Netflix logo na ekranie

Nie macie czasu na dziesiątki sezonów, ale chcecie angażującej historii? Ten serial to dostarczy!

Kajetan Węsierski | Dzisiaj, 14:00

W świecie, w którym każdy serial wydaje się wymagać kilkunastu godzin, żeby w ogóle się rozkręcić, coraz trudniej znaleźć coś krótszego, co wciąga równie mocno. Czasem po prostu nie ma ochoty ani czasu na wielosezonowe epopeje, które rozciągają wątki w nieskończoność. A jednak - od czasu do czasu pojawia się tytuł, który udowadnia, że nie potrzeba dziesięciu sezonów, by opowiedzieć historię, która naprawdę trzyma za gardło. 

I dziś chciałbym Wam opowiedzieć o produkcji, która działa jak dobrze napisane opowiadanie - zwięzła, treściwa i pełna emocji. Bez dłużyzn, bez zapychaczy, za to z bohaterami, którym naprawdę chce się kibicować. Idealna propozycja dla tych, którzy chcą wciągnąć się w coś na kilka sezonów, ale nie szukają maratonu - tylko mocnej, samowystarczalnej historii, po której zostaje coś więcej niż kolejny cliffhanger.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ozark! 

To serial, który zaczyna się jak thriller o praniu brudnych pieniędzy, a kończy jako opowieść o moralnym upadku i cienkiej granicy między przetrwaniem a zniszczeniem wszystkiego, co się kocha. Marty Byrde, doradca finansowy z Chicago, zostaje zmuszony do przeniesienia rodziny do tytułowego regionu, by tam - z dala od cywilizacji - rozpocząć życie pod dyktando meksykańskiego kartelu. Brzmi jak kolejna historia o mafijnych układach, ale Ozark od początku uderza w coś głębszego. 

To, co wyróżnia Ozark, to atmosfera. Każdy kadr przesiąknięty jest napięciem, chłodem i poczuciem, że coś zaraz pójdzie nie tak. W tej dusznej przestrzeni jezior i lasów kryje się nie tylko zbrodnia, ale też ludzie, którzy próbują zachować resztki człowieczeństwa. Serial pokazuje, jak cienka jest linia między ofiarą a oprawcą, między decyzją o przetrwaniu a utratą siebie. Nawet wtedy, gdy akcja zwalnia, napięcie nie znika - wręcz przeciwnie, gęstnieje z każdą sceną.

Jason Bateman, znany wcześniej głównie z ról komediowych, tutaj udowadnia, że potrafi udźwignąć ciężar dramatu z zimną precyzją. Jego Marty to człowiek, który wszystko kalkuluje, ale coraz częściej traci kontrolę - nad sytuacją, nad rodziną, nad sobą. Laura Linney w roli Wendy to z kolei idealna przeciwwaga - ambitna, bezwzględna, a z czasem coraz bardziej niebezpieczna. Ich małżeństwo staje się metaforą całego serialu: dwóch ludzi, którzy razem walczą o przetrwanie.

Z sezonu na sezon Ozark udowadniał, że potrafi trzymać poziom i konsekwentnie prowadzić bohaterów ku nieuchronnemu końcowi. Nie ma tu miejsca na łatwe rozwiązania - każdy sukces ma swoją cenę, a każdy wybór pociąga za sobą konsekwencje. To historia o władzy, strachu i próbach racjonalizowania zła, które z czasem przestaje się wydawać takie złe. I może właśnie dlatego tej projekt działa tak dobrze…

Skąd zachwyt?

Pokochałem Ozark za to, że od pierwszego odcinka nie próbuje być wszystkim naraz. Nie ma tu nachalnego moralizowania, ani przesadnych ambicji, by udawać coś, czym nie jest. To historia napisana z chłodną precyzją, gdzie każdy dialog, gest i spojrzenie ma znaczenie. Serial nie marnuje czasu - ani widza, ani bohaterów. Każda decyzja prowadzi do konsekwencji, każdy odcinek popycha fabułę naprzód, bez zbędnych przystanków.

Uwielbiam ten serial też za to, jak konsekwentnie rozwijał swoje postacie. Marty i Wendy Byrde zaczynają jako zwykłe małżeństwo, które popełniło kilka złych decyzji - a kończą jako ludzie, których trudno już jednoznacznie ocenić. Ich przemiana jest przerażająco wiarygodna, bo dokonuje się po cichu, krok po kroku. Nie ma jednego momentu, w którym tracą niewinność - po prostu pewnego dnia widz zdaje sobie sprawę, że już dawno ją stracili. I to właśnie w tej subtelności Ozark jest najlepszy.

Kolejnym powodem, dla którego ten serial tak we mnie został, jest jego klimat. To rzadki przypadek, gdy sceneria gra równie ważną rolę, co bohaterowie. Szare jeziora, wilgotne lasy, zgaszone kolory - wszystko to buduje napięcie bez słów. Nie trzeba dramatycznych efektów ani ekspozycji - wystarczy jedno ujęcie Martiego stojącego nad wodą, żeby czuć ciężar tego świata. Ozark potrafi wciągnąć nie przez akcję, ale przez atmosferę…

www.youtube.com/watch?v=oNDTOy5bU_4

I wreszcie - doceniam, że Ozark wiedział, kiedy powiedzieć „dość”. Nie próbował przedłużać historii w nieskończoność, nie zostawiał otwartych wątków na siłę. Zakończył się wtedy, kiedy trzeba - w sposób, który może nie daje pełnego katharsis, ale daje sens. W czasach, gdy seriale rzadko mają odwagę zamknąć swoje historie w odpowiednim momencie, to prawdziwa rzadkość. Może właśnie dlatego Ozark tak mocno we mnie rezonuje.

Podsumujmy!

Ozark to przykład serialu, który wie, jak mówić mniej, a przekazywać więcej. Zamiast gonić za efektami, stawia na konsekwencję i emocjonalną prawdę. Każdy odcinek to fragment układanki, która z biegiem czasu składa się w obraz człowieka zagubionego między moralnością a przetrwaniem. I choć historia Byrdów pełna jest ciemnych zakamarków, trudno oderwać się od niej choćby na chwilę.

Kiedy skończyłem oglądać finałowy odcinek, miałem poczucie domknięcia- takiego, które pozostawia niedosyt, ale też szacunek dla twórców, że wiedzieli, kiedy się zatrzymać. Ozark nie potrzebuje kolejnych sezonów ani spin-offów, by udowodnić swoją wartość. Zrobił to, co najtrudniejsze - opowiedział historię do końca, nie tracąc ani na jakości, ani na emocjach. I może właśnie dlatego zostaje w głowie - jak echo, które nie potrzebuje wracać, żeby wciąż brzmieć mocno.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper