Więzień labiryntu. Lek na śmierć – recenzja filmu. Słabe zakończenie słabej trylogii

Więzień labiryntu. Lek na śmierć – recenzja filmu. Słabe zakończenie słabej trylogii

Jędrzej Dudkiewicz | 29.01.2018, 20:06

Moda na ekranizacje książek dla młodzieży chyba się ostatecznie skończyła. Igrzyska śmierci odniosły spory sukces, seria Niezgodna przyjęła się tak słabo, że ostatnia część nie zostanie pewnie pokazana w kinach. Z kolei finał Więźnia labiryntu miał mocne opóźnienie spowodowane kontuzją głównego aktora, której nabawił się podczas kręcenia jednej ze scen. Trudno ocenić, czy ktokolwiek czekał na Lek na śmierć, mnie w każdym razie cieszy, że to już koniec.

Do bohaterów wracamy mniej więcej wtedy, kiedy się z nimi rozstaliśmy pod koniec Prób ognia. Thomas wraz z przyjaciółmi stara się za wszelką cenę odbić z rąk organizacji DRESZCZ Minha. Tymczasem dawny sprzymierzeniec, Teresa, działa w tejże organizacji w celu poszukiwania leku na śmiertelny wirus, coraz bardziej zagrażający przyszłości ludzkości. Kulminacja wątków nastąpi w ostatnim mieście świata.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przyznam od razu szczerze, że nigdy nie byłem fanem filmowego Więźnia labiryntu (książek nie miałem okazji czytać). Dlatego też niespecjalnie pamiętałem, co działo się wcześniej: zresztą twórcy doszli chyba do wniosku, że wiele osób będzie miało z tym problemy, dlatego przygotowali krótki filmik, w którym aktorzy podsumowywali dotychczasowe wydarzenia. Nie chodzi o to, że mam coś przeciwko powieściom i filmom dla młodzieży. Kłopot w tym, że są one niemal identyczne (z podobieństwa wątków bardzo dobrze wyśmiewały się Honest Trailers serii Niezgodna) i – przynajmniej w filmach – nie zawsze w parze z rozrywką idzie jakieś sensowne przesłanie. Igrzyska śmierci były modelowym przykładem połączenia akcji, efektów specjalnych oraz komentarza społecznego i obserwacji związanej z wieloma ciekawymi kwestiami. Więzień labiryntu tego nie ma. A nawet jeśli gdzieś tam sygnalizowane są jakieś poważniejsze wątki, to giną one ostatecznie w zalewie scen nastawionych wyłącznie na efektowność. Tak jest też w przypadku Leku na śmierć, który mógłby na przykład zastanowić się, czy bezwzględna lojalność Thomasa względem kumpli nie jest w jakimś stopniu obciążeniem, to znaczy, czy warto ją pochwalać w obliczu tego, że jego działania mogą skończyć się zagładą ludzkości. Niestety, widz dostanie na ten temat może ze dwa zdania i pewnie od razu zapomni, że taka kwestia w ogóle została poruszona.

Lek na śmierć jest zatem ciągiem scen akcji, które przynajmniej są bardzo dobrze nakręcone i potrafią nieco podnieść człowiekowi tętno. Również efektom specjalnym nie można zbyt wiele zarzucić, dobrze współgrają one z tym, co autentycznie działo się na planie filmu, sprawiając, że niewiele jest tu bijącej po oczach sztuczności. Tyle tylko, że ostatnia część trylogii jest zdecydowanie za długa, spokojnie można by ją skrócić o jakieś trzydzieści minut, bo sporo jest tu też momentów, gdy zupełnie nic się nie dzieje. Produkcja ta ma zresztą sporo innych problemów scenariuszowych, z których głównym jest zdecydowanie zbyt duża liczba cudownych zbiegów okoliczności i ratunków w ostatniej chwili. Od pewnego momentu staje się to mocno nużące, tym bardziej, że jest całkowicie przewidywalne i naprawdę nie przypominam sobie, by zdarzyło się tu cokolwiek, czego nie przewidziałbym z co najmniej kilkunastominutowym wyprzedzeniem.

Więzień labiryntu. Lek na śmierć jest zatem zakończeniem generalnie nudnej i bezpłciowej trylogii, z której już teraz niewiele pamiętam. Nic dziwnego zatem, że największą chyba zaletą jest to, że ostatni film nie został – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – podzielony na dwie części.

Atuty

  • Nie został rozbity na dwie części;
  • Sporo niezłych scen akcji;
  • Porządne efekty specjalne

Wady

  • Zdecydowanie za długi;
  • Sporo problemów scenariuszowych;
  • Niewykorzystany potencjał, by powiedzieć coś więcej na jakiś ważny temat

Ostatnia część trylogii Więźnia labiryntu jest taka, jak wcześniejsze epizody: nudna i bezpłciowa.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper