Splinter Cell: Chaos Theory

Splinter Cell: Chaos Theory - lider skradanek dawniej, a jak radzi sobie dzisiaj?

Krzysztof Grabarczyk | 30.12.2023, 10:00

Po zrzuceniu bandany szukałem nowych tytułów opartych na "taktycznych akcjach szpiegowskich" - i takie się pojawiły. Przyzwyczajony do systemu rozgrywki w Metal Gear Solid, czy nawet Tenchu (które również było po części skradanką) zainteresowałem się Splinter Cell. Pierwszą odsłonę sprawdziłem na PC, gdzie trudno było nie zauważyć technicznej różnicy między japońskimi przedstawicielami gatunku, a bardziej przyziemnym, realistycznym podejściem autorów z Ubisoftu. Sam Fisher, choć również był postacią fikcyjną, poruszał się bardziej autentycznie. Był to jednak przedsmak Teorii Chaosu, prawdopodobnie najlepszej gry z serii.

Splinter Cell: Chaos Theory pojawiło się na rynku w rok po debiucie Splinter Cell: Pandora's Tomorrow. Inspiracją dla serii jest oczywiście twórczość pisarza, Toma Clancy'ego. Charakter scenariusza zachowuje większą autentyczność niż wywołane we wstępie Metal Gear Solid. Technicznie, Splinter Cell jest również grą lepszą. To Sam Fisher mógł przesłuchiwać każdego pojmanego wroga, a tę sztukę podpatrzył Snake dopiero w Metal Gear Solid 3: Snake Eater. Fisher z gracją Księcia Persji opuszczał się na metalowych poręczach. W porównaniu do reszty był to zupełnie nowym poziom animacji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oczekiwania wobec Teorii Chaosu było ogromne. Producenci obrali za punkt odniesienia klasycznego Xboxa, czyli najpotężniejszą wówczas konsolę na rynku. Splinter Cell: Chaos Theory wróciło do początku. Za grę było odpowiedzialne studio Ubisoft Montreal, autorzy części pierwszej (Pandora's Tomorow tworzyło studio w Szanghaju). Programiści mieli w zespole twórcę chipu Nvidii, Danny'ego Lepage, co wpłynęło na świetne wykonanie konsolowej wersji. Nawet dzisiaj, Chaos Theory daje radę na pierwszej konsoli Microsoftu. Przepaść między wersjami na PlayStation 2 oraz GameCube była znaczna.

W cieniu

undefined

Clint Hocking, jeden z autorów Chaos Theory, zainspirował się dokonaniami twórców Deus Ex. Postanowił stworzyć lepszą narrację, która wynikała również z charakteru rozgrywki. Dla niego w tej grze nie mieliśmy ujrzeć tablicy z napisem „Game Over” - bowiem mnogość rozwiązań, animacji i zachowań jednostek wroga zawsze dawała graczowi szansę na wyjście z niemal każdej opresji. „To był mój postulat od pierwszego dnia, gdy tworzyliśmy grę” - przyznał w 2022 roku. Splinter Cell: Chaos Theory rozpoczyna się u wybrzeży Peru, gdzie naszym celem jest dotarcie do latarni, w której przetrzymywany jest kluczowy inżynier oprogramowania. Sam początek ujawnił, z jak dopracowanym dziełem mieliśmy do czynienia. Niezwykła, jak na konsolowe standardy jakość oświetlenia robiła wrażenie. Musieliśmy poruszać się w mroku, a jak niektórzy z Was zapewne pamiętają - Chaos Theory smakowało najlepiej w nocy. Gra cieni, świateł, lokacji - wszystko działało jak jeden organizm.

Każda z lokacji została zaprojektowana, aby stworzyć „sandboksa w świecie skradanek". Dane pomieszczenie oferowało multum taktycznych możliwości. Sam dobrze pamiętam sekwencję w banku, gdzie twórcy nie szczędzili możliwości. Nawet w obliczu bycia zauważonym, Sam Fisher zawsze miał szansę ucieczki, ponieważ jego najlepszym sprzymierzeńcem był cień. Programiści z montrealskiego studia przyłożyli się do oświetlenia jak nigdy wcześniej. I to wersja na Xboxa uchodzi tutaj za lidera jakości. Gra pojawiła się w marcu, 2005 roku, i gdy my zachwycaliśmy się Resident Evil 4, tak Chaos Theory wprowadziło techniczne standardy jakości, bo o takim poziomie animacji, oświetlenia i ostrości tekstur reszta gier mogła sobie pomarzyć.

Pętla emocji

undefined

Mathieu Ferland postawił na napięcie. Producent chciał bowiem, aby gracz nieustannie popadł w ciąg emocji. Ten wcale nie wynikał ze scenariusza, lecz z narracji rozgrywki. Stąd opracowano zaawansowane SI wrogów. W porównaniu z cyklem Konami była to kolejna przepaść. Strażnicy nie poruszali się po określonej ścieżce, lecz sprawdzali każdy zakamarek pomieszczenia, a wymiana ognia była ostatecznością. Splinter Cell nigdy zresztą nie był skonstruowany pod kątem strzelaniny, choć to się nieco zmieniło, gdy na rynku pojawiło się Blacklist. Tymczasem, Chaos Theory pozostaje jedną z najładniejszych, o ile nie najładniejszą z gier na klasycznym Xbox.

Splinter Cell: Chaos Theory należało do trudnych produkcji. Ominięcie choćby jednego żołnierza na wyższym poziomie trudności sprawiało niemałe wyzwanie. Pod uwagę braliśmy dosłownie wszystko - odległość, oświetlenie, elementy otoczenia. W grze dało się nawet dostosować tempo stawianych kroków, co było wcześniej niespotykane w tego rodzaju produkcjach. Tutaj pad od Xboxa ujawnił, że nadawał się nie tylko do strzelanin czy bijatyk, ale i do skradanek. Ruch bohatera dostosowano do każdego milimetra wychyleń analoga. Innymi słowy, Fisher mógł stąpać z gracją ninja. Teoria Chaosu to tak naprawdę chaos kontrolowany. Twórcy tak sprawnie złożyli świat przedstawiony, abyśmy jako gracze, kontrowali i nadawali tempo wydarzeń. W świecie skradanek to wprawdzie oczywistość, lecz tylko dzięki najlepszemu wykonaniu. Splinter Cell: Chaos Theory takie właśnie było.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper