
Graliśmy w Pokémon Legends: Z-A. Łapaliśmy je wszystkie na... wieży Eiffla!
Można Pokémony lubić, kochać, szanować, można ich też nie trawić a nawet nie cierpieć, jedno nie podlega jednak wątpliwości - pomimo upływu czasu to niezmiennie najbardziej dochodowa franczyza medialna na świecie i nadchodzące wielkimi krokami Pokémon Legends: Z-A może jedynie umocnić jej pozycję. I to nie tylko dlatego, że wysoką sprzedaż zapewni mu sama siła marki i olbrzymia baza użytkowników obydwóch generacji Switcha (w sumie blisko 160 milionów!). To po prostu wyjątkowo grywalna produkcja, wnosząca do serii oczekiwany powiew świeżości.
Jak wiemy z licznie ujawnianych dotychczas materiałów, druga odsłona podserii Legends będzie rozgrywać się w znanej już fanom metropolii Lumiose City. O prostym recyklingu znanej lokacji nie może być jednak mowy - nowa, przepastna mapa w niczym nie przypomina umownego miasteczka z 3DS-owego Pokémon X i Y. No, może poza generalną stylistyką oraz atmosferą, w obu przypadkach inspirowaną architekturą stolicy Francji, ze stojącym w jej sercu wieżowcem wyglądającym niczym futurystyczna wieża Eiffla oraz promieniście rozchodzącymi się od niego głównymi ulicami.
Na potrzeby prezentacji nowego fragmentu gry, The Pokémon Company zaprosiło nas więc właśnie do Paryża. I to nie byle gdzie, bo na samą wieżę! A dokładniej - na jej pierwsze, najbardziej przestronne piętro, obejmujące kilka lokali usługowych oraz całkiem dużą salkę możliwą najwyraźniej do wynajęcia na podobne okazje. Wewnątrz czekał na nas cały szereg stanowisk do zabawy, naturalnej wielkości tekturowe wizerunki bohaterów, pluszaki o wizerunkach kieszonkowych potworków a także kącik stylizowany na ogródek francuskiej kawiarenki, gdzie grasował sam Pikachu, wystrojony w szałową kurtkę i kapelusz. Z rozciągającą się za oknem panoramą Paryża, tworzyło to wspólnie świetną podbudowę pod zaprezentowany nam na Switchu 2 godzinny fragment rozgrywki.




Odmienna perspektywa

W przeciwieństwie do starszych odsłon cyklu, zabawa w Pokémon Legends: Z-A nie wykracza poza obszar miejskiej zabudowy, dlatego też dotychczasowa formuła zabawy siłą rzeczy musiała doczekać się modyfikacji. Brak zielonych terenów otwartych po których mogłyby grasować dzikie Pokémony, zastąpiono specjalnymi obszarami znanymi jako Wild Zones. To na dobrą sprawę po prostu swego rodzaju parki i skwery, gdzie można chwytać nowe typy stworów lub wystawiać do walki te już posiadane. W podobny sposób rozwiązano kwestię pojedynków z innymi trenerami.
Tych spotkać można w innego rodzaju wygrodzonych strefach, znanych jako Battle Zones. W tym drugim wypadku wygrana zapewnia jednak nie tylko doświadczenie czy pieniądze ale także punkty wypełniające stopniowo pasek rankingowy. Po jego każdorazowym uzupełnieniu do wymaganego poziomu, bohater może przejść do walki z kluczowymi zawodnikami, by po ich pokonaniu wspinać się w górę ligowej tabeli - od miejsca Z aż do finałowego A. Innego rodzaju aktywnością są natomiast pojedynki z bossami, reprezentowanymi tutaj przez Pokémony poddane tajemniczemu zjawisku dzikiem Mega Ewolucji, czyli znanemu już również z Pokémon X i Y wykroczeniu stwora poza swój znany dotychczas maksymalny poziom rozwoju. Tego rodzaju walki toczą się na odrębnych arenach, są przy tym zdecydowanie dłuższe i bardziej wymagające, przypominając nieco znane z Pokémon Sword i Shield raidy. W trakcie zabawy miałem okazję stoczyć potyczkę z rozwiniętą ponad miarę wersją Victreebela. W trakcie zadania udało mi się nawet jednokrotnie polegnąć, co samo w sobie stanowi pewnego rodzaju krok naprzód względem przesadnie łatwych dotąd odcinków cyklu.
Błyskawiczne pojedynki

Najważniejszą zmianą jest tutaj jednak system walki, po raz pierwszy w historii „pełnoskalowych” odsłon stworzonych przez Game Freak, pozbawiony klasycznego podziału na tury. Odtąd wystawiony do pojedynku Pokémon nie jest już przyspawany do podłoża i aktywnie podążą za trenerem, co stwarza zupełnie nowe możliwości taktyczne. Zwłaszcza, że poszczególnych komend opisujących możliwości bojowe danego stworka nie opisują już zużywające się punkty, a klasyczny dla gatunku wskaźnik chłodzenia – tym wolniejszy im skuteczniejszy jest dany rodzaj ruchu. Tym samym nie trzeba już czekać na swoją kolei, wyprowadzając ataki niezwłocznie po „wystudzeniu” danej komendy, co oczywiście odnosi się także do przeciwników.
Wymiana ciosów jest więc wyjątkowo dynamiczna i wiele pojedynków kończy się równie błyskawicznie jak się zaczęło. Minęła chwila zanim zapanowałem nad zaskakująco szybkim tempem zabawy i pozornym chaosem jaki on stwarza, gdy jednak wreszcie mi się to udało, zabawa dała się poznać jako najbardziej miodna z całego dorobku cyklu. Zwłaszcza, że podopiecznych można leczyć i wymieniać w każdej chwili, co pozwala wyjść zwycięsko z pojedynku nawet z przeciwnikiem sporo przewyższającym drużynę pod względem poziomu. Bardzo fajna zmiana, pozytywnie wpływająca na płynność zabawy.
Oprawa stoi w miejscu

Szkoda jedynie, że pod względem oprawy audiowizualnej całość nie poszła szczególnie naprzód. Modele postaci do złudzenia przypominają te znane już z Pokémon Violet i Scarlet, wciąż pozostają przy tym nieme i opisane bardzo ubogim zestawem animacji. Równie umowne jest też otoczenie. Choć rozległy teren Lumiose City pod względem zabudowy ma bardzo przyjemny, europejski vibe, straszy nieco kanciastą geometrią budynków oraz generalnymi pustkami na ulicach.
Brakuje większej liczby detali, a przede wszystkim animowanych obiektów. Jest tak moim zdaniem wcale nie tylko dlatego, że całość doczeka się również wydania na Switcha starszego typu. Ot, producent nigdy nie słynął z podziwu godnego opanowania technologii i chyba nieprędko cokolwiek się w tej kwestii zmieni. Ważne, że przynajmniej w przypadku wariantu testowanego na Switchu 2, obraz był ostry jak żyleta, a animacja trzymała stabilne 60 klatek na sekundę, bez żadnych dostrzegalnych gołym okiem spadków, nawet przy największej zadymie. Po tragicznym pod tym względem Violet i Scarlet – przyjemna i oczekiwana poprawa.
Wygląda więc na to, że użytkownicy blisko dziewięcioletniej już hybrydowej konsoli Nintendo dostaną świetny prezent pożegnalny, natomiast osoby wahające się nad zakupem jego sukcesora – kolejny argument za aktualizacją sprzętu. Po spędzeniu godziny z padem w ręku, z pełną świadomością mogę oświadczyć, że Pokémon Legends: Z-A wygląda na bardzo ciekawy eksperyment, łączący w sobie najlepsze cechy Pokémon Legends: Arceus oraz Pokémon Violet i Scarlet, doprawiając je od siebie kilkoma bardzo mile widzianymi usprawnieniami. Oby wylał on fundament pod kolejną, bardziej doskonałą technologicznie odsłonę dedykowaną już na wyłączność Switchowi 2.
Galeria







Przeczytaj również






Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych