaktora. Co ciekawe, pisał pod pseudonimem "Stan Lee", ponieważ nie traktował wówczas pracy w Timely Comics jako docelowe zajęcie. Marzyła mu się poważna praca, którą mógłby sygnować swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.

W trakcie II wojny światowej w 1942 porzucił fuchę w wydawnictwie i zaciągnął się do wojska, nie służył jednak na froncie. Jego talenty pisarskie zostały wykorzystane do tworzenia scenariuszy do filmów instruktażowych oraz propagandowych. Po wojnie wrócił do starej firmy (wówczas pod nazwą Atlas Comics). Z biegiem lat jego rozczarowanie pracą w świecie komiksów rosło i już miał się żegnać z branżą, gdy...

Człowiek-Marvel

... gdy na  początku lat 60. DC było na szczycie i dzięki swojej "Lidze Sprawiedliwości" będącej drużyną znanych superbohaterów, Lee dostał od wydawnictwa zlecenie stworzenia takiej drużyny składającej się z nowych bohaterów. Pomogła mu w tym jego żona, która namówiła go, aby uczynił swoje postaci bardziej przyziemnymi. Tak narodziła się Fantastyczna Czwórka a niedługo potem Spider-Man i inni. Byli bohaterami z codziennymi, prozaicznymi problemami (takimi jak rodzina, praca, pieniądze, potrzeba uznania wśród innych ludzi), a nie odrealnionymi i pomnikowymi Supermanami czy Batmanami znanymi z komiksów DC. To była prawdziwa rewolucja dla świata historii obrazkowych. W tym czasie też Atlas Comics zostało przemianowane na Marvel (nazwę, którą również zaproponował Lee). W niedługim czasie Stan wraz ze Jackiem Kirby czy Stevem Didko stworzyli inne komiksowe ikony - Hulka, Iron Mana, Thora, Dr. Strange'a, X-Menów czy Avengers. Twórcy przywrócili do świata żywych również bohatera komiksów z czasów II wojny światowej, czyli Kapitana Amerykę.

Lee był w tym czasie niezwykle aktywnym twórcą, który utrzymywał również bardzo intensywny kontakt z fanami. To dzięki jego inicjatywie powstały strony klubowe występujące w większości komiksowych numerów, na których odpisywał na listy fanów czy dzielił się informacjami ze świata Marvela. Można powiedzieć, że Stan "The Man" wyniósł Marvel Comics do pierwszej ligi i na dobre ustawił wydawnictwo w pozycji odwiecznego konkurenta DC Comics. Jednocześnie nie można zapominać, że wielu zarzucało mu parcie na szkło i zapisywanie zasług innych na swoje konto, jak choćby współtwórcy postaci Człowieka Pająka - Jack Kirby i Steve Ditko. 

Nie da się ukryć, ze Stan Lee bardzo szybko stał się twarzą wydawnictwa dzięki swojej otwartości oraz urokowi. Miał wpływ na większość tworzonych opowieści w latach 60. i 70. Przez krótki czas był nawet prezesem firmy, jednak szybko z tego zrezygnował, ponieważ zdał sobie, że ta funkcja nie ma nic wspólnego z procesem twórczym a jedynie z finansami. To Lee opracował tzw. Metodę Marvela, proces tworzenia komiksu, w którym scenarzysta i rysownik ściśle ze sobą współpracują na każdym etapie powstawania opowieści, dzięki czemu często właśnie zasługi za dany komiks czy superbohatera są współdzielone między jednym a drugim.

Człowiek-cameo

Uśmiechnięta twarz Stana Lee była widoczna na licznych komiksowych konwentach i spotkaniach z czytelnikami. My najbardziej zapamiętamy ją jednak dzięki licznym gościnnym występom w filmach i serialach, które z czasem stały się nieodłącznym elementem każdego marvelowskiego widowiska. Romans Marvela z kinematografią zaczął się jednak jeszcze przed pierwszym wysokobudżetowym "Spider-Manem" Sama Raimiego z 2002 roku. To tam zapewne po raz pierwszy zauważyliście Stana Lee. Sam twórca przeprowadził się wraz z rodziną do Los Angeles już w 1981 roku, żeby pracować nad rozwojem marki w telewizji (zarówno promocja Marvela, jak i seriale). Już w animowanym serialu "The Incredible Hulk" Stan był narratorem każdego z odcinków. Pierwszy film w jakim pojawił się osobiście, to siermiężny obraz "Hulk przed sądem" z 1989 roku (był widzem na sali sądowej). Pojawił się też przez chwilę jako sprzedawca napojów w "X-Men" z 2000 roku, choć tam akurat łatwo to przeoczyć. Od tego czasu "The Man" miał swoją małą rólkę w niemal 40 filmach z marvelowymi bohaterami, występując w nich pomimo rozdzielonych pośród różnych wytwórni praw autorskich do poszczególnych postaci. Można powiedzieć, że jego twarz oraz logo Marvela było tym, co zawsze je łączyło, niezależnie od kwestii prawnych czy finansowych.

Ba, nawet konkurencyjne DC doceniło jego legendarne już występy gościnne poprzez animowany film Teen Titans Go! To the Movies!

Bohater ostatniej akcji

Stan Lee nie był może ideałem. Być może nie wszystkie zasługi, które sobie przypisywał, były jego. Nie da się jednak odmówić mu tej największej - stał się symbolem amerykańskiego komiksu, siłą niosącą go w przyszłość. Inspirował wielu twórców i był po prostu sympatycznym gościem. Również dla nas, polskich czytelników, był kimś wyjątkowym, bowiem komiksy Marvela dzięki wydawnictwu TM-Semic w latach 90. były dla nas prawdziwym kawałkiem Zachodu. Dla nas również "The Man" był prawdziwym superbohaterem. Jego komiksowi herosi mają wprawdzie to do siebie, że nawet po śmierci wracają zza grobu. Ten superbohater jednak już nie wróci... R.I.P. Stan.

cropper