Amazon Prime Video rozbije w tym roku bank! Konkurencja nie ma szans
Rok 2025 w kalendarzu premier telewizyjnych wygląda jak pole minowe superprodukcji. Powracają smoki, wracają intrygi w odległych galaktykach, a serwisy streamingowe prześcigają się w obietnicach. A jednak, jeśli spojrzeć na zbiorową ekscytację, temperaturę dyskusji w sieci i analizy ekspertów, jeden tytuł wyłania się z postapokaliptycznego pyłu jako ten prawdziwy, niekwestionowany król oczekiwań.
Mowa oczywiście o drugim sezonie serialu „Fallout”. Pierwsza seria od Amazon Prime Video nie była po prostu sukcesem. Była niespodziewanym fenomenem. Zamiast zadowolić się mianem „dobrej adaptacji gry”, stała się jednym z najlepszych seriali 2024 roku i kropka. Teraz, gdy wzrok wszystkich skierowany jest na New Vegas, presja jest gigantyczna, a hype w pełni uzasadniony.
Jak złamać klątwę i… zbudować bombę
Zanim przejdziemy do tego, co nas czeka, musimy zrozumieć, skąd wzięła się ta gigantyczna fala entuzjazmu. Przez dekady adaptacje gier wideo były w najlepszym wypadku średnie, a w najgorszym katastrofalne. Widzowie podchodzili do nich z rezerwą, a fani oryginałów z zaciśniętymi zębami. „Fallout” od Lisy Joy i Jonathana Nolana (duetu stojącego m.in. za „Westworld”) nie tylko złamał tę klątwę - on ją zdetonował atomówką. Sekret sukcesu okazał się pozornie prosty.
Zamiast kopiować fabułę z gry, twórcy postanowili stworzyć nową historię w doskonale znanym świecie. Dali nam trójkę bohaterów - naiwną i pełną optymizmu Lucy z Krypty 33, cynicznego i śmiertelnie niebezpiecznego Ghula oraz zagubionego we wspomaganym pancerzu Maximusa. Ich losy splotły się w sposób mistrzowski, oferując idealny balans. Fani gier co chwila wyłapywali smaczki, od dźwięku licznika Geigera po znajome frakcje i groteskowe potwory.
Nowi widzowie dostali natomiast wciągającą, ale i zaskakująco zabawną opowieść o przetrwaniu w świecie, który oszalał. Serial perfekcyjnie uchwycił unikalny ton gier - retrofuturyzm lat 50., czarny humor i satyrę amerykańskiego kapitalizmu. Krytycy i widzowie byli jednomyślni (93% pozytywnych ocen na Rotten Tomatoes), a Amazon, widząc astronomiczne wyniki oglądalności, zamówił drugi sezon niemal natychmiast. Trafili w dziesiątkę. Pierwszy sezon był fundamentem, a teraz w 2025 roku czekamy na właściwy budynek.
Wszyscy idą do New Vegas
Największym powodem, dla którego drugi sezon jest najbardziej wyczekiwaną produkcją 2025 roku, jest jedno, konkretne ujęcie z finału pierwszego sezonu. Nie, nie chodzi o losy Lucy czy Ghula (choć te też są pasjonujące). Chodzi o panoramę miasta grzechu, jakim jest New Vegas. Dla fanów uniwersum to nie jest kolejna lokacja. To święty Graal. Gra „Fallout: New Vegas” (stworzona przez studio Obsidian) jest przez wielu uważana za najlepszą, najbardziej złożoną i najlepiej napisaną odsłonę całej serii. To miejsce, w którym o kontrolę nad Pustynią Mojave walczą nie tylko niedobitki rządu USA (NCR) i brutalni niewolnicy z Legionu Cezara, ale także tajemniczy, nieśmiertelny zarządca miasta, Pan House.
Wprowadzenie New Vegas do serialu to ruch równie genialny, co ryzykowny. Z jednej strony otwiera twórcom drzwi do niesamowitych intryg politycznych, moralnych szarości i jeszcze bardziej szalonych postaci. Oczekiwania są ogromne. W New Vegas spotkają się też nasi bohaterowie. Lucy, już nie tak naiwna, podąża tropem Ghula. Ghul (brawurowy Walton Goggins) ma własne, mroczne interesy związane z jego przeszłością sprzed wojny. A Maximus, teraz u szczytu władzy w Bractwie Stali, prawdopodobnie poprowadzi swoich rycerzy właśnie tam, aby przejąć technologię z tamy Hoovera. To zderzenie trzech frakcji (Bractwa, resztek Enklawy i władców New Vegas) zapowiada wojnę na pełną skalę. Już nie chodzi tylko o przetrwanie. Teraz chodzi o władzę nad pustkowiem.
Ciężar oczekiwań, czyli pułapka drugiego sezonu
Oczywiście, tak gigantyczny „hype train” ma też swoją ciemną stronę. W branży telewizyjnej istnieje coś takiego jak „klątwa drugiego sezonu”. Pierwsza seria zachwyca świeżością, a druga, obciążona presją i budżetem, często gubi rytm. Przed twórcami „Fallouta” stoi zadanie karkołomne. Muszą nie tylko utrzymać genialny poziom dialogów, scenografii i aktorstwa, ale także zgrabnie wejść w buty „New Vegas”, nie obrażając przy tym fanów gry, którzy spędzili w niej setki godzin. To stąpanie po bardzo cienkim lodzie.
Amazon chce kuć żelazo póki gorące. Stawka jest wysoka, ponieważ „Fallout” nie jest już tylko adaptacją. Stał się flagową marką Prime Video, ich odpowiedzią na „Grę o Tron” czy „Stranger Things”. Drugi sezon nie może być „tylko” dobry. Musi być spektakularny. Presja jest ogromna, ale jeśli jest ekipa, która może jej sprostać, to właśnie ta. Mają w rękach złoto - wciągających bohaterów, bogaty świat i obietnicę epickiej konfrontacji w mieście neonów i hazardu.
Podsumowanie
Nie ma wątpliwości, że ten rok będzie należał do „Fallouta”. Pierwszy sezon ustawił poprzeczkę niewyobrażalnie wysoko, łącząc fanów gier i zupełnie nowych widzów we wspólnym zachwycie. Teraz, gdy na horyzoncie majaczy oświetlony neonami pas New Vegas, oczekiwania są rozgrzane do czerwoności. Niezależnie od tego, czy czekacie na polityczne intrygi Pana House’a, czy dalsze losy cynicznego Ghula, jedno jest pewne. Gdy drugi sezon w końcu zadebiutuje, cały świat zasiądzie przed ekranem. Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia. Ale oczekiwania wobec niej, jak najbardziej.
Przeczytaj również
Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych