TOP10 ról Marka Kondrata. Zwyciężyć mógł tylko jeden tytuł

TOP10 ról Marka Kondrata. Zwyciężyć mógł tylko jeden tytuł

Jan_Piekutowski | Dzisiaj, 15:00

Piętnaście lat od ostatniego ekranowego występu, a blisko dwadzieścia od roli kluczowej. Polskie kino długo czekało na powrót Marka Kondrata, ale ten w końcu nastąpił. Tym samym postanowiliśmy się przyjrzeć dziesięciu najlepszym rolom w dorobku aktora.

Marek Kondrat został obsadzony jako Ignacy Rzecki w nadchodzącej ekranizacji “Lalki”. Nie ma więc mowy o występie epizodycznym, ale - sądząc po oryginale - roli głównej obok Marcina Dorocińskiego (Stanisław Wokulski) i Kamili Urzędowskiej (Izabela Łęcka). To świetne wieści. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Ostatni raz Kondrat tak rolę podobnego kalibru miał w 2006 roku, kiedy wypuszczono “Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, czyli dla aktora trzecie i ostatnie podejście do świata Adasia Miauczyńskiego. Podejście bardzo udane, nagrodzone nominacją do Orła (wygrał Janusz Gajos za “Jasminum”). Ale czy najlepsze w szerokiej filmografii Kondrata? Ano nie.

W związku z powrotem aktora wybraliśmy jego dziesięć najlepszych ról. 

10. Psy (1992)

Kondrat jako Olo jest kapitalny, ale co to za zaskoczenie. Jednocześnie na ekranie gaśnie wobec jeszcze lepszych kreacji Janusza Gajosa i nieznośnie charyzmatycznego Bogusława Lindy. Im właśnie ustępuje im pod względem ekranowego magnetyzmu.

Wciąż jednak widzimy Żwirskim coś fasycynującego, a zarazem ohydnego, oślizgłego i to nie tylko ze względu na sposób napisania postaci. Te cechy wypływają na wierzch, dzięki aktorskim umiejętnościom Kondrata. Najlepiej widać to w scenie egzekucji, pięknie ukazującej małość Ola.

9. Pieniądze to nie wszystko (2001)

W dyskusji o zaangażowanym społecznie kinie potransformacyjnym niejednokrotnie zapomina się o filmie Juliusza Machulskiego, traktując go z góry. A przecież zupełnie niesłusznie. “Pieniądze to nie wszystko” lepiej ukazują problemy ludzi dotkniętych bezwzględną polityką gospodarczą niż niejedna siląca się na poważną powagę produkcja.

Kluczowa w tym jest rola Kondrata, który tym razem wciela się w rolę Tomasza Adamczyka. Rola wyjątkowa, bo Adamczyk zamierza wycofać się z przemysłu winiarskiego i poświęcić się filozofii. Sam Kondrat poszedł dokładnie odwrotną drogą.

8. Kiler / Kiler-ów 2-óch (1999)

W porównaniu z koszmarnym zapisem drugiej części filmu, ta rola mogłaby konkurować z najlepszymi kreacjami Daniela Day-Lewisa. W oderwaniu od tego aż tak wybitnie nie jest, ale epizod jako dyrektor naczelnik Mieczysław wyszedł Kondratowi doskonale.

Jego rozmowy z Siarą (Janusz Rewiński) i Ewą (Małgorzata Kożuchowska) mają idealny timing. Są bardzo dobrze napisane, ale gdyby wypowiedzi nie zostały trafione w punkt, całość nie broniłaby się po ponad dwóch dekadach. 

7. Pułkownik Kwiatkowski (1995)

O ile w serii od Machulskiego Kondrat musiał ustąpić pola bohaterom ważniejszym, o tyle cały “Pułkownik Kwiatkowski” spoczywa na jego barkach. I Kondrat ten ciężar unosi. Znakomita jest to postać, a przecież złożona ze skrajności. Lekarz Andrzej to z jednej strony idealista, z drugiej realista. Z jednej strony męski mężczyzna, z drugiej “łajza”, co się przewraca przy nagiej Krysi (Renata Dancewicz) lub płacze na widok jej piersi.

Film Kazimierza Kutza emanuje dziwacznie. Trudno odgadnąć, ile zamierzonego pastiszu, a ile przypadku, prawdziwej niezgrabności. Czy to rzutuje negatywnie na rolę Kondrata? Absolutnie nie, wręcz podbija jej walory.

6. Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006)

Nie da się tego filmu lubić w sensie dosłownym, Marek Koterski wyprowadza cios za ciosem, leje człowieka po głowie bez opamiętania. Leje przykładnie, nie opuszcza żadnego miejsca. Stanowi bolesną lekcję życia, o której wolelibyśmy zapomnieć. A zapomnieć się nie da.

Kondrat staje tutaj na czele sztafety pokoleń, a chociaż Andrzej Chyra i nawet Misiek Koterski są świetni, to muszą uznać wyższość mistrza. Kondrat w ukazaniu odartego z romantyzmu alkoholizmu jest bezbłędny. Widz się Miauczyńskim brzydzi. Wstydzi się go, boi. A jednocześnie empatyzuje, gdy widzi pusty wzrok wieńczący jedną z rozmów z Synem.

5. Ekstradycja (1995-1999)

Pierwszy sezon to była eksplozja, takiego serialu polska telewizja nie widziała. “Ekstradycja” przetarła szlaki “Pitbullowi” i “Glinie”, pozwoliła na wystrzał kariery wielu świetnych aktorów. Kondrat zaś otrzymał okazję do odegrania swojego najbardziej stereotypowo silnego bohatera. Olgierd Halski to nie kryształ, to człowiek z wieloma problemami, a widać je nie tylko w gestach, ale i mimice odtwórcy roli.

Komisarz składa się z brutalności, one-linerów, przekleństw i roztrzaskanego życia emocjonalnego. W pewnym sensie jest zbliżony do Ola, ale pod względem złożoności i gry aktorskiej Halski stoi na zupełnie innym poziomie. Chociaż pierwszy sezon “Ekstradycji” i “Psy” dzielą raptem trzy lata, to nie ulega wątpliwości, że Kondrat jeszcze dojrzał. Miał też do czynienia z niewątpliwie lepszym scenariuszem.

4. Dom wariatów (1984)

Teatralny koszmar na jawie zamknięty w półtorej godziny. I dobrze, bo przed ekranem trudno wysiedzieć. Nie dlatego, że “Dom wariatów” jest filmem złym, ale dlatego, że tak doskonale napisanym. Ukazującym nudę, neurotyczność, dziwactwa, ciężar rodzinnych relacji. Kondrat uzupełnia się z Bohdaną Majdą i Tadeuszem Łomnickim. Seans nie należy do przyjemnych, ale to przecież Koterski grzebiący w świecie Miauczyńskiego. W dodatku najbardziej na żywca, bo na początku.

3. C.K. Dezerterzy (1985)

Piękne odbicie po wycyzelowanym do granic wytrzymałości “Domie wariatów”. Film Janusza Majewskiego to absolutna swawola ekranowa, podsycana przez humor przaśny, ale właśnie z tego względu zupełnie trafny. Kondrat, tym razem jako “Kania”, przewodzi tutaj grupie kompletnych pomyleńców. Jednocześnie nie przekracza pewnych granic, nie jest aż tak absurdalny jak chociażby postać Krzysztofa Kowalewskiego. Znów wszystko trafione w punkt.

2. Zaklęte rewiry (1975)

Chociaż Kondrat grywał już wcześniej, to właśnie rola w “Zaklętych rewirach” przyniosła przełom w jego karierze. Po pierwszym występie u Majewskiego stało się jasne, że mamy do czynienia z talentem epokowym w skali Polski. Kondrat jest taki, jak cały ten film - brutalnie szczery, trudny, a zarazem zadziwiająco lekki w odbiorze. 

“Zaklęte rewiry” zachwycają trafnością spostrzeżeń, ukazaniem karierowiczów, ale i całego tego znoju, nazywanego pracą. Nie byłoby tego, gdyby nie doskonałe obsadzenie Kondrata. Uczy się od Romana Wilhelmiego, ale uczniem jest pojętym, chłonącym jak gąbka. Do godności dojrzewa właśnie tutaj.

1. Dzień świra (2002)

Można było spróbować płynąć pod prąd, ale po co? “Dzień świra” to nawet nie jest film, przecież już osiągnął status dobra narodowego. Jak zatem jakoś umniejszyć roli Kondrata, którego Miauczyński dyktuje, co mamy zobaczyć? Jak znaleźć w niej jakąś zadrę, nieścisłość, fałsz? To misje z góry skazane na niepowodzenie. I dobrze, bo potrzebujemy rzeczy wybitnych.

Ani Koterski, ani Kondrat nie silili się na to, aby pewne hasła, wyrażenia przeszły do języka codziennego, aby tak celnie ukazywały polskość przełomu wieków. Niby film fabularny, niby złożony z nierealnych dialogów, a przecież tak rzeczywisty, że każdy dokument Andrzeja Fidyka wydaje się bajeczką.

Jan_Piekutowski Strona autora
cropper