Vampire

Vampire Survivors kilkadziesiąt godzin później… Fenomen, który trudno opisać

Kajetan Węsierski | 02.05, 21:30

Branża gier wideo jest tak ogromne i tak różnorodna, że trudno wyzbyć się podejścia dyktowanego gustem. Każdy z nas ma przecież pozycje, które bardzo lubi i takie, których - nawet pomimo dobrych ocen - nigdy nie polubi. Co więcej, ilu graczy, tylko wymagań! Dla jednych kluczowe będą aspekty związane z grafiką, dla innych wciągające dialogi, a dla jeszcze kolejnych kapitalna budowa świata. 

Jasne, jest kilka elementów, na które większość z nas zwraca uwagę i pewnie jeśli mielibyśmy wymienić te, które mają największe znaczenie, to w pewnym momencie niektóre zaczęłyby się pojawiać u wszystkich biorących udział w takim eksperymencie. Przecież każdy lubi płynnie działające gry, fantastyczny i realistycznie zbudowanych NPC, a także angażujące misje fabularne. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Czy można jednak dziś - przy tak gargantuicznej konkurencji - stworzyć projekt, który nie sprzeda się wyglądem? Taki, którego budżet jest zauważalnie niski, a materiały promocyjne zdają się bardziej odpychać, niż przyciągać? Ponadto - taki, który nie może sobie “pomóc” świetnymi wątkami fabularnymi, postaciami będącymi odbiciem nas samych, albo chociaż dużym nazwiskiem wśród twórców? Cóż… Tak, można. 

Vampire Survivors 

I jak się zapewne domyśliliście po samym tytule, a także nazwie tej części tekstu, chodzi o Vampire Survivors, a więc grę autorstwa mężczyzny o imieniu Luca Galante (kryjącego się pod nickiem poncle). Sam tytuł zadebiutował we Wczesnym Dostępie w 2021, a rok później został wydany w pełnej wersji. Choć głośno było już w EA, to właśnie w 2022 popularność dosłownie wybuchła. 

Swego czasu miałem przyjemność napisać tekst o tej grze - choć z perspektywy sięgnięcia po nią już po tym największym szale. Przyznam, o czym wtedy wspomniałem, że zwlekałem, bowiem materiały promocyjne i wszystkie te wideo pokazujące rozgrywkę, zwyczajnie mnie odpychały. No umówmy się - wizualnie, pomimo że na ekranie dzieje się wiele, nie jest to na pewno szczyt branży. 

Jest to jednak jeden z tych tytułów, w które po prostu trzeba zagrać. I wiem, wiem - to straszny populizm. Właściwie przy co drugim tytule dziennikarze rzucają ten frazes, aby przekonać odbiorców, że mają do czynienia z czymś ciekawym (nawet jeśli recenzja okaże się mniej interesująca). Niemniej, w tym przypadku są to słowa, które idealnie zgrywają się z rzeczywistością. 

Dlaczego? Cóż, to dość proste - na pierwszy rzut oka produkcja nie różni się niczym od dziesiątek innych pixel artów wydawanych w skali tygodnie na Steamie. Ryzyko jest tu natomiast niewielkie. Po pierwsze, ze względu na niezłą politykę zwrotów w niektórych miejscach (na Steamie), a po drugie… Sama gra kosztuje niewiele więcej niż kubek kawy w lokalnej kawiarni. I dwa razy mniej niż ten sam napój w sieciówce. 

Kilkadziesiąt godzin później…

O samym fenomenie gry po pierwszych kilku(nastu) godzinach pisałem już we wspomnianym kilka akapitów wcześniej tekście. Dziś, jakkolwiek to zabrzmi, mam ich tam za sobą kilkakrotnie więcej. I mogę napisać jedynie, że wszystko zdaje się tylko ciekawsze. Serio, początkowo myślałem, że to krótka fascynacja - później, że gra za dyszkę na jakieś 10-15 godzin (co jest i tak wynikiem wybitnym). Dziś wiem, że to coś znacznie więcej. 

Oczywiście, bardzo dużą rolę odgrywają tu liczne dodatki i aktualizacje, które nieustannie debiutują. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat pojawiło się ich całkiem sporo, a - co dość ważne - większość oferowała naprawdę sporo nowej zawartości. Z tego względu, jeśli ktoś dziś napędzie wszystko (a na promocji to dalej mniej niż pięć dyszek), może liczyć na trzycyfrową liczbę godzin. I nie przesadzam. 

Jest bowiem jakaś magia w tej mocno zautomatyzowanej rozgrywce. W gruncie rzeczy my tylko (albo aż - w zależności od sytuacji) chodzimy po planszy. Strzały są automatyczne, tarcze też… Brzmi nudno, ale satysfakcja, jaka płynie z kolejnych odblokowanych rzeczy, jest gigantyczna. I właściwie nieprzerwana, bo nawet po tych kilkudziesięciu godzinach dalej zdarza mi się zdobywać nowe rzeczy przez kilka gier z rzędu. 

Do okrycia jest tu bowiem sporo. Odblokowujemy tak prozaiczne rzeczy jak bronie czy postacie, ale także specjalne arkana, artefakty, ukryte elementy, a nawet opcje! Tak - to nie literówka. Dosłownie mamy tu sytuację, w której spełnienie konkretnych warunków (powiedzmy: wytrzymanie X czasu, postacią Y, korzystając z broni Z) odblokowuje nowe tryby lub ułatwienia i utrudnienia. 

Konkluzja 

Wnioski są banalne - mam za sobą kilkadziesiąt długich godzin i dalej nie czuję nudy. Dalej mam przed sobą jeszcze kilka wątków do odkrycia, osiągnięć do zdobycia, a także ukrytych postaci do odblokowania. Roboty jest co niemiara, a możliwość eksperymentowania z łączeniem broni to wciąż niewiarygodny poziom frajdy. Bawię się doskonale, a końca nie widać. I to za tak niewielką kasę. 

Nasuwa mi się jeszcze jedna myśl, gdy już dobrnąłem do brzegu. To kolejne potwierdzenie tego, że gry, które powstają z pasją, odpowiednim kreatywnym nakładem i włożonym serduchem, mają największe szanse na sukces. Vampire Survivors to kolejny dowód, że czasem wystarczy ciężka praca, by poradzić sobie nawet bez największych nakładów finansowych. Tymczasem wracam do gry, mam Gyoruntona do odblokowania! 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper