W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju

W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju to prawdziwy nieśmiertelny świąteczny klasyk

Igor Chrzanowski | 26.12.2023, 13:00

W historii kinematografii bywają takie produkcje, które powstają za grube miliony, mają wybitną obsadę i najlepszych reżyserów, a i tak odchodzą w niepamięć. Są też i takie dzieła jak W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju, które na papierze były gwarancją wtopy, a stały się ponadczasowym klasykiem.

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który choć raz w swoim życiu przy świątecznym stole nie oglądał świątecznych przygód rodziny Griswoldów. Seria National Lampoo's Vacation, znana u nas jako W krzywym zwierciadle powstała równe cztery dekady temu i rozpoczęła się od małej rodzinnej wycieczki do Walley Worldu, gdzie typowa kochająca się amerykańska rodzinka miała spędzić tytułowe wakacje. Film okazał się sukcesem, a amerykańskie pismo dalej inwestowało w kolejne historie Clarka i Ellen oraz ich dwójki szkrabów. W 1983 dostaliśmy W krzywym zwierciadle: Wakacje, w 1985 W krzywym zwierciadle: Europejskie wakacje, a w 1989 do kina trafiła trzecia odsłona serii zatytułowana W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju.

Dalsza część tekstu pod wideo

Od tamtego czasu minęły ponad 34 lata, a Chevy Chase i Beverly D'Angelo wciąż co roku goszczą na ekranach telewizorów milionów fanów na całym świecie. Wielu z was pewnie śmieje się z tego, że Polsat co roku puszcza Kevina, ale nie robi się tego bez przyczyny - rok w rok młody urwis jednoczy przy wigilijnym stole całe rzesze widzów. No i z omawianym dziś klasykiem jest dokładnie tak samo, choć może na nieco mniejszą skalę. Dziś postanowiłem zatem po raz kolejny złożyć wizytę rodzinie Griswoldów i zastanowić się razem nad tym, dlaczego pomimo naprawdę wielu wad, ten film nadal jest tak uwielbiany.

Clark Gryzoń, czy jak mu tam było...

Zanim ekipa filmowa weszła na plan, John Hughes kombinował nad tym, kto mógłby wyreżyserować nową opowieść z Griswoldami w roli głównej, no i początkowo padło na niejakiego Chrisa Columbusa, czyli naprawdę genialnego reżysera znanego z takich hitów jak Kevin sam w domu, Harry Potter, Goonies, czy też Święta Last Minute. Niestety Chris miał ogromny konflikt z Chevy Chasem, który był na tyle rażący, że po dosłownie dwóch konfrontacjach reżyser zrezygnował z projektu i zgarnął od Johna Hughesa scenariusz do Kevina. Kto zatem finalnie wyreżyserował W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju? Szansę debiutu dostał Jeremiah Chechik, dla którego była to wielka sprawa i możliwość ucieczki od kręcenia reklam piwa. Po przeczytaniu scenariusza wspomniany jegomość natychmiast się zgodził, a prace ruszyły pełną parą. Ekipa uwinęła się dość szybko, bo zdjęcia zakończono w sumie w zaledwie trzy miesiące i 3 dni. 

Czy postawienie na niedoświadczonego reżysera było dobrym pomysłem? Jedni mówią, że jak najbardziej tak, bowiem pozwoliło to na trochę eksperymentów i bardziej nowatorskie podejście do produkcji. Z drugiej jednak strony liczba reżyserskich błędów jest dość spora, bowiem fani i eksperci naliczyli ich około 30. Niemniej jednak obecność na planie samego Johna Hughesa sprawiła, że scenariusz został zrealizowany wprost świetnie i znalazło się w nim nawet kilka świetnych nawiązań do historii amerykańskiej telewizji czy samego pisma National Lampoo. Co ciekawe z wywiadu jakiego Jeremiah Chechik udzielił w 2021 roku wynika, że John Hughes tak bardzo chciał stworzyć trzecią część swojej serii na świeżo, że całkowicie nie przeszkadzało mu nawet to, że Jeremiah nigdy nie obejrzał dwóch poprzednich odsłon.

A w nagrodę otrzymuje Pan roczne członkostwo w klubie Galaretka Miesiąca...

Sam naprawdę nie zliczę ile razy widziałem już W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju, ale obstawiam, że będzie to dobre 20-25 razy. Normalnie po takiej serii seansów filmy się nudzą, bo znamy je na wylot i przestają nas bawić. Clark Griswold ma jednak w sobie coś takiego wyjątkowego, że nawet pomimo pamiętania wielu scen dosłownie na pamięć, nadal rzucam salwami śmiechu i z dziecięcą radością wyczekuję na żart, który ma za chwilę paść. Czy to nostalgia? Na pewno tak, ale nie tylko. John Hughes pisząc artykuł Christmas ’59 doskonale wiedział co jest swego rodzaju ukrytą esencją świąt Bożego Narodzenia. Rodzina i wszystko co z nią związane - od przyjemnego pieczenia ciasteczek aż po wizyty irytującej babci z dziadkiem kopcącym jak solidna lokomotywa. 

Wiele świątecznych produkcji porusza tematykę rodziny, zaangażowania w organizację świąt i tego typu spraw, ale wszyscy robią to tak bez polotu i zbyt grzecznie, że to aż boli. Netflix, Max, czy Disney+ są zalane nowoczesnymi świątecznymi produkcjami i mimo tego, że obejrzałem ich w ostatnie 2-3 lata z 10 czy nawet 15, oprócz animowanej Opowieści Wigilijnej z 2022 roku nie pamiętam absolutnie żadnego. Wszystko jest tam takie grzeczne, cukierkowe, żarty są tworzone na siłę. Wiecie takie "rzygusianie tęczusią" i uszczypliwości na poziomie przedszkola. Omawiane dziś dzieło z 1989 roku jest jednak inne. Dlaczego?

Clark Griswold i jego rodzina nie boją się na głos mówić tego co myślimy my wszyscy i nie boją się pokazać w mniej lub bardziej bezpośredni sposób tego co sobie wyobrażamy na temat "idealnych" świąt. National Lampoo i Warner Bros. pozwolili ekipie Christmas Vacation na twórcze szaleństwo i to się naprawdę opłaciło! Chyba każdy kto ma nieco większą rodzinkę doskonale rozumie jakie emocje i swego rodzaju przerażenie budzi wielki rodzinny zjazd - ci nie lubią tamtych, ta skarży na tamtego, a ten wbija szpilę tamtej. Idzie przy tym oszaleć - i to świetnie widać u Griswoldów. Kiedy przyjeżdża wujek Eddy wszyscy są zażenowani, na dzień dobry rodzice Clarka i Ellen komentują siebie nawzajem, a ci muszą tego wysłuchiwać, Audrey narzeka na swojego brata, a sklerotyczna babcia daje w prezencie zafajdanego kota. W podobnych sytuacjach każdy z nas ma ochotę zrobić jak Chevy Chase i powiedzieć "to idę na dwór i zostanę tam aż do wiosny". 

Proszę wybaczyć, to pierwsze porwanie w naszej rodzinie...

Oprócz świetnych i naprawdę ponadczasowych żartów dotyczących korporacyjnej mentalności, "tego" jednego dziwacznego członka, czy też wkurzających sąsiadów, W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju ma w sobie spory ładunek emocjonalny i to taki, z którym naprawdę można się utożsamić - zwłaszcza jako rodzic czy głowa rodziny. W tym filmie Clark Griswold to nie tylko gamoniowaty ojciec, ale gamoń z wielkim sercem i wielkimi planami. To, że chce on urządzić prawdziwe rodzinne święta dla swojej żony i dzieci może brzmieć nieco płytko, ale ma to swoje podłoże w jego wspomnieniach dotyczących tego jak spędzał święta jako dziecko oraz w tym co one mu zapewniały i czego nie zapewniały. Jeremiah Chechik wspomina o tym w wywiadzie sprzed dwóch lat w następujący sposób:

Szukałem jakiejkolwiek okazji, aby ugruntować ten film w prawdziwych emocjach. To był mój priorytet numer jeden. Kiedy tylko mogłem, musiałem zająć się fundamentem emocji, aby komedia zadziałała. Jeśli pozostawi się ją samą, komedia będzie zabawna, a ludzie będą się śmiali, lecz wyjdą z kina z bardzo niewielkim oddźwiękiem.

Podczas świątecznych przygotowań Clarka widać kilka takich momentów, w których my jako widzowie możemy wręcz poczuć towarzyszące mu emocje. To kiedy ogląda na strychu archiwalne rodzinne nagranie, chwila w której nie udaje mu się zapalić 25 tysięcy importowanych włoskich lampek, czy w końcu moment rodzinnego czytania świątecznej opowieści. To właśnie dzięki takim scenom ten film jest czymś więcej niż tylko kolejną denną rodzinną komedyjką. I to właśnie takiego aspektu brakuje większości dzisiejszych filmów świątecznych - są urocze i zabawne, ale nie pozostawiają w nas nic więcej. 

W tym roku po raz kolejny odwiedzę Griswoldów na święta i ponownie wezmę udział w ich rodzinnej katastrofie, bo nie ma lepszego sposobu na spędzenie świątecznego poranka niż wspólne śniadanko i seans takiego bożonarodzeniowego klasyka. 

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper