
Lokalne hity i światowy rozmach. Lista najlepszych oryginalnych polskich i europejskich seriali
Leżąc na kanapie, włączamy aplikację amerykańskiego giganta, aby z zapartym tchem śledzić losy szlachcica z Adamczychy, zmagania wrocławian z powodzią tysiąclecia albo brawurowy napad na mennicę w Madrycie.
To znak naszych czasów, że platformy streamingowe, które niegdyś karmiły nas głównie produkcjami zza oceanu, dziś inwestują miliardy dolarów w treści regionalne. To zmienia rynek i daje widzom na całym świecie dostęp do historii opowiadanych w ich własnym języku. Tylko, na które z nich naprawdę warto poświęcić swój czas?




Nowa strategia gigantów VOD
Jeszcze dekadę temu pomysł, że polski serial komediowy o XVII-wiecznej szlachcie stanie się międzynarodowym hitem (np. w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy USA), brzmiałby jak absurd. Dziś sukces „1670” na Netfliksie przynajmniej wśród polskiej widowni nikogo już nie dziwi. To efekt świadomej i niezwykle kosztownej strategii globalnych graczy, takich jak Netflix, Amazon Prime Video czy HBO Max.
Powody tej wolty są co najmniej trzy. Po pierwsze, rynek zachodni, zwłaszcza amerykański, jest już nasycony. Aby rosnąć, platformy muszą zdobywać nowych subskrybentów w Europie, Azji czy Ameryce Łacińskiej, a najłatwiej to zrobić, oferując im historie, z którymi mogą się utożsamić - osadzone w znajomych realiach, z lokalnymi aktorami i kulturowymi odniesieniami. Po drugie, okazało się, że dobra historia nie zna granic. Hiszpański „Dom z papieru”, niemiecki „Dark” czy francuski „Lupin” udowodniły, że produkcje nieanglojęzyczne mogą podbijać światowe listy przebojów.
To otworzyło oczy menedżerom, którzy zrozumieli, że autentyczność i świeżość lokalnych scenariuszy to potężny atut. Po trzecie, dochodzą regulacje, jak te unijne, które nakładają na serwisy obowiązek posiadania w katalogu określonego procentu treści wyprodukowanych w Europie, co dodatkowo motywuje do inwestycji. W efekcie Netflix tylko w ostatnich latach zainwestował w Polsce setki milionów złotych, a Amazon ogłosił na 2025 rok całą listę rodzimych produkcji, co pokazuje, że ten trend będzie tylko przybierał na sile.
Wysyp świeżych produkcji
Fala inwestycji przyniosła nam wysyp produkcji, które z powodzeniem konkurują z amerykańskimi blockbusterami. W Polsce prawdziwym fenomenem okazała się „Wielka woda” - serial o powodzi tysiąclecia we Wrocławiu, który połączył dramat ludzkich losów z perfekcyjną realizacją techniczną i zdobył uznanie na całym świecie. Równie głośno było o wspomnianym „1670”, który przez unikalne, absurdalne poczucie humoru stał się produktem eksportowym, bawiąc widzów od Berlina po Chicago.
Platforma Max od lat serwuje nam z kolei kryminały na najwyższym poziomie, takie jak kultowa „Wataha”, mroczne „Ślepnąc od świateł” na podstawie prozy Jakuba Żulczyka czy trzymająca w napięciu „Odwilż”. Ale Polska to tylko część większej, europejskiej układanki. Niemcy dali nam wspomniany, rewelacyjny „Dark”, który na nowo zdefiniował gatunek science fiction.
Skandynawowie od lat są mistrzami kryminału (tzw. nordic noir), czego przykładem jest szwedzki serial „Snabba Cash” (Szybki cash), a Brytyjczycy wciąż zachwycają produkcjami takimi jak „The Crown” czy „Sex Education”, łącząc wysoki budżet z inteligentnym scenariuszem. Każdy z tych tytułów, choć głęboko zakorzeniony w lokalnej specyfice, porusza uniwersalne tematy - miłość, zdrada czy walka o władzę - dzięki czemu trafia do widzów na całym świecie.
Co naprawdę warto obejrzeć?
Stojąc przed wyborem, co obejrzeć w gąszczu nowości, warto postawić na sprawdzone tytuły, które gwarantują jakość. Jeśli szukasz inteligentnej komedii z historycznym tłem, która jednocześnie jest błyskotliwym komentarzem do współczesności, „1670” (Netflix) to pozycja obowiązkowa.
Miłośnikom gęstych, mrocznych kryminałów z dylematami moralnymi w tle z pewnością przypadnie do gustu zarówno „Odwilż” (Max), jak i surowa, bieszczadzka „Wataha” (Max). Jeżeli natomiast masz ochotę na widowiskową opowieść katastroficzną, która chwyta za gardło, sięgnij po „Wielką wodę” (Netflix). Patrząc poza Polskę, absolutnym „must-see” dla fanów skomplikowanych zagadek i podróży w czasie jest niemiecki „Dark” (Netflix).
Z kolei ci, którzy cenią sobie lekką, ale niezwykle stylową rozrywkę z charyzmatycznym bohaterem, powinni dać szansę francuskiemu „Lupinowi” (Netflix). Inwestycje w regionalne treści to bez wątpienia jeden z najlepszych trendów we współczesnej popkulturze. Daje on szansę lokalnym twórcom na realizację ambitnych projektów, a nam, widzom, oferuje różnorodność i świeżość, której często brakowało w zdominowanym przez Hollywood świecie.
Podsumowanie
Strategiczne inwestycje globalnych platform streamingowych w produkcje regionalne to zjawisko, które na stałe zmieniło krajobraz medialny. Podyktowane chęcią zdobycia nowych rynków i presją regulacyjną, przyniosło korzyści obu stronom. Twórcy z Polski i Europy zyskali budżety i globalną dystrybucję, o jakiej wcześniej mogli tylko marzyć, czego efektem są takie hity jak „1670”, „Wielka woda” czy „Dark”.
Widzowie otrzymali natomiast dostęp do wysokiej jakości, zróżnicowanych historii, które są bliższe ich kulturze i stylowi życia, a jednocześnie posiadają uniwersalny potencjał. Ta symbioza sprawia, że w najbliższych latach możemy spodziewać się jeszcze więcej odważnych i oryginalnych produkcji z naszego regionu, które będą z powodzeniem konkurować o uwagę widza na całym świecie.
Przeczytaj również






Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych