Steam logo

Steam cierpi na przesyt gier? Cóż, na pewno cierpią twórcy! 

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 21:30

Bywa, że człowiek patrzy na listę premier na Steamie i ma wrażenie, że ktoś przypadkiem wylał cały folder „projekty WIP” prosto na główną stronę. Ledwo zdążysz kliknąć w jedną nowość, a już czekają na ciebie trzy kolejne - każda krzycząca, że to właśnie ona zmieni twoje życie. I w tym całym gąszczu nawet najbardziej ambitne tytuły potrafią zniknąć błyskawicznie. Gracze narzekają, że „wszystkiego jest za dużo”, ale prawdziwy problem zaczyna się po drugiej stronie barykady.

Bo jeśli my mamy problem, żeby nadążyć, to co mają powiedzieć twórcy - zwłaszcza ci niezależni, próbujący przebić się przez lawinę premier, algorytmów i krzykliwych trailerów? W ostatnich latach liczba wydawanych gier urosła do poziomu, który nawet najbardziej zaprawionym studiom potrafi wywołać zimny pot na plecach. I choć Steam wciąż jest największą witryną świata dla gier PC, to coraz bardziej przypomina zatłoczony bazar, gdzie krzyczy każdy, a słyszalni są nieliczni.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak grzyby po deszczu

Na Steamie nowe gry wyrastają jak grzyby po deszczu - i to takie, które rosną całą noc, a rano okazuje się, że jest ich dwa razy więcej, niż ktokolwiek planował. Każdy tydzień to kolejne kilkaset premier, a każdy miesiąc potrafi przynieść więcej produkcji niż cała pierwsza dekada Steama. Gdyby ktoś postanowił zagrać chociaż w połowę z nich, musiałby porzucić pracę, sen i prawdopodobnie połowę życia towarzyskiego. A i tak zabrakłoby czasu. 

Dodatkowo nie mówimy tu wyłącznie o małych projektach robionych po godzinach. AAA, AA, mid-budget, ambitne indyczki, dziwne eksperymenty, setki asset flipów - wszystko ląduje na tej samej półce, rywalizując o to samo kilka sekund uwagi. A im więcej gier trafia na platformę, tym trudniej wyłowić te faktycznie warte uwagi. Z czasem nawet perełki zaczynają tonąć w tym oceanie premier, które nie przestają napływać.

Steam, paradoksalnie, sam wzmacnia ten proces. Prosty system publikacji, gigantyczna widownia i szansa na „ten jeden viralowy moment”, który może odmienić los studia - to magnes, którego nikt nie ignoruje. Efekt? Rok w rok rośnie liczba twórców wchodzących na platformę, a każdy chce chociaż przez chwilę pojawić się na karuzeli „New & Trending”. Choćby przez minutę.

W efekcie doprowadziliśmy do sytuacji, w której łatwość wejścia i skala widowni dały nam rynek w permanentnej superprodukcji. Kultura Steama stała się kulturą nadmiaru - gdzie nie brakuje niczego, poza jednym: miejsca na oddech.

ZA DUŻY wybór?

Taki zalew premier ma swoją cenę, i to wcale niemałą. Pierwszą ofiarą jest widoczność - gry, nad którymi ludzie pracują latami, potrafią zniknąć w ciągu 24 godzin, bo algorytm przerzucił się już na kolejne 50 nowości. Twórcy przebili się? Świetnie. Tylko że jutro muszą się przebić jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu nie starcza sił ani pieniędzy.

Drugą wadą jest presja na promocję. W świecie przesytu nawet startowe demo musi błyszczeć jak pełnoprawna premiera, a kampanie marketingowe małych studiów coraz częściej przypominają desperackie próby krzyczenia głośniej od konkurencji. Zamiast radosnego procesu tworzenia - nieustanny sprint za widocznością. Często kończy się to wypaleniem, opóźnieniami i produkcjami, które mogły być dużo lepsze,

Trzeci problem to jakość samych wydań. Gdy tempo premier jest tak zawrotne, rośnie pokusa, by wypuszczać gry szybciej, licząc, że aktualizacje „kiedyś to ogarną”. Early Access, niedokończone projekty, gry wyciągane z szuflad, wspomniane wcześniej asset flipy - wszystko zlewa się w jedną masę, przez co gracze coraz bardziej nie ufają nowym tytułom.

A czwartą wadą jest… Paradoks wyboru. Gdy mamy za dużo opcji, często nie wybieramy żadnej. Gracze przewijają listy, dodają do wishlisty i… Wracają do swoich ulubionych gier. W tym chaosie tracą twórcy, tracą gracze, a Steam coraz częściej przypomina miejsce, gdzie trzeba walczyć nie o uwagę - ale o przetrwanie choć jednego dnia w świetle reflektorów.

Podsumujmy! 

W całej tej lawinie premier najłatwiej zapomnieć o jednym - że za każdą z tych gier stoją ludzie, którzy chcieli opowiedzieć historię, zaprezentować pomysł, zrobić coś swojego. Steam, choć demokratyczny i otwarty, bywa bezlitosny dla projektów, które nie zdążą złapać wiatru w żagle w pierwszych godzinach od debiutu. I to właśnie ta brutalna losowość sprawia, że rynek gier stał się bardziej nieprzewidywalny niż kiedykolwiek. 

A jednocześnie trudno odmówić, że to właśnie w tym chaosie często rodzą się perełki, które zachwycają później cały świat. Dlatego, choć przesyt gier na Steamie potrafi przytłoczyć, warto mieć z tyłu głowy, że wśród setek premier kryją się projekty, które mogą zostać z nami na lata. Jeśli więc jest coś, co naprawdę może pomóc - to odrobina uważności i chęci do odkrywania. Bo w świecie, gdzie wszystko ginie w tłumie, najpiękniejsze odkrycia trafiają się wtedy, gdy zatrzymamy się choć na chwilę i damy szansę tytułom, które w tym hałasie łatwo przeoczyć.

Źródło: Własne
Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper