Nie tylko Od góry do dołu. Dziesięć najgorszych remake’ów klasycznych filmów

Nie tylko Od góry do dołu. Dziesięć najgorszych remake’ów klasycznych filmów

Dawid Ilnicki | Dzisiaj, 11:00

W poprzedni piątek do oferty Apple TV+ trafił nowy film Spike’a Lee “Od góry do dołu”, będący nieformalnym remakiem obrazu “Niebo i piekło” Akiry Kurosawy z 1963 roku. Nie jest to pierwsza sytuacja, gdy nowojorski artysta bierze się za bary z legendarnym filmem azjatyckim i teraz już można powiedzieć, że w obu przypadkach efekt jest bardzo podobny.

Najnowsze dzieło reżysera tak znakomitych obrazów jak “Rób, co należy”, “Gry o honor”, 25. godziny”, wciągającego “Planu doskonałego” czy też udanego “Czarnego bractwa” z ostatnich lat to niestety twór bardzo nieudany. By to stwierdzić nie trzeba wcale odwoływać się do znakomitego filmu Akiry Kurosawy, choć wspomnieć tu należy o kilku kwestiach. “Niebo i piekło” to dzieło na dobrą sprawę składające się z dwóch elementów. Pierwszym jest niezwykle interesujący etyczny problem, związany z głównym bohaterem (granym przez Toshiro Mifune), który nagle dowiaduje się, że porwany został nie jego syn, a dziecko jego kierowcy, co z początku kompletnie zmienia jego działanie. Kurosawa po mistrzowsku komponuje kadry, dzięki czemu wspomniana kwestia wybrzmiewa tu najmocniej nie poprzez drętwe, patetyczne dialogi - jak w filmie Lee - ale głównie dzięki momentom, w których bohaterowie milczą, w ciszy kontemplując zarówno motywacje, jak i spodziewane efekty jego działania. Drugim, niezwykle solidnym fundamentem dzieła japońskiego mistrza jest precyzja w pokazywaniu późniejszego śledztwa, mającego na celu ujęcie porywacza. Pełna napięcia procedura, przy której to, co oglądamy w najnowszej propozycji od Lee, wypada wręcz żałośnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Spike Lee umieszcza akcję swego najnowszego obrazu we współczesnym Nowym Jorku, choć sposób w jaki konstruuje świat przedstawiony, czyniąc głównym bohaterem obdarzonego słuchem absolutnym wpływowego producenta muzycznego sugeruje, że toczy się ona raczej w jednej wcześniejszych dekad, gdyż cała branża jest pokazywana w mocno anachroniczny sposób. Denzel Washington stara się jak może, upodabniając postać Davida Kinga do kilku swych poprzednich bohaterów, ale większość jego dialogów, zwłaszcza z bohaterem granym przez Jeffreya Wrighta, wypada na tyle cudacznie, że nie sposób przejmować się dramatem porwanego chłopaka. Wyobcowanie to dodatkowo podkreśla absolutnie fatalnie dobrana muzyka, która z czasem zaczyna wyłącznie bawić, przedziwny montaż, podkreślający zupełnie przypadkowe sceny, a także gra niektórych aktorów, którzy okrutnie męczą się, usiłując oddać przejęcie dramatyczną sytuacją.

“Od góry do dołu” to prawdziwa gratka dla tych, którzy tolerują produkcje wadliwe pod względem technicznym, które jednocześnie, bez wątpienia mają swój charakter. Ewidentnie bowiem widać, że prawdziwym bohaterem obrazu jest ukochane przez reżysera miasto, pokazywane tu w niezwykły sposób, choćby podczas sekwencji dostarczania okupu, samej w sobie wręcz kuriozalnej pod kątem fabularnym (w jaki sposób porywacze przewidzieli gdzie dokładnie spadnie torba z pieniędzmi?!). Osobiście nie pozostaję również obojętny - jako kibic Boston Celtics - wobec licznych, sympatycznych motywów około-sportowych, w których Lee ewidentnie puszcza do widza oko. To jednak zdecydowanie za mało, by uznać ten przedziwny twór za udany, a zatem niestety wpisuje się on w nurt wyjątkowo nieporadnych remaków klasycznych produkcji. Wybrałem dziesięć tego typu przypadków. 

Psychol

Rok po premierze zdecydowanie najlepiej przyjętego filmu w swej karierze, czyli “Buntowniku z wyboru”  Gus Van Sant zdecydował się na realizację remake’u “Psychozy” Alfreda Hitchcocka, po której premierze niemal wszyscy zastanawiali po co w ogóle to zrobił. Nowy obraz nie wprowadza bowiem praktycznie żadnych zmian względem pierwowzoru, o co trudno biorąc pod uwagę to, że Van Sant od początku chciał go zrealizować dokładnie jak dzieło Mistrza; nie dziwi więc, że “Psychol” w swym czasie został nazwany najbardziej niepotrzebnym obrazem w historii. 

Old Boy

Dziesięć lat po premierze arcydzieła Park Chan-Wooka, któremu najlepszą reklamę zrobił Quentin Tarantino, nazywając je “bardziej tarantinowskim niż cokolwiek co sam nakręcił”, za remake wzięli się Amerykanie. Można oczywiście założyć, że główną intencją tej produkcji było przedstawienie niezwykłej historii widowni, która - delikatnie mówiąc - niespecjalnie przepada za czytaniem napisów, ale dlaczego wziął się za nią twórca o takim dorobku jak Spike Lee?! W dodatku, z oczywistych względów, musząc zrezygnować z najbardziej kontrowersyjnych szczegółów, które czyniły tę historię tak niesamowitą. Zgodnie z przewidywaniami powstał czysto komercyjny twór do zapomnienia w pięć minut po obejrzeniu, mający się nijak do pierwowzoru.

Kult

Klasyk folk horroru z 1973 roku do dziś ogląda się bardzo dobrze, zwłaszcza dzięki niepokojącej atmosferze i samej końcówce, wciąż robiącej ogromne wrażenie. Już w XXI wieku za remake tego brytyjskiego filmu wziął się Neil LaBute, tworząc wyjątkowo koślawy horror, dziś zapamiętany przede wszystkim dzięki roli Nicolasa Cage’a, pojawiającej się później w licznych memach. O ile jednak sam Cage należy do odtwórców, którego renomie nie jest w stanie zagrozić nawet najgorsza rola świata, o tyle twórcy tego wątpliwego dzieła mieli później spore problemy, będąc jednoznacznie z nim kojarzeni. 

Ben Hur

Obraz Williama Wylera z 1959 roku jest nie tylko jednym z najwybitniejszych przedstawicieli gatunku peplum, ale również w niezwykle umiejętny sposób odtwarza epokę, także dzięki ofiarnej roli Charltona Hestona. To samo kompletnie nie udało się w przypadku widowiska Timura Bekmambetowa, najwidoczniej pomyślanego jako twór czysto komercyjny, w którym jednak nawet sekwencja wyścigu rydwanów wypada blado na tle swego sędziwego pierwowzoru. 

Planeta Małp

Na tworzeniu nowej wersji filmu z Charltonem Hestonem przejechał się również twórca dużo większego formatu niż Bekmambetow, czyli sam Tim Burton. Wydawało się, że jest to reżyser wręcz idealny do udanej reaktywacji serii luźno opartej na powieści Pierre’a Boulle. Niestety w tym wypadku zawiódł jednak bardzo zły scenariusz, a na wysokości zadania nie stanęli również aktorzy. Film przyniósł spory zysk w box office, ale powszechnie został uznany za bardzo nieudany, o czym świadczy także to, że do serii nie wrócił już sam Burton. Szczęśliwie później dostała się ona w ręce Ruperta Wyatta i Matta Reevesa. 

Jacob’s Ladder

“Drabina Jakubowa” powszechnie uchodzi za jeden z najbardziej niedocenionych filmów początku lat 90’. Znanemu specjaliście od thrillerów erotycznych, Adrianowi Lyne’owi udało się w tym wypadku wykreować niezwykle sugestywną atmosferę pogrążania się w absolutnym szaleństwie głównego bohatera, w czym pomogła świetna rola Tima Robbinsa. Niestety do pomysłu powrócono w końcówce drugiej dekady XXI. wieku, tworząc wręcz koszmarną produkcję, która szczęśliwie jednak odstrasza już samym plakatem promującym. 

Mumia

Film z 2017 roku na papierze miał właściwie wszystko, by stać się wciągającym widowiskiem, łączącym kino przygodowe ze szczyptą grozy, traktując temat dużo poważniej niż pamiętna seria z Rachel Weisz i Brendanem Fraserem. Nie pomogli ani niezły reżyser Alex Kurtzman ani też Tom Cruise w roli głównej; zawiódł bowiem kiepski scenariusz i dobór aktorów do ról drugoplanowych. Premiera okazała się absolutną porażką i na lata pogrzebała plany rozwijanego wcześniej Dark Universe. 

Rejs w nieznane

“Porwani zrządzeniem losu przez wody lazurowego sierpniowego morza” włoskiej reżyserki Liny Wertmüller to nie tylko poważny kandydat do miana najdłuższego i najdziwniejszego tytułu w historii kinematografii, ale również niezwykle interesujący film, opowiadający o śródziemnomorskiej podróży, która kończy się nietypowym pojedynkiem kapitalizmu z komunizmem na bezludnej wyspie. Kilka dekad później nową wersję tego filmu zaproponował Guy Ritchie, nie tylko obsadzając swą ówczesną żonę Madonnę, ale rzecz jasna również rezygnując ze wszelkich kontrowersji, z których znany był pierwowzór. Wyszedł z tego wyjątkowo ciężkostrawny melodramat, zasłużenie “nagrodzony” garścią Złotych Malin. 

Dorwać Cartera

Kolejnym dowodem na to, że za pewne tytuły po prostu nie należy się zabierać, nawet wtedy gdy można sobie pozwolić na obsadzenie w głównej roli Sylvestra Stallone, jest ten film z 2000 roku. Stanowi on remake znanego brytyjskiego obrazu, z mocno zapadającą w pamięć rolą Michaela Caine’a, wcielającego się w gangstera, który powraca w rodzinne strony, by rozwikłać zagadkę śmierci swego brata. Nowa wersja została pozbawiona oryginalnej atmosfery, przez co zamienia się on w jeden więcej, kompletnie niezapamiętywalny akcyjniak z przeciętną rolą słynnego gwiazdora.

Carrie

Pomysł na to, by zrealizować nową wersję jednego z najlepszych horrorów lat 70’, wyreżyserowanego przez jednego z największych stylistów w historii kina, w zasadzie zasługiwał wyłącznie na wzruszenie ramion, ale jednak ktoś potraktował go poważnie. W końcu idei na to, by uwspółcześnić opowieść o domowym i szkolnym ucisku młodej dziewczyny, jak się okazuje posiadającej niezwykłe umiejętności, powinno być sporo. O dziwo jednak obraz w reżyserii Kimberly Peirce w zasadzie jest ich pozbawiony, a gra Chloe Grace Moretz ma się nijak do wielkiej kreacji Sissy Spacek, co nie jest zresztą jej winą, bo twórcy tego wyjątkowo nieudanego tworu nie zrobili nic, by w tym zakresie choć trochę jej pomóc.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper