
The Legend of Dragoon - historia rywala Final Fantasy
Squaresoft w 1997 roku podarowało światu perłę gatunku jrpg, Final Fantasy VII. W tej historii o ratowaniu strutej planety, nawracaniu się na dobrą drogę pewnego najemnika z blond włosami i dwumetrowym mieczem odnalazły się miliony grających. Popremierowy impakt gry spowodował, że nagle gracze z całego globu zapragnęli większej ilości japońskich role-play'ów. Popularność kolejnych produkcji oferowanych przez Square nie umknęła ludziom z PlayStation. Pewnego dnia w Sony zapadła istotna decyzja: „stwórzmy własne Final Fantasy” - tak powstało The Legend of Dragoon.
Wszystko, co wydawało Squaresoft przeradzało się w natychmiastowy sukces. W połowie lat 90. gry takie jak Final Fantasy VI i Chrono Trigger były dumą japońskiego gamedevu. Wciąż rosło zapotrzebowania na produkcję gier rpg z turowym systemem starć. Takich gier potrzebowało Sony, aby wzbogacić katalog PlayStation, które przecież słynie z najlepszych jrpgów w historii (cztery wyborne gry z serii Final Fantasy, serie Suikoden i Breath of Fire czy ukochane Xenogears). Pierwszy pitch The Legend of Dragoon przypadł wyjątkowo wcześnie, bo w 1996 roku, gdy Squaresoft dopiero przymierzało się do wypchnięcia Final Fantasy VII w świat. Nad projektem nowej gry Sony czuwał Shuhei Yoshida, znany szerzej jako sternik PlayStation Worldwide Studios i człowiek obecny przy powstaniu pierwszej z konsol Sony, gdzie pracował w zespole kierowanym przez Kena Kutaragiego.
„Zaczęliśmy ten projekt [Legend of Dragoon - przyp.red.] w 1996 roku wraz z garstką osób” - wspominał Yoshida dla Inverse w czerwcu br. Grze niedawno stuknęło ćwierćwiecze, więc to dobra okazja, aby przyjrzeć się jej zakulisowej historii i zrozumieć, dlaczego Sony już nigdy nie kontynuowało rozwoju tej marki. Początki nigdy nie należą do łatwych i nie inaczej było w przypadku The Legend of Dragoon. W chwili rozpoczęcia głównej produkcji Sony nie mogło przydzielić dodatkowych rąk do pracy z powodu realizacji innych, o wiele ważniejszych gier z historycznego punktu widzenia, jak Ico i Ape Escape. Pomiędzy 1996 a 2000 rokiem liczebnością zespołu Japan Studio (zamkniętym w kwietniu 2021 roku) zarządzał Yoshida, który otrzymał studio we władanie dopiero w 2008 roku. „Zająłem się rekrutowaniem nowych członków i stworzyłem wewnętrzne zespoły tworzące Ico, Ape Escape i The Legend of Dragoon” - wspominał dla Kotaku. Do tej ostatniej gry udało się zbudować ekipę złożoną z setki pracowników. Jak to przełożyło się na jakość gry?




Wielkie ambicje
Opowieść nie była dziełem jakkolwiek oryginalnym i raczej szła gatunkową kliszą. Gdyby nie Final Fantasy IX, jedna z najlepszych gier dostępnych na oryginalnej konsoli PlayStation, być może The Legend of Dragoon doczekałoby się dalszego rozwinięcia. Squaresoft przywróciło dziewiątej grze cyklu średniowieczną aurę, co następnie rzutowało na charakter opowieści, muzykę, grafikę i rozgrywkę. Przygoda Zidane'a i reszty zdobyła wielkie uznanie i była wskazywana jako graficzna perełka ze wszystkich gier dostępnych na PSX. Sam często do niej wracam, w oryginalnym wydaniu, choć doczekała się również odświeżonej edycji na współczesnych konsolach i PC. Budżet przeznaczony na produkcję The Legend od Dragoon wyniósł 16 milionów dolarów, co wówczas świadczyło o dużych ambicjach Sony, aby stworzyć wielką i złożoną grę RPG. Shuhei Yoshida w artykule Kotaku z 4 listopada, 2013 roku przyznał, że gra o wiele lepiej sprzedawała się na terenie Stanów Zjednoczonych niż w Japonii, w której niepodzielnie rządziło Final Fantasy. „Dziewiątka” sprzedała się tam w nakładzie 2.6 miliona egzemplarzy do końca 2000 roku. Legend of Dragoon nie cieszyło się takim entuzjazmem na ojczystej ziemi.
Koszt produkcji był horrendalnie wysoki nawet jak na drugą połowę lat 90. Grę umieszczono na czterech płytach CD zapełniając każdy krążek. Tutaj jednym z powodów okazały się piękne sekwencje FMV pożerające znaczną ilość danych, a jedną z nich było otwarcie produkcji, a następnie moment, w którym główny bohater o imieniu Dart uciekał przed ziejącym ogniem smokiem. Dzisiaj jakość filmów stworzonych na potrzeby The Legend of Dragoon odstaje, lecz jak na swoje czasy należała do ścisłej czołówki, nie ustępując umiejętnościom grafików Squaresoftu. Shuhei Yoshida miał już scenariusz, zespół stworzył piękne animacje na potrzeby scen, a średniowieczny setting miał wylewać się z ekranu. Czego jeszcze potrzebowali twórcy Legend of Dragoon, aby godnie reprezentować Sony na polu gier role-playing? Co stanowi esencjalną część każdej takiej produkcji? Walka. W tej materii należało zaproponować graczom coś angażującego bardziej niż tylko selekcję działań dla każdej postaci z drużyny. Ten wybór prawdopodobnie czyni z The Legend of Dragoon grę tak wyjątkową po dwudziestu pięciu latach i przez znawców historii gatunku stawianą obok Super Mario RPG i Xenogears.
Legendarne studio
Do Japan Studio przybył człowiek wkrótce odpowiedzialny za system walki obecny w The Legend of Dragoon. Tym człowiekiem był niejaki Yasuyuki Hasebe, reżyser projektu, który wcześniej stworzył mechanikę starć w Super Mario RPG, grze będącej owocem współpracy Nintendo i Square. Shigeru Miyamoto chciał stworzyć grę role-playing w uniwersum Mario i zwrócił się do Square, które szukało sposobu, aby zyskać popularność poza granicami Japonii (seria Final Fantasy w 1994 roku nie była jeszcze takim światowym bestsellerem). Hasebe pracował dla Square i zaprojektował system walki oparty na turach wzbogacony o kombinację przycisków w trakcie ataków, co potęgowało efekt zadawanych obrażeń. Użył on tej metody w Legend of Dragoon. Podobnym system zastosowano również w genialnym rpg, Xenogears. To jedna z unikalnych cech opisywanej produkcji zespołu z Japan Studio. Czy warto jeszcze zainteresować się tą opowieścią?
The Legend of Dragoon przywołuje wspomnienia ze świetności gatunku jrpgów, który, choć ma się dzisiaj naprawdę dobrze, na początku millenium był zjawiskowy i wielu graczy nabywało konsole Sony, aby dać się pochłonąć magii serii Final Fantasy i innych perełek. Shuhei Yoshida tym projektem udowodnił, że potrafi stanąc na czele niemałego zespołu i dowieźć porządną grę. Legend of Dragoon nie należało do przełomowych tytułów, nie wybijało się narracją, bo to wszystko znaliśmy już z innych przedstawicieli gatunku, a produkcję wielu graczy doceniło po latach. I jeszcze doceni. Fani w ur. postanowili samodzielnie przenieść grę na komputery osobiste z upiększoną grafiką i dźwiękiem. Produkcja na szczęście jest obecnie dostępna w PlayStation Store. To jedna z tych wielkich pozostałości po Japan Studio dowodzących, że zespół ten radził sobie bardzo dobrze w projektowaniu mechanik i technologii.
Przeczytaj również






Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych