To najlepsza komedia muzyczna. 45 lat na liczniku i wciąż zachwyca

To najlepsza komedia muzyczna. 45 lat na liczniku i wciąż zachwyca

Jan_Piekutowski | Dzisiaj, 16:00

Przepis na wspaniały film komediowy nie musi być prosty. Zdarza się, że potrzeba muzyków klasy światowej, profesjonalnego zespołu stworzonego przez duet aktorów, gigantycznego budżetu, trzech czołgów Sherman i 104 zniszczonych samochodów. To wiele, ale efektem będzie “Blues Brothers”.

Geneza hitu, który w czerwcu tego roku skończy dokładnie 45 lat, jest zachwycająca. Oto bowiem w 1978 roku John Belushi i Dan Aykroyd poznają się na planie pierwszego sezonu Saturday Night Live. Niemal z miejsca tworzą zgrany duet, a w jednym ze skeczy wcielają się w role  Jake’a i Elwood J. Bluesów, głównych postaci zespołu Blues Brothers. Do grupy dołączają doświadczeni muzycy pokroju Donalda “Ducka” Dunna, Matta “Guitar” Murpyh’ego czy Toma Laone’a. Całość nie tylko jest zabawna, ale też doskonale brzmiąca. Owocuje kilkoma koncertami przy okazji występów Steve’a Martina oraz supportem Grateful Dead. Przede wszystkim owocuje jednak najlepszą komedią muzyczną wszech czasów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kosztowna zabawa

Pobojowisko
resize icon

Kocham ten film. Jest niepozbawiony wad, w pewnym momencie aż nadto groteskowy. Przywarom “Blues Brothers” nie będę jednak poświęcał w tym miejscu uwagi. Ta produkcja na to nie zasługuje, bo chociaż można odmówić jej perfekcji, to pozostaje pięknym, szczerym wyznaniem miłości do muzyki oraz kina. Patrząc z dzisiejszej perspektywy - unikatem.

Wiedzieli o tym prezesi Universal Pictures, którzy wygrali ogłoszoną licytację i nabyli prawa do realizacji filmu. Kupowali kota w worku. Na tamtym etapie był jedynie pomysł zrodzony na kanwie SNL. Szacowano przy tym, że całość może zamknąć się w około 12 milionach dolarów, co wciąż było sporym budżetem. W przeliczeniu na obecne czasy dawało to przeszło 50 milionów. Bez szaleństwa, ale też, jak się wydaje, wystarczająco, aby stworzyć komedię muzyczną. A potem Aykroyd zaczął pisać.

Jego scenariusz był pokraczny, nie nadawał się do realizacji. Aykroyd nie miał żadnego doświadczenia w takiej pracy - efektem były nie tylko błędy formalne, ale też brak jakichkolwiek hamulców. “Blues Brothers” wykwitło na iście szaloną komedię muzyczną, w której kluczową rolę odgrywają występy prawdziwych gwiazd muzyki oraz gargantuiczne pościgi samochodowe. Za przepisanie scenariusza wziął się reżyser John Landis, który bynajmniej nie dokonał krwiożerczych cięć. Po dwóch tygodniach kolejnych prac finalny draft był gotowy. Zdjęcia rozpoczęto w 1979 roku i postanowiono przejść do historii.

Koszty “Blues Brothers” szybowały z miesiąca na miesiąc. Najbardziej wycieńczające dla budżety okazały się kaskaderskie popisy samochodowe. To - w większości - nie efekty specjalne, ale prawdziwe karambole rozpisane na kilkudziesięciu uczestników. “Forbes” podaje, że w całym filmie zniszczono 104 auta, w tamtym momencie był to rekord kinematografii. Wrażenie robiła również przedostatnia sekwencja, czyli finałowy pościg za braćmi Blues. Udział w nim wzięło ponad 500 statystów - w tym 300 prawdziwych żołnierzy lub policjantów - 15 koni oraz trzy czołgi Sherman. Czołgi. Czołgi na planie filmu komediowego o braciach, którzy wyruszają na misję od Boga i reaktywują swój zespół, aby zebrać pieniądze na sierociniec. Nic dziwnego, że w Universalu byli przerażeni.

“You need me, and I need you”

Aretha Franklin
resize icon

Tarcia dotyczyły nie tylko kolejnych aut oddawanych na złom, ale też wyborów obsadowych. Aykroyd uparł się, aby w rolach epizodycznych obsadzić gwiazdy bluesa. Postawił na nazwiska wielkie, ale w tamtym momencie nieco przebrzmiałe - James Brown, Cab Calloway i Aretha Franklin nie mieli wówczas hitów na koncie, należeli do poprzednich epok. Pod względem komercyjnym bronił się jedynie Ray Charles.

Universal naciskał, aby sięgnąć po innych wokalistów i instrumentalistów. Aykroyd się nie zgodził, wywalczył swoje, a wytwórnia załamała ręce. Była przekonana, że budżet przekraczający już 20 milionów nie tylko utopi “Blues Brothers”, ale też przyczyni się do kłopotów samego Universala. Okazało się jednak, że to debiutant miał rację.

Po 45 latach trudno wyobrazić sobie istnienie “Blues Brothers” bez udziału wspomnianych muzyków. Ich postaci pełnią nie tylko bardzo ważną rolę fabularną, ale też są przyczyną ostatecznego sukcesu finansowego. Nie da się mówić o “Blues Brothers” bez wybitnego “Think” Franklin lub charyzmatycznego “Minnie The Moocher” 73-letniego wówczas Callowaya. To motory napędowe tej opowieści, jej serce i jeden z powodów, dla których publiczność pokochała “Blues Brothers”.

A sukcesowi filmu nie da się zaprzeczyć. Z perspektywy Universala dokonał się cud. Film zarobił przeszło 115 milionów dolarów, w weekend otwarcia ustąpił jedynie “Imperium kontratakuje”. Był hitem nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też za granicą. Udało się wbrew wielu czynnikom - narkotycznym problemom Belushiego (którego, o ironio, pilnować miała Carrie Fisher), rozpasanemu budżetowi, spadkowi popularności Belushiego i Aykroyda po odejściu z SNL oraz chaosowi na planie. 

Otoczeni kultem

Blues Brothers
resize icon

Z biegiem lat pozycja “Blues Brothers” tylko rosła. Produkcja doczekała się miana kultowej. Doceniono nie tylko przebojowość filmu, ale też świetne występy muzyków i właściwych aktorów. W “Blues Brothers” właściwie nie ma złej roli. Obłąkana Fisher jest wspaniała, mechaniczny Aykroyd przezabawny, zaś Belushi, cóż, pozostaje Belushim. Ekranowym zwierzęciem pochłaniającym ekran. Zwierzęciem dzikim, nie do zatrzymania, po raz ostatni będącym u szczytu formy. 

W “Blues Brothers” spięło się wszystko. Zanurzona w absurdzie i grotesce produkcja zapisała się w historii, połączyła muzykę, komedię, bezczelne piętnowanie neonazistów i religijne przesłanie. W 2020 roku znalazła swoje zasłużone miejsce w amerykańskim Narodowym Rejestrze Filmowym. Ten film do dziś pozostaje najlepszą komedią muzyczną. Aby to osiągnąć potrzebował wszystkiego, ale też niczego. Bo chociaż wypełniony jest po brzegi, to trudno uznać, aby na cokolwiek musiał się silić. Po prostu jest, płynie przez przeszło dwie godziny, bawi i zachwyca. Nawet, a może przede wszystkim, po 45 latach od premiery.

Hit it!

Źródło: Opracowanie własne
Jan_Piekutowski Strona autora
cropper