Temat Tygodnia - Diablo Immortal... Quo vadis Blizzard?

Temat Tygodnia - Diablo Immortal... Quo vadis Blizzard?

Rozbo | 10.11.2018, 13:00

Wszystko się kiedyś kończy, wszystko ma swój kres. W naszej branży widać to jeszcze wyraźniej ze względu na aktywne zaangażowanie oraz komentowanie jej przez społeczność graczy. W zeszłym tygodniu wieścili oni kolejny koniec. Czy kres Blizzarda w takiej postaci, jaką znamy od lat, właśnie nadchodzi? 

Wprawdzie BlizzCon odbył się pod koniec ubiegłego tygodnia i przysłowiowe szambo na temat Diablo Immortal rozlało się zaraz po tym, ale ponieważ natężenie całej "afery" przypadało już na weekend, nie zdążyłem poruszyć tego tematu w poprzednim cyklu. Uważam jednak, że warto się nim zająć, bowiem jest symptomatyczny dla całej branży. Pokazuje nie tylko, jak ona obecnie wygląda, ale również jak wyglądamy my - hardkorowi gracze oraz fani.

Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej na temat w:

Diablo Immortal oficjalnie! Nowe MMOARPG nadciąga

Diablo Immortal. Blizzard odpowiada na miażdżącą krytykę fanów

Diablo: Immortal. Blizzard nie radzi sobie z krytyką gry i usuwa negatywne opinie

Blizzard uspokaja "pracujemy nad kilkoma grami Diablo"

Część nowości z Diablo Immortal trafi do kolejnych gier z serii Diablo

Diablo Immortal bez rozgrywki offline. Producent Diablo 2: „Blizzard już nie rozumie graczy”

Ostatnio czytaliśmy słowa producenta Diablo 2 i  zarazem byłego pracownika Blizzarda, Marka Kerna o tym, że "Blizzard już nie rozumie graczy." Coś w tym jest. Gwoli przypomnienia: przed tegoroczną edycją BlizzConu, czyli  doroczną konferencją organizowaną przez twórców Diablo czy World of Warcraft dla fanów (słowo klucz: FANÓW), zapowiadano wielkie ogłoszenie odnośnie marki Diablo. Owo "wielkie" przeraziło w pewnym momencie nawet samych organizatorów, bowiem zaczęli się nieco z tego wycofywać, zaznaczając, że nie chodzi o czwartą część kultowej serii. Z tym że "hype train" rozpędził się już na dobre...

Kiedy więc w trakcie BlizzConu przyszedł czas na Diablo, a logo Immortal wyskoczyło na wielkim telebimie ludzie oczekiwali przynajmniej czegoś o randzie rozszerzenia do D3. Dostali... no cóż... zapowiedź mobilnej, osobnej odsłony spod z logiem Diablo. To MMOARPG przygotowywane przez NetEase, chińską firmę specjalizującą się w mobilnych erpegach akcji wzorowanych właśnie na... Diablo.

Kurtyna...

Tort dla wszystkich

To co działo się dalej można opisać tylko jednym słowem - katastrofa. Reakcja fanów była wręcz niewiarygodnie gwałtowna, a wyraźnie zaskoczony Blizzard starał się tłumaczyć i ratować sytuację. Doszło nawet do tego, że negatywne komentarze i dislike'i pod trailerem Diablo Immortal zaczęły być usuwane. Developerzy naprędce przypominali, że to tylko jeden z wielu projektów, nad którymi obecnie w ramach marki pracują. Mleko się jednak na dobre rozlało. 

Przyznam, że przez kilka pierwszych dni tej niewątpliwie pożywnej dla dziennikarzy dramy, patrzyłem na to wszystko z lekką pogardą. Choć nie 10, a nawet nie 100 godzin w różnych częściach Diablo mam przegrane, to nigdy nie uważałem się za jakiegoś hardkorowego fana tej serii. Reakcja uczestników BlizzConu, a następnie wszystkich pozostałych graczy i komentatorów, którzy śledzili konferencję, wydawała mi się niewspółmierna do sytuacji. Czy Blizzard jest pierwszą firmą, która przenosi w jakiejś formie jedno ze swoich IP do lukratywnego świata mobilnych gier f2p? Nie, oczywiście że nie. Nawet Redzi mają przecież taki epizod z Wiedźminem, a Nintendo z Pokemonami i Super Mario. Czy powstawanie Diablo Immortal automatycznie wyklucza pełnowartościowe Diablo 4? Bzdura. Pojawiły się nawet spekulacje dzięki doniesieniom Kotaku, że "czwórka" miała zostać pokazana na imprezie, tylko twórcy dosłownie w ostatniej chwili się z tego wycofali, uznając, że nie są jeszcze gotowi, by pokazać grę w akcji.

Fani są głośni, ale ostatecznie liczą się pieniądze, a rynek gier mobilnych, zwłaszcza w Azji, generuje gigantyczne dochody. Któż nie chciałby uszczknąć kawałka dla siebie? Jaka firma? Wy? Ja? Nie, przecież to szansa na ogromne zyski, rozwój firmy oraz wyższe pensje dla managmentu ( i mam nadzieję, że nie tylko dla nich). Tak czy inaczej ów głośny głos, a w zasadzie wrzask fanów poszedł w świat i przyćmił wszelkie marketingowe akcje Blizzarda odnośnie Immortal razem wzięte i amerykanie muszą się z tego wycofywać rakiem. 

Kij w mrowisko

Z czasem, wraz z rozmowami z kilkoma znajomymi, starymi pecetowcami i wieloletnimi fanami Diablo, moja pogarda zaczęła jednak topnieć. Wystarczy dodać do siebie kilka elementów, by zrozumieć gigantyczne wręcz faux pas, jakie popełnił Blizzard, robiąc wielkie ogłoszenie z mobilnej gierki w sali pełnej... hardkorowych fanów, którzy zapłacili i przyjechali specjalnie na BlizzCon dla Diablo. Fani od czasów D1, pecetowe (przepraszam za to określenie) betony, miłośnicy marki. Nie przypadkowi gapowicze, matki z córkami, korpo-tatuśki szukający szybkiej gry do codziennej jazdy metrem do pracy. Nie akcjonariusze Blizzarda, którzy zapewne samemu pomysłowi Immortal przyklasnęli z entuzjazmem, ale ludzie, którzy mają cytat "Ah... fresh meat!" na koszulkach!

Tego typu ogłoszenie to jak wsadzenie kija wraz z ręką w mrowisko. Być może Diablo Immortal okaże się jedną z najlepszych gier mobilnych na rynku, jednak nie dla fanów marki. Oni mają już swój pogląd na ten temat. Być może Blizzard dotrze ze swoją grą do zupełnie innej grupy odbiorców, ale równie dobrze być może ci odbiorcy tylko przez chwilę pobawią się produkcją i wrócą dalej grać w Pokemon Go. Być może Blizzard właśnie robi coś, co skutecznie udało się Epic Games (które przed Fortnite kojarzone było z "hardkorowymi grami") - otwiera się na casualowy rynek i chce uczynić z Immortal zjawisko popkulturowe. Problem w tym, że nie robi się tego w taki sposób i w takich okolicznościach. Nawet Bethesda wie o tym doskonale, rzucając fanom ochłap w postaci teasera kolejnej części The Elder Scrolls, który w zasadzie nic nie oznacza. Nie mówi nam nic o grze, która (zgodnie z innymi doniesieniami i komentarzami samych twórców) jest na razie na samym początku drogi, w całkowitych powijakach. Zajawka jest więc merytorycznie całkowicie bezwartościowa, ale jest ważnym komunikatem dla najzagorzalszych miłośników tej serii.

Miłość i nienawiść

Niestety takiego - bardzo symbolicznego - komunikatu na BlizzConie zabrakło. Zamiast tego, dotarł do mnie inny komunikat. Po pierwsze, idąc za słowami Marka Kerna, faktycznie Blizzard przestał rozumieć graczy, a przynajmniej tych swoich. To zresztą symptom obecnej branży - wielkie firmy powstałe na barkach swoich fanów, które w pewnym sensie się od nich odwracają. Celując do szerszej grupy, sprzeniewierzają swoje wartości (przynajmniej w oczach fanów), płacąc za to ogromną wizerunkową cenę. Bethesda ma gorący grunt pod stopami po becie Fallouta 76 skupionego na zabawie kooperacyjnej rodem z Destiny, ale nie mającej wiele wspólnego z poprzednimi Falloutami (poza przestarzałym silnikiem). DICE mozolnie naprawiał PR-ową katastrofę po pierwszym, przekoloryzowanym trailerze Battlefielda V. Square Enix chcąc zrobić z Final Fantasy XV platformę na wiele lat, sam się trochę zapędził w kozi róg i teraz zwalnia Hajime Tabatę - człowieka stojącego za tym tytułem. Te firmy przestały rozumieć swoich core'owych graczy. Jakiś czas temu z Destiny 2 zrobiło to Bungie i bardzo boleśnie przekonało się, że nie jest to dobra droga. Szybki powrót na właściwą ścieżkę wraz z ostatnim rozszerzeniem pokazał jednak, że narobiony bałagan zawsze można uprzątnąć, dlatego nie można też lamentować, że "Blizzard się skończył". 

Pod żadnym pozorem nie może jednak zapominać o swojej najbardziej wiernej grupie fanów. Owszem, można flirtować z szerszą widownią, ale nigdy kosztem tych pierwszych, bo są oni w pewnym sensie dodatkową platformą marketingową dla developerów. Samonapędzającym się mechanizmem nakręcającym szum wobec danej marki w internecie.

Po drugie, pewien komunikat dotarł do mnie odnośnie właśnie samych fanów. To żadne odkrycie, ale bardzo wyraźnie wybrzmiało właśnie w przypadku Diablo Immortal: hardkorowy fan może być twoim najlepszym przyjacielem, ale jednocześnie największym wrogiem. Nie możesz nigdy go lekceważyć. Jednocześnie to smutny wniosek, bo pokazuje niesamowitą agresję drzemiącą w ludziach (pod adresem pracowników Blizzarda pojawiały się również groźby karalne), która niczym, absolutnie niczym nie może być uzasadniona. Nawet grą mobilną.

Kończąc, rozszerzę więc pytanie zadane w tytule tego Tematu Tygodnia. Powinniśmy się zastanawiać nie tylko nad tym, gdzie zmierza Blizzard, ale również nad tym, gdzie zmierzamy my - gracze. Oczywiście bardzo dobrze, że artykułujemy nasze niezadowolenie, ale z drugiej strony nie możemy zapominać o jednym: to nie walka o niepodległość tylko dyskusja o ulubionej serii gier.

 

 

cropper