Predator – recenzja filmu. Get to the choppa!

Predator – recenzja filmu. Get to the choppa!

Jędrzej Dudkiewicz | 15.09.2018, 13:30

Nie dali spokoju Alienowi i go zrujnowali, to teraz przyszedł czas na Predatora – takie myśli towarzyszyły mi przed seansem filmu w reżyserii Shane’a Blacka. Szybko jednak okazało się, że wszelki obawy były nieuzasadnione. Jest tylko jeden warunek, by dobrze bawić się podczas seansu Predatora – trzeba zaakceptować obraną przez twórców konwencję.

McKenna jest świetnym żołnierzem, jako snajper zdejmuje kolejne wskazane cele. Podczas jednej z misji natrafia na statek kosmiczny z Predatorem na pokładzie, któremu zabiera część ekwipunku i wysyła do domu. Sprzętem interesuje się jego syn i przez przypadek uruchamia obcą technologię. McKenna będzie musiał, wraz z poznanymi wojskowymi po przejściach, uratować chłopaka i całą okolicę. Po piętach będzie mu deptać agent CIA, od wielu lat zajmujący się badaniem Predatorów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zacznijmy od wspomnianej konwencji. Otóż jest to film w dużym stopniu inny od tego z 1987 roku i na pewno podzieli widzów. Znajdą się tacy (i będzie ich pewnie sporo), którym przeszkadzać będzie to, że Predator nie zachowuje się tak, jak powinien, albo że dziecko z Zespołem Aspergera potrafi w pięć minut rozgryźć skomplikowany język kosmitów, albo że pani doktor biologii podczas pościgu nadąża za Predatorem i całkiem nieźle strzela z karabinu. Nie ma tu tego klimatu osaczenia w dżungli, gdy nie wiadomo, kto poluje na bohaterów, bo w zasadzie wszyscy wiedzą kim lub względnie czym jest Predator.

Shane Black chyba po prostu lubi trollować publiczność, to samo przecież zrobił w Iron Manie 3 z postacią Mandaryna. Czym więc jest jego Predator? To napakowane akcją, totalnie campowe, zrobione z przymrużeniem oka i sporą dawką humoru science-fiction. Mało tu mitologii Predatorów, sporo za to udanych dowcipów, których źródłem są przede wszystkim relacje między postaciami. Jednocześnie jest tu masa bardzo sprawnie nakręconych scen akcji, momentami niesłychanie brutalnych. Black umiejętnie korzysta z kategorii wiekowej R, krew leje się hektolitrami, Predator eliminuje kolejnych wrogów w spektakularny sposób, a fucki i motherfuckery latają tak samo często i szybko, jak kule z karabinu.

Nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie fakt, że reżyserowi udało się osiągnąć coś – zwłaszcza w dzisiejszych czasach – bardzo rzadko spotykanego. Otóż drużyna bohaterów liczy siedem osób i każdą da się natychmiast polubić i zapamiętać. Chociaż nie ma za bardzo możliwości, by powiedzieć coś więcej o ich charakterach, to jednak dzięki aktorom, którzy znajdują odpowiednią metodę grania, każda z postaci jest wyrazista. I fantastycznie wpasowuje się w ekipę, która ma między sobą świetną chemię.

Na czoło stawki wysuwają się Boyd Holbrook, Trevante Rhodes, Thomas Jane i Keegan-Michael Kay. Doskonały jest również Sterling K. Brown jako agent CIA, po którym widać, że doskonale rozumie konwencję obraną przez Blacka. Dawno nie widziałem tak pewnego siebie, wyluzowanego i w zasadzie ze wszystkiego robiącego sobie jaja czarnego charakteru. Serio, to, że ci wszyscy bohaterowie nie są wyłącznie mięsem armatnim sprawia, że Predator dostarcza wielkich emocji. Innymi słowy, Blackowi udało się to, co wyszło Johnowi McTiernanowi w 1987 roku, tam też udało się stworzyć świetną drużynę postaci.

Można by ewentualnie zarzucić Predatorowi, że w drugiej połowie nieco gubi całkiem niezłe tempo, gdyby przyciąć film o jakieś piętnaście minut byłby jeszcze lepszy. Nie da się też ukryć, że wiele osób będzie rozczarowanych albo wręcz oburzonych tym, co obejrzy. Moim zdaniem jednak Predator jest jednym z lepszych filmów rozrywkowych ostatnich miesięcy. A mając do wyboru mistyczny i filozoficzny bełkot Ridleya Scotta oraz czysty, niepohamowany fun i luz Shane’a Blacka, wybór jest dość oczywisty.

Atuty

  • Świetne, brutalne sceny akcji
  • Zaskakująco fajni bohaterowie
  • Humor i ironia
  • Niezłe tempo

Wady

  • Odrobinę za długi, można by skrócić o jakieś 15 minut
  • Jeśli ktoś liczy na klimatyczną powtórkę z pierwszego Predatora, to się zawiedzie

Predator Shane’a Blacka jest dla mnie dużym, ale bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Podczas seansu bawiłem się doskonale i chętnie obejrzę ten film jeszcze raz.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper