Jetix to skarbnica kapitalnych kreskówek. Pamiętacie te seriale?

Wróciłem po latach do tej kreskówki z Jetfix i... Dalej mnie bawi! 

Kajetan Węsierski | Wczoraj, 21:30

Czasem wystarczy jeden przypadkowy rzut oka na miniaturkę w serwisie streamingowym, żeby nagle cofnąć się o kilkanaście lat - do czasów, gdy Jetix rządził popołudniami, a telewizor był naszym oknem na cały świat. Tak właśnie trafiłem z powrotem na tę kreskówkę. Bez planu, bez nostalgicznego przygotowania - po prostu kliknąłem z ciekawości. I zanim się zorientowałem, siedziałem z uśmiechem na twarzy, przypominając sobie każdą absurdalną scenę, każdy charakterystyczny głos i to specyficzne poczucie humoru…

Nie wiem, czy to kwestia sentymentu, czy po prostu tego, że niektóre rzeczy się nie starzeją, ale ta kreskówka dalej ma w sobie ten sam urok. Nadal potrafi rozbawić, mimo że teraz widzę w niej zupełnie inne rzeczy niż wtedy - drobne żarty, których wcześniej nie rozumiałem, czy absurdalne dialogi, które dziś bawią mnie jeszcze bardziej. To dziwne, ale też piękne uczucie - odkrywać coś znajomego na nowo i zdać sobie sprawę, że czas może zmienić wiele…

Dalsza część tekstu pod wideo

Ach, ten Andy! 

Ah, to jedna z tych kreskówek, które idealnie oddawały ducha Jetixa - trochę zwariowana, trochę zbuntowana, pełna absurdalnego humoru i sytuacji, które w dzieciństwie wydawały się kompletnie nierealne, a dziś… Cóż, momentami aż za bardzo przypominają rzeczywistość. Główny bohater, Andy Larkin, był uosobieniem młodzieńczego chaosu - pomysłowy, przekorny, nieco arogancki, ale zawsze z sercem na właściwym miejscu. 

To, co wyróżniało Ah, ten Andy! spośród innych animacji tamtych lat, to sposób, w jaki łączył humor z lekkością opowieści o dojrzewaniu. Z pozoru to tylko historia o chłopaku, który co chwilę pakuje się w kłopoty, ale pod tą warstwą chaosu kryła się zaskakująco trafna obserwacja relacji między młodymi a dorosłymi. Andy nie był superbohaterem ani geniuszem - był po prostu chłopakiem z wyobraźnią większą niż zdrowy rozsądek. 

Dziś, oglądając te same odcinki po latach, można docenić rzeczy, które kiedyś umknęły. Ten typowo kanadyjski humor, ironiczne dialogi, błyskotliwe puenty - wszystko to sprawia, że Ah, ten Andy! nie zestarzał się tak bardzo, jak można by się spodziewać. To kreskówka, która nie próbowała być mądrzejsza, niż była, i dzięki temu przetrwała próbę czasu. Świat Andy’ego jest prosty, pełen psikusów, ale podszyty autentycznym ciepłem.

I choć Jetix od dawna nie istnieje, a nowe kreskówki wyglądają jak z innej planety, Ah, ten Andy! wciąż ogląda się z przyjemnością. Nie dlatego, że to arcydzieło animacji, ale dlatego, że ma w sobie coś, co trudno podrobić - szczerość, luz i poczucie humoru, które działa niezależnie od wieku. To serial, który przypomina, że czasem największą przyjemność daje po prostu śmiech z głupoty, trochę nostalgii i świadomość, że Andy znowu zrobi coś, co kompletnie wymknie się spod kontroli.

Zabawnie nawet dziś! 

Uwielbiam tę pozycję przede wszystkim za to, że to kreskówka, która nigdy nie próbowała udawać czegoś, czym nie była. Nie miała morałów na siłę ani górnolotnych przesłań o przyjaźni i odwadze. Zamiast tego oferowała czystą zabawę, pomysłowość i ten nieuchwytny klimat młodzieńczego chaosu. Andy był postacią, której nie dało się nie lubić - nawet gdy jego pomysły kończyły się totalną katastrofą. Był cwany, złośliwy i wiecznie w ruchu, a jednocześnie miał w sobie tyle energii i uroku, że trudno było mu nie kibicować. 

Ta kreskówka ma w sobie coś, co działa do dziś - naturalność. Nie sili się na „bycie zabawną”, tylko po prostu jest zabawna. Gagi, które w dzieciństwie wywoływały śmiech, dziś potrafią rozbawić jeszcze bardziej, bo łapię ich drugie dno. Cały absurd i ironia, z jaką przedstawiano szkolne życie, są zaskakująco aktualne. Andy to w pewnym sensie archetyp figlarza, który buntuje się przeciwko zasadom tylko po to, żeby pokazać, że zawsze da się znaleźć sposób, by obejść system.

Kolejną rzeczą, która sprawia, że Ach, ten Andy! tak dobrze się broni po latach, jest jego rytm. Każdy odcinek to mała, samowystarczalna historia, która nie potrzebuje długiego wprowadzenia ani skomplikowanej fabuły. Wystarczy kilka minut, żeby wejść w ten świat - pełen psikusów, nieporozumień i codziennych absurdów. Dziś, w epoce seriali przeciągniętych do granic możliwości, ta zwięzłość jest wręcz odświeżająca. 

I może właśnie dlatego ta kreskówka tak dobrze znosi próbę czasu. Nie udaje nowoczesnej, nie potrzebuje animacji 3D ani poważnych tematów, żeby działać. Ach, ten Andy! wciąż bawi, bo opiera się na czymś uniwersalnym - dziecięcej ciekawości świata i radości z kombinowania. Każdy odcinek to mały powrót do czasów, gdy największym problemem było, jak nie dać się przyłapać na kolejnym psikusie. I choć dziś śmieję się z niej trochę inaczej niż kiedyś, jedno się nie zmieniło - dalej oglądam ją z tym samym, szerokim uśmiechem.

Podsumowanie…

Powiem tak - Ach, ten Andy! to dla mnie coś więcej niż tylko kreskówka z dawnych lat. To kapsuła czasu, która wciąż działa tak samo dobrze, jak wtedy, gdy oglądałem ją po szkole z kubkiem kakao w ręku. Nie zestarzała się, bo nigdy nie próbowała nadążać za trendami. Była prosta, szczera i skupiona na tym, co najważniejsze - dobrej zabawie. Dziś, kiedy wracam do niej po latach, czuję dokładnie to samo.

Może właśnie w tym tkwi sekret jej uroku? Ach, ten Andy! nie potrzebuje wielkiej filozofii, żeby działać. To serial, który przypomina, że humor, pomysłowość i odrobina szaleństwa zawsze się obronią, niezależnie od wieku widza. I choć minęło już tyle czasu, dalej ogląda się go z czystą przyjemnością. W świecie, w którym wiele rzeczy traci swój blask po latach, Andy wciąż pozostaje tym samym niesfornym chłopakiem…

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper