Miał być hit, wyszedł kit. Najbardziej zmarnowane postacie MCU

Miał być hit, wyszedł kit. Najbardziej zmarnowane postacie MCU

Jan_Piekutowski | 29.05, 22:00

Największa franczyza kina i telewizji. Dziesiątki produkcji, wspaniałe kreacje, ikony popkultury. Z drugiej jednak strony mnóstwo niewykorzystanego potencjału i zmarnowanych aktorów. Oto subiektywna lista najgorzej wykorzystanych postaci w MCU.

Żeby zadanie było nieco trudniejsze, przyjąłem, że z jednego filmu można wybrać maksymalnie jedną postać. Bohaterowie zostali ułożeni w kolejności chronologicznej, która jest zgodna z premierą danej produkcji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ultron (Avengers: Czas Ultrona)

MCU chętnie korzysta z powracających bohaterów, ale i złoczyńców. Ultron swojej drugiej szansy nie dostał. Sztuczna inteligencja zostaje pokonana w zaledwie jednym filmie, obrońcy nie ponoszą realnych strat. Wszechpotężny robot powinien stanowić realne zagrożenie dla całego świata przedstawionego, ale to ułuda, trudno choćby przez moment uwierzyć, że losy ludzkości są zagrożone. To w znamienny sposób odróżnia drugą odsłonę Avengers od komiksów, gdzie Ultron naprawdę sieje popłoch.

Kaecilius (Doctor Strange)

Kaecilius, w przeciwieństwie do Ultrona, nie jest postacią tak rozbudowaną w świecie komiksowym, chociaż wciąż stanowiącą wielkie wyzwanie dla Doctora Strange’a. Zmarnowany potencjał dotyczy więc tego, komu powierzono rolę mrocznego maga. Do filmu zaangażowano Madsa Mikkelsena, jednego z najlepszych aktorów swojego pokolenia, i to wszystko tylko po to, aby zagrał rolę miałkiego, trzecioplanowego złoczyńcy, o którym z perspektywy czasu nikt nie pamięta

Malekith (Thor: Mroczny świat)

Seria filmów o Thorze cierpi na chorobę trawiącą całe MCU - słabych przeciwników. Jednym z dowodów druga produkcja poświęcona Asgardczykowi, kiedy to na jego drodze stają Mroczne Elfy pod przewodnictwem Malekitha. Znów mamy do czynienia z sytuacją, w której adaptacja nie próbuje nawet dorównać oryginałowi. Zamiast stawki, emocji mamy chochoła. Sam Malekitha, chociaż prognozowany do roli głównego złola, to bohater trzecioplanowy. “Mroczny świat” bardziej koncentruje się na bohaterach, ale jak opowiedzieć o nich coś ciekawego, skoro nie mają z kim walczyć.

Blade (Eternals)

Marvel zbyt mocno wziął sobie do serca słowa Wesleya Snipesa: “There’s only one Blade”. Postać ta miała dostać nie chwilę za sprawą “Deadpoola i Wolverine’a”, ale drugie życie dzięki solowej produkcji. Tę jednak wrzucono do niszczarki, zanim projekt ruszył z kopyta. Blade’a w interpretacji Mahershali Aliego nie uświadczymy. Łowca wampirów został przebity produkcyjnym kołkiem.

Clea (Doctor Strange: Multiwersum obłędu)

Clea to główna miłość Doctora Strange’a, jego żona, jego następczyni, gdy nadejdzie śmierć. A w filmach jej właściwie nie ma. Pojawiła się jako migawka w kompletnie niewykorzystanym “Multiwersum obłędu”. Od tamtej pory nie wróciła i raczej nie wróci, wszak Charlize Theron zabrakło w obsadzie ujawnionej przy okazji kolejnych filmów o Avengers. Szkoda, tym bardziej, że MCU raczej nie cierpi na naddatek silnych postaci kobiecych, a Cela, przynajmniej ta komiksowa, taką niewątpliwie jest.

Moon Knight (Moon Knight)

To nie jest zły serial. Ale nie jest też dobry, a mógłby takim być. Został rozwodniony, a Moon Knight zniknął, ponieważ musiał - nie pasował do tego, w jakim kierunku zmierzało MCU. Zmarnowano przy tym jedną z najciekawszych postaci, jaka zagościła na kartach komiksowego uniwersum. Problematyka psychologiczna Marca Spectora nie została wystarczająco pogłębiona, przede wszystkim zaś zabrakło mroku, który nieodzownie towarzyszy tej postaci. Oryginalny Moon Knight jest zanurzony w horrorze, serialowy zaledwie zamoczył tam kawałek stopy.

M.O.D.O.K (Ant-Man i Osa: Kwantomania)

Trudno było spodziewać się zaburzenia konwencji wiecznie komediowego Ant-Mana, ale nie da się przejść obojętnie wobec tego, co zrobiono z M.O.D.O.K-iem. To postać zabawna sama w sobie, ale jednocześnie wyraźnie prezentująca tę drugą, bardziej mroczną stronę, będąca wszak maszyną przeznaczoną do zabijania. W filmie z 2023 roku tego nie widzimy. Dostajemy bohatera wywołującego ciarki zażenowania.

Gorr (Thor: Miłość i grom)

Wiele rzeczy w MCU mnie rozczarowało, ale tym razem poczułem się dotknięty. Oto bowiem Gorr - postać dramatyczna, krwawa, przeklęta, niemożebnie silna, w dodatku portretowana przez Christiana Bale’a - trafił w łapy Taiki Waititiego, a ten wcisnął go w pokraczną formę swojego filmu z wymuszonym humorem, przeżuł, wypluł i pozostawił bez choćby spojrzenia przez ramię. Ekranowy Gorr to postać tak dalece odbiegająca od oryginału, że trudno ją w ogóle porównywać. To miało być największe wyzwanie Thora w życiu, ale, cytując klasyka, wyszła popierdółka, a nie Kiler.

Red Hulk (Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat)

Złośliwie można rzec - a która postać w nowym “Kapitanie Ameryce” została umiejętnie wykorzystana? I będzie w takim podejściu sporo racji. Przedostatni film MCU trzeszczy w podstawach, a jedną z nich jest fatalny antagonista. Nie dość, że tożsamość Red Hulka została niepotrzebnie zdradzona w trailerach, to jeszcze w filmie dostajemy go na koniec, kilka minut, w których umiejętności tego bohatera nie mogą nawet wybrzmieć. Szkoda gadać.

Taskmaster (Thunderbolts*)

Antonia Dreykov była przeciętną postacią już w “Czarnej Wdowie”, ale przecież większość obsady “Thunderbolts*” miała problem ze swoimi pierwszymi występami. Taskmaster jednak, w przeciwieństwie do faktycznych członków Thunderbolts, wyparowała z ekranu w błyskawicznym tempie. Jej udział w filmie Jake’a Schreiera był marginalny, a przy tym kompletnie nieangażujący. Zginęła i tyle. Nikogo to nie obeszło, nie wpłynęło na bohaterów. Tym samym nawet zabieg fałszywie promujący Dreykov trudno uznać za udany.

Źródło: własne jan
Jan_Piekutowski Strona autora
cropper