Najskuteczniejsza reklama Australii w erze VHS. Kim był Krokodyl Dundee?

Najskuteczniejsza reklama Australii w erze VHS. Kim był Krokodyl Dundee?

Dawid Ilnicki | Dzisiaj, 12:00

Kiedy myślimy o filmowej Australii w głowie natychmiast pojawia się obraz bezkresnej przestrzeni, pokrytej piaskiem, na której właściwie nie da się żyć, w czym największa zasługa trylogii “Mad Max” i innych obrazów w nurtu ozploitation. To jak zwykle tylko część prawdy, bo Kontynent słynie również z dzikiej przyrody i pięknych terenów, które szczęśliwie odkrył dla widzów, głośny także w Polsce, obraz Petera Faimana z 1986 roku, będący początkiem niezwykle popularnej w erze VHS serii filmowej. 

Zmarły w kwietniu tego roku kanadyjczyk Ted Kotcheff zapisał się w świadomości kinomanów przede wszystkim za sprawą “Rambo: Pierwsza krew” z 1982, ale swoje opus magnum zrealizował jeszcze w poprzedniej dekadzie. Mowa o filmie “Na krańcu świata” (“Wake in Fright”), mającym swoją premierę w 1971 roku, później jednak długo uznawanym za film zaginiony, ze względu na utratę głównego negatywu. Dopiero w pierwszej połowie XXI. wieku, za sprawą wysiłków producenta i montażysty Anthony’ego Buckleya, obraz ten został odrestaurowany i niejako na nowo zaprezentowany widowni (w Polsce dostępny m.in. na stronie FlixClassic), zyskując w tej chwili status kultowego klasyka i jednego z filmów, bez którego trudno byłoby sobie wyobrazić słynny nurt ozploitation.

Dalsza część tekstu pod wideo

Głównym bohaterem “Wake in Fright” jest John Grant, młody mężczyzna zatrudniony jako nauczyciel, gdzieś w sercu gorącej Australii. Pracę tę traktuję jako zsyłkę, być może nawet karę za ciężkie grzechy, marząc o tym, by choć na pewien czas powrócić na łono cywilizacji. Niestety ze względu na brak pieniędzy zmuszony jest do pozostania na prowincji, w mieścinie Bundanyabba, zwanej w skrócie The Yabba, gdzie wchodzi w relację z lokalnymi mieszkańcami. Osobami, którymi z jednej strony gardzi, a z drugiej - zmuszony do ich towarzystwa - stara się mimo wszystko znaleźć wspólny język, co w tym wypadku oznacza konieczność wypicia hektolitrów alkoholu, a także wzięcia udziału w miejscowych rozgrywkach hazardowych czy też polowaniach. Przewodnikiem po tym niezwykłym świecie jest Doc Tydon (fantastyczny Donald Pleasence), mężczyzna być może kiedyś mający dokładnie te same marzenia co John, który jednak z pewnych powodów utkwił w tym miejscu po wsze czasy.

Seans “Wake in Fright” to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, do którego - jak się wydaje - nawiązywał ostatnio Lorcan Finnegan, tworząc “Surfera”, co jednak nie wyszło mu tak dobrze. Nietrudno się przy nim mocno spocić, a być może także nabawić wysokiej gorączki, bo Kotcheffowi udało się doskonale wykreować niesamowitą atmosferę kompletnej paranoi i beznadziei, w jaką popada główny bohater. W końcu wraz z mieszkańcami uczestniczący w polowaniu na kangury; sekwencji sfilmowanej w sposób niezwykle okrutny, ale też absolutnie niezbędnej dla samego filmu. Australia jawi się tu jako prawdziwe piekło na ziemi, miejsce nie-do-życia, z którego jednak również nie sposób uciec. Nic dziwnego, że lokalni artyści próbowali w kolejnych latach walczyć z tym stereotypem, chcąc pokazać Kontynent przede wszystkim jako oazę dzikiej przyrody, zamieszkanej przez ludzi być może rzeczywiście mocno dziwacznych, ale również takich, którzy poradziliby sobie w niemal każdej sytuacji przed jaką staną.

Jak być Szkotem w USA

Dundee
resize icon

Tytułowego herosa powołał do życia Paul Hogan, który zresztą wkrótce wcielił się w legendarnego pogromcę krokodyli. Sam wspominał, że pomysł przyszedł mu do głowy, gdy był akurat w Nowym Jorku i zaczął się zastanawiać jak ktoś taki jak Dundee poradziłby sobie w miejskiej dżungli, myśląc o tym podobnie jak o doświadczeniu bycia Szkotem w USA. Od początku przyświecała mu jednak idea wykreowania postaci będącej doskonałą personifikacją tego jak Amerykanie wyobrażali sobie mieszkańców dzikiego - w ich rozumieniu -  kontynentu, a z drugiej strony stworzenia pozytywnego bohatera, będącego zdecydowanie lepszą wizytówką kraju niż głośni przestępcy, tacy jak choćby Ned Kelly, o którym dekady później w swoim filmie opowie Justin Kurzel.

Michael J. “Krokodyl” Dundee był zresztą tak oryginalną, a przy tym niezwykle plastyczną postacią, że wielu widzów zastanawiało się czy Hogan nie opowiada przypadkiem o realnym człowieku, a artysta przez wiele lat na tyle zmyślnie zwodził widownię, że kwestia ta długo pozostawała w sferze domysłów. Właściwie dopiero wywiad, na okoliczność premiery trzeciej części serii, w 2001 roku rozwiał wszelkie wątpliwości. Krokodyl Dundee nie był realną postacią, jednocześnie jednak twórca oparł jego losy głównie na postaci Roda Ansela. Słynnego australijskiego łowcy bizonów, o którym głośno było przede wszystkim z powodu utknięcia na bezludnej wyspie przez kilka tygodni. 

W tym czasie pozbawiony wody pitnej, od czasu do czasu z konieczności raczący się krwią krowy, musiał on unikać kontaktu z krokodylami i spać z jadowitymi wężami, a mimo to przetrwał. Hogan rzecz jasna pominął czarną, jak również końcową, kartę jego wyjątkowo bujnego życiorysu, jaką była śmierć w policyjnej obławie, po tym jak sam Ansel śmiertelnie postrzelił jednego z funkcjonariuszy. Wiele osób, dobrze zorientowanych w jego życiowej sytuacji twierdziła, że głównym powodem nieszczęść, które przerodziły się w poważny nałóg narkotykowy Ansela, był fakt, iż czuł się on totalnie wykorzystany przez twórców filmu, nie oglądając ani centa po ogromnym komercyjnym sukcesie “Krokodyla Dundee”, co niewątpliwie kładzie się cieniem również na samej produkcji.  

Stosunkowo niewielki budżet obrazu, wynoszący niemal 9 milionów australijskich, został zebrany głównie dzięki specjalnemu systemowi ulg podatkowych, za sprawą których w film zainwestował m.in. wokalista zespołu INXS Michael Hutchence, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że będzie to jedna z jego najlepszych inwestycji w życiu. Rozpoczęte w lipcu 1985 roku zdjęcia realizowano najpierw w małym miasteczku McKinley w Queensland, a następnie w Narodowym Parku Kakadu, głównie w opuszczonej kopalni uranu, dbając jednak o to by kręcić je w końcówce pory suchej, w momencie gdy aktywność krokodyli nie jest jeszcze tak duża. 

Istotnym elementem obrazu okazała się scena tradycyjnego tańca Aborygenów, którego choreografią zajmował się David Gulpilil, będący jednym z najbardziej znanych i docenianych tancerzy plemiennych w Australii. Zdecydowaną większość obsady stanowili współpracownicy Hogana z czasów jego pracy w TV, prócz rzecz jasna Lindy Kozlowski. Przeciwko obsadzeniu Amerykanki o polskich korzeniach protestował australijski związek zawodowy aktorów, ale ostatecznie odpuścił, dzięki czemu mogła ona zresztą zadebiutować w swej pierwszej, pełnometrażowej produkcji. Sędziwego wieku 90 lat dożył legendarny krokodyl Croc, znany ze sceny ataku na Sue, bronionej przez głównego bohatera. O śmierci zwierzęcia poinformowali w końcówce zeszłego roku na Instagramie pracownicy Crocosaurus Cove w Darwin, gdzie Croc żył od 2008 roku. 

Niespodziewany sukces

Croc
resize icon

Hogan początkowo sądził, że ta zabawna komedia znajdzie poklask głównie wśród rodzimej publiczności. W przeprowadzanych z nim w tym czasie wywiadach widać jednak, że w skrytości serca wierzył w to, że być może uda mu się zrealizować pierwszy, dowcipny film australijski, który spodoba się także amerykańskiej widowni. Końcowe efekty przeszły jednak jego najśmielsze oczekiwania. Debiutujący we wrześniu 1986 film okazał się bowiem drugim kasowym hitem tego roku, ustępując wyłącznie “Top Gun” Tony’ego Scotta, a wyprzedzając “Pluton” Olivera Stone’a, zarabiając niemal 330 milionów dolarów, czego nie mógł się spodziewać absolutnie nikt. Jeszcze większym zaskoczeniem okazała się nominacja do Oscara za scenariusz oryginalny, a choć statuetka ostatecznie przypadła w udziale Woody’emu Allenowi za film “Hannah i jej siostry” samo wskazanie świadczyło o szacunku, jakim darzono produkcję, której wersję na VHS znaleziono nawet w kolekcji Ingmara Bergmana na wyspie Fårö.

Owego szacunku nie było jednak widać w recenzjach prasowych z tego okresu. Choć większość krytyków chwaliło role Kozlowski i Hogana (którzy w 1990 roku zostali parą także w życiu prywatnym), jak również wiele świetnych elementów, zwłaszcza w pierwszej części, która toczy się w Australii, tego samego nie dało się powiedzieć o intrydze, opartej na mocno wyeksploatowanym schemacie umieszczenia człowieka z zupełnie innego świata w nieznanym sobie środowisku. Nie miało to jednak większego znaczenia dla ówczesnych mieszkańców Kontynentu, który tuż po premierze widowiska przeżył prawdziwy turystyczny boom, zwłaszcza w Narodowym Parku Kakadu, gdzie urządzane były wycieczki szlakiem Krokodyla Dundee.

Powrót do tego obrazu w trzeciej dekadzie XXI wieku przynosi wiele interesujących przemyśleń. Lata 80’ poprzedniego wieku jawią się w nim jako czasy absolutnej dominacji telewizji i prasy papierowej, a ta druga była jeszcze w owym czasie zdolna do kreowania bohaterów praktycznie z dnia na dzień, stąd ogromna popularność tytułowego bohatera tuż po jego przyjeździe do Nowego Jorku. Interesującym elementem wydaje się również niemal całkowicie beztroskie podejście do zażywanych na imprezach narkotyków, tu traktowanych jako element czysto rekreacyjny. Ciekawie pokazano także kontrast pomiędzy życiem w buszu i funkcjonowaniem w jednej z największych aglomeracji świata, prowadzący do wielu pomyłek i towarzyskich niezręczności, przyjmowanych jednak przez towarzystwo z dużą dozą wyrozumiałości. W tym kontekście nie dziwi spora krytyka jaka spadła na twórców, po tym jak w przygotowywanej do 4K wersji Encore Cut pominięto kilka scen, które mogłyby być z dzisiejszej perspektywy uznane za obraźliwe. Hogan dość mętnie tłumaczył, że bez nich film jest lepszy, ale prasa - w tym przede wszystkim krytycy australijscy - nie uznali jego tłumaczeń za przekonujące. 

Ogromna popularność postaci sprawiła, że Krokodyl Dundee powrócił jeszcze dwukrotnie. Dwa lata po premierze “jedynki” w kinach pojawił się sequel, który również zarobił sporo, bo grubo ponad 200 milionów dolarów, mimo nawet gorszych ocen krytyków. Długi spór o autorstwo skryptu, pomiędzy Hoganem i Matthew Berry’m, a także Erikiem Abramsem sprawił, że trzecia część zadebiutowała na dużych ekranach dopiero w 2001 roku i była filmem jednocześnie najdroższym, jak również najsłabszym pod względem wyniku w box office (39 milionów $), co należy zrzucić na karb zbyt długiego okresu przerwy pomiędzy kolejnymi odsłonami. Sam Hogan niewątpliwie należy do tych aktorów, którzy najmocniej zespolili się z jedną rolą, do której powracał w wielu kolejnych produkcjach, nienależących już do cyklu, ostatnio w “Dundee. Powrót” z 2020 roku, ale z pewnością nie może na to narzekać, mogąc o sobie myśleć jako o twórcy najlepszego pełnometrażowego filmu skutecznie zachęcającego do odwiedzenia Australii. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper