TO - recenzja filmu. Stephen King na takie ekranizacje zasługuje

TO - recenzja filmu. Stephen King na takie ekranizacje zasługuje

Jędrzej Dudkiewicz | 09.09.2017, 11:55

Jeden z mistrzów horroru, Stephen King, miał różne szczęście do kinowych ekranizacji swoich dzieł. Z jednej strony można wskazać przykładowo na ze wszech miar udane Lśnienie oraz Skazanych na Shawshank, z drugiej nieudany remake Carrie, 1408, czy obecną wciąż w kinach Mroczną Wieżę. 

Jako że, mimo chlubnych wyjątków, filmy na podstawie jego książek są słabe, do każdej nowej produkcji podchodzę z pewną obawą. Na całe szczęście nowa wersja To, jednej z bardziej znanych powieści Kinga, jest zwyczajnie bardzo dobra.

Dalsza część tekstu pod wideo

Końcówka lat 80. XX wieku (w książce okres ten przypadał na końcówkę lat 50.). W Derry, niewielkim miasteczku w stanie Maine, zaczynają znikać dzieci. Nie wygląda, żeby ktoś specjalnie zajmował się ich szukaniem, za to ci, których nie spotkało jeszcze nieszczęście – na czele z siedmioosobową grupą Frajerów – żyją w ciągłych strachu i niekiedy widują bardzo niepokojące rzeczy. Właśnie Frajerzy, którymi dowodzi Bill Denbrough (zniknięcie jego młodszego brata zapoczątkowało całą serię wydarzeń), będą musieli stawić czoła mrocznej, najczęściej przybierającej postać klauna, sile, którą nazywają po prostu To.

Ci, którzy spodziewają się przede wszystkim horroru, mogą wyjść z kina nieco zawiedzeni. Jasne, są tu sceny straszne, reżyser Andres Muschietti perfekcyjnie buduje atmosferę grozy i napięcia (zwłaszcza pod koniec), zaś kiedy pojawia się już przemoc, to jest ona gwałtowna i dosłowna. Warto w ogóle podkreślić, że strona wizualno-dźwiękowa jest znakomita, obfitująca na dodatek w wiele cytatów i mrugnięć okiem do odbiorcy. Twórców jednak znacznie bardziej interesują nastoletni bohaterowie. I bardzo dobrze, bo to podejście zgodne z duchem książki Kinga. To jest opowieścią, tyle że osadzoną w konwencji horroru, bardzo podobną do Stań przy mnie, które zresztą też doczekało się świetnej wersji kinowej. Film mówi więc przede wszystkim o bolesnym, nieprzyjemnym wchodzeniu w dorosłość, godzeniu się ze stratą oraz akceptowaniu poczucia winy, którego nie da się tak łatwo wyplenić. To także przypomnienie o tym, jak istotna i silna jest wspólnota. W końcu postacie przeżywają razem, oczywiście przerażające i koszmarne, ale jednak przygody, podczas których uczą się, że najsilniejsi są, gdy robią coś razem. Tym bardziej, że na starszych nie bardzo można liczyć, a nierzadko są oni źródłem dodatkowego zagrożenia.

Nie udałoby się to, film nie miałby w sobie lekkości połączonej z lekką nutką nostalgii, gdyby nie absolutnie rewelacyjny casting. Naprawdę, każdy z siedmiu dziecięcych aktorów jest fantastyczny, bez trudu można zatem uwierzyć w ich przyjaźń, a przede wszystkim kibicuje się im całym sercem. Najważniejszy jest Bill Denbrough, jego tęsknota za utraconym bratem oraz ładnie poprowadzona relacja z Beverly Marsh. W pamięć widzów mocniej wdrukuje się pewnie jednak Richie Tozier grany przez znanego już ze Stranger Things Finna Wolfharda. Wprowadza on do produkcji doskonały element komediowy, zresztą w ogóle interakcje między postaciami są napisane wspaniale.

Wady? Z jednej strony można by się przyczepić do tego, że momentami sceny straszne natychmiast dostają kontrapunkt w postaci dowcipu, przez co nie wszystkie fragmenty budzą taką grozę, jak by mogły. Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że wydarzenia są prezentowane z perspektywy dzieciaków, a to zwykle najłatwiejszy sposób na poradzenie sobie z trudną sytuacją. Większe pretensje miałbym o niektóre istotne zmiany, przykładowo Ben Hanscom nie bardzo przypomina mi książkowy pierwowzór. Zabrakło mi też bardzo ważnej, cementującej przyjaźń sceny budowy tamy na strumieniu i brania za to wspólnej odpowiedzialności.

Dla wielu mankamentem może być też sam klaun Pennywise, którego niektóre wejścia wydawać się mogą przekombinowane i nieco kiczowate, wybijające człowieka z rytmu. To jednak znów wynika z faktu, że To jest również opowieścią o radzeniu sobie ze strachem i potędze wyobraźni, w tym przypadku w wykonaniu dzieciaków, które zawsze będą mocno podkręcać rzeczywistość. Zresztą, Pennywise nie pojawia się wcale tak często. I bardzo dobrze, bo to tak naprawdę nie on jest tu najstraszniejszy. Najbardziej przerażające jest zło tkwiące w ludziach: ich lęki, skrywane pragnienia i czyny, których w związku z tym dokonują. Jeśli czegoś się bać, to właśnie Tego.

Atuty

  • Zachowany duch oraz wiele przesłań książki
  • Rewelacyjnie zagrani nastoletni bohaterowie
  • Strona wizualno-dźwiękowa
  • Humor

Wady

  • Niektóre sceny z Pennywisem
  • Kilka istotnych zmian lub braków względem książki
  • Nie zawsze dobry balans między tym, co straszne, a co zabawne

Po dłuższej przerwie Stephen King doczekał się ekranizacji swojej książki, na jaką zasługuje.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper