When Evil Lurks

Dziesięć najciekawszych filmów z 2023, które nie miały jeszcze premiery w kinach i VOD

Dawid Ilnicki | 25.11.2023, 13:00

Powoli kończy się tegoroczny sezon festiwalowy, co stanowi dobrą okazję do przyjrzenia się najciekawszym filmom, które często nie tylko pojawiły się, ale również otrzymały prestiżowe nagrody na najważniejszych branżowych imprezach w tym roku. Szczęśliwie i polscy widzowie będą się mogli je zobaczyćw przyszłym roku, kiedy większość z nich trafi w końcu do szerokiej dystrybucji kinowej.

Tegoroczny sezon festiwalowy w Polsce nie należał do najłatwiejszych. Bywalcy corocznego polskiego święta kinomanów, czyli festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu, głośno w tym roku narzekali na to, że nie można było tam obejrzeć nie tylko zwycięskiego obrazu z Cannes, ale także najważniejszej produkcji sezonu, częściowo realizowanej zresztą w naszym kraju. By zobaczyć je jeszcze przed oficjalną premierą kinową, trzeba było się wybrać na inne wydarzenia w końcówce roku, które często kolidowały z innymi imprezami. Z tego powodu niestety ominęło mnie nie tylko, ponoć bardzo dobre, “Dream Scenario” Kristoffera Borgli z Nicolasem Cage'em (które na szczęście będzie miało oficjalną premierę w końcówce tego roku), “Przesilenie zimowe” Alexandra Payne’a czy “Priscilla” Sofii Coppoli, ale również najnowszy film Michela Franco “Pamięć”, wszystkie pokazywane na American Film Festival. Mając jednak w perspektywie seanse najważniejszych obrazów, pokazywanych premierowo na festiwalu w Wenecji (w tym również, niestety wyjątkowo słabe, “Ferrari” Michaela Manna) trzeba było dokonać wyboru.

Dalsza część tekstu pod wideo

Osobną kwestią jest fakt, że niektóre z filmów, które miały wejść do kin, ostatecznie nie doczekały się oficjalnej polskiej premiery, a z kolei obraz - określany często mianem horroru roku - jest oryginalną produkcją, nieobecnej w naszym kraju, platformy Shudder. Niezależnie od tych zastrzeżeń był to niezwykle udany filmowo rok, obfitujący w wiele produkcji, o których z całą pewnością będziemy pamiętać latami. Oba zwycięskie filmy z Cannes i Wenecji to dzieła nietuzinkowe, które z jednej strony czarują kreacją niezwykłego świata, a z drugiej prowokują do niekończących się dyskusji na przeróżne tematy. Ostatecznie i na wspomnianych już Nowych Horyzontach dało się zobaczyć kilka produkcji, które z całą pewnością będą się cieszyły sporą popularnością w polskich kinach studyjnych w przyszłym roku.

Inwestorzy amatorzy

Obraz Craiga Gillespie, reżysera m.in. “Miłości Larsa”, “I, Tonya” i “Cruelli”, miał już wyznaczoną kinową premierę w naszym kraju, ostatecznie jednak się w nich nie pojawił. Wielka to szkoda, bo rzadko się zdarza, by tak intrygujące wydarzenie jak słynna “afera GameStop” doczekała się błyskawicznego zainteresowania ze strony filmowców, tym bardziej że renoma australijskiego twórcy sprawiła, że udało mu się zebrać na planie wielu świetnych aktorów. Niezbyt kreatywnie tłumaczone na polski “Dumb Money” do pewnego stopnia przypomina podobne produkcje Adama McKay, z tą różnicą, że nie mamy tu do czynienia z narratorem z offu. Sposób snucia opowieści może się wydawać chaotyczny, ale jednocześnie okazuje się jedynym wyjściem, by w jak najlepszy sposób przedstawić szaloną szarżę pojedynczych inwestorów, dowodzonych przez Keitha Gilla, by ten jeden jedyny raz utrzeć nosa finansowej elicie. Przynajmniej do pewnego stopnia. Całkiem sprawne i mocno angażujące widowisko, w którym błyszczy szczególnie Paul Dano, znów wcielając się w bohatera Internetu, tym razem jednak stojącego po jasnej stronie mocy.

Anatomia Upadku

Co najmniej trzy francuskie filmy z ostatnich kilkudziesięciu miesięcy w wyjątkowo kreatywny sposób podeszły do formuły kina prawniczego, zdecydowanie ją odświeżając. Do “Oskarżonego” Yvana Attala, a także “Saint Omer” Alice Diop, dołącza “Anatomia upadku”, która wygrała Złotą Palmę w Cannes. Obraz Juliet Triet stanowi wnikliwe studium jednostkowej tragedii, a jednocześnie działa znakomicie także jako zwykły kryminał. Długa i wyczerpująca rozprawa z czasem staje się sądem nie tylko nad wyjątkowo burzliwą relacją dwójki ludzi, ale również nad tym jak definiujemy prawdę i czy warto jej dociekać za wszelką cenę. Precyzyjna i znakomicie rozplanowana fabuła, jak również kapitalne aktorstwo, decydują o tym, że jest to z całą pewnością jeden z najlepszych filmów mijającego roku.

Strefa Interesów

W pierwszej połowie roku kinomanów szczególnie rozgrzała informacja o niezwykle entuzjastycznym przyjęciu nowego filmu Jonathana Glazera, częściowo realizowanego w Polsce, w okolicach Jeleniej Góry. Długie oczekiwanie na pierwsze przedpremierowe pokazy obrazu w naszym kraju tylko zaostrzyły apetyty i ostatecznie okazało się, że rzeczywiście było na co czekać. Brytyjczyk, przy współpracy m.in. z operatorem Łukaszem Żalem, stworzył niezwykle intensywne dzieło, wykorzystując głośną powieść, zmarłego zaledwie na kilka dni przed canneńską premierą produkcji, Martina Amisa, opowiadającą o komendancie obozu koncentracyjnego w Auschwitz, Rudolfie Hossie (Christian Friedel). Precyzyjnie zestawił ze sobą migawki z sielskiego życia jego rodziny w pobliskiej posiadłości, którą włada żona Hedwig (Sandra Huller), z codziennym funkcjonowaniem nazistowskiej fabryki śmierci, tworząc długie sekwencje, o których niezwykle trudno będzie zapomnieć.

Biedne Istoty

Na kompletną twórczą anarchię postawił z kolei Yorgios Lanthimos, ekranizując powieść Alasdaira Graya, opowiadając o młodej kobiecie, zrodzonej de facto z szaleńczego naukowego eksperymentu połączenia dorosłego ciała z mózgiem jej nienarodzonej jeszcze córki, która opuszcza domowe pielesze, by zaznać życia we wszelkich jego aspektach. Cudowna podróż przez wiele różnorako pokazywanych krajów, staje się dla filmowca okazją do zaprezentowania swej przebogatej wyobraźni w pełnej krasie. Błyszczą tu aktorsko przede wszystkim Emma Stone, rozkosznie przegięty Mark Ruffalo, w roli nie zawsze stającego na wysokości zadania playboya Duncana Wedderburna, jak również wcielający się w boga Willem Dafoe, który okazał się również przesympatycznym gościem sesji Q&A, po pokazie tego filmu na festiwalu Camerimage w Toruniu.

Opadające Liście

O ile w zeszłym roku dało się usłyszeć narzekania na to, że najważniejsi, powracający na prestiżowe festiwale reżyserzy, przywieźli na nie gorsze wersje swych najważniejszych produkcji, o tyle ten rok wydaje się pod tym względem zupełnie inny. Najlepszym tego przykładem są dwa kolejne tytuły, w tym również dzieło fińskiego klasyka Akiego Kaurismakiego, który w swoim stylu przygląda się tym razem pewnej przedziwnej parze w średnim wieku. Przesympatyczna komedia romantyczna, stanowiąca rodzaj bajki o robotach, które dawno wyszły z użytku, jest również świadectwem ogromnej miłości twórcy do kina, bo wywołujące największe salwy śmiechu na pokazach festiwalowych momenty, to jednocześnie epizody mocno zakorzenione w tradycji kinematografii.

Monster

Podobną zwyżkę formy zaliczył również festiwalowy ulubieniec z Japonii. Hirokazu Kore-eda przyzwyczaił widzów do wyjątkowo ciepłego przedstawiania, często niezwykle trudnych relacji rodzinnych. Jego dwa ostatnie obrazy były jednak projektami realizowanymi poza ojczyzną (Francja i Korea Południowa). Reżyser tym razem powrócił do niej, również mentalnie, wykorzystując dobrze znaną od czasu “Rashomona” swego wielkiego rodaka, Akiry Kurosawy, narrację służącą spojrzeniu na daną sprawę z różnych perspektyw, pozwalając w sposób pełny wybrzmieć wszystkim bohaterom opowieści. Zdecydowanie najbardziej udane dzieło Kore-edy od czasów “Złodziejaszków”, o czym na szczęście przekonać będzie się można w przyszłym roku. 

La Chimera

Do znanych sobie miejsc i tematów powróciła również Włoszka Alice Rohrwacher, która w 2018 roku zawładnęła wyobraźnią widowni festiwalowej, za sprawą filmu “Szczęśliwy Lazzaro”. Głównym bohaterem jej najnowszego dzieła jest drobny złodziejaszek Arthur, nieformalny przywódca grupy przestępczej, okradającej lokalne groby, co brzmi jak fabuła podrzędnego filmu sensacyjnego, a być może nawet parodia najnowszej odsłony przygód Indiany Jonesa. Niezwykła siła “La Chimery” bierze się jednak z nadzwyczajnej umiejętności kreowania współczesnej, łotrzykowskiej opowieści, w której ostatecznie, ów drobny rabuś, może się okazać najszlachetniejszą postacią.

Bulion i inne namiętności

Jeśli każde pokolenie ma swoje “Wielkie żarcie” czy “Ucztę Babette” na jakie zasługuje, to znaczy, że nie jest jeszcze z nami tak źle! Film znanego wietnamskiego reżysera Ahn Hung Trana, który zasłynął m.in. za sprawą pamiętnego “Rykszarza”, to bowiem prawdziwa orgia smaków i zapachów płynących wprost z ekranu, której pod żadnym pozorem nie należy doświadczać na pusty żołądek. Bohaterami filmu jest para specjalistów od kucharskiego fachu, przygotowujących obfitującą w przeróżne atrakcje ucztę dla swych znajomych. “Bulion i inne namiętności” to poruszająca opowieść o niewyobrażalnej stracie bratniej duszy, uwiarygodniona znakomitymi kreacjami Juliette Binoche, Benoit Magimela, jak również młodych aktorek, ale także świadectwo ogromnej fascynacji europejską kulturą, której reprezentantem jest tu właśnie sztuka kulinarna.

Perfect Days

Klasyk światowego kina, Wim Wenders powrócił w tym roku za sprawą dwóch filmów. W dokumentalnym “Anselmie”, nie tylko przyglądał się postaci oryginalnego i bardzo ciekawego twórcy Anselma Kiefera, ale też pokazał, że technologia 3D może jednak służyć kreowaniu niezwykle wciągających widowisk. Więcej kontrowersji wzbudziło “Perfect Days”, które niespodziewanie zostało japońskim kandydatem do Oscara. Głównym bohaterem obrazu jest człowiek reprezentujący zawód, którego często nie chcemy zauważać. Grany przez świetnego Kojiego Yakusho, Hirayama zajmuje się bowiem czyszczeniem miejskich toalet. Wbrew pozorom obraz Wendersa nie jest jednak typowym przedstawicielem kina społecznego, pochylającego się nad smutną dolą ludzi, parających się mocno spauperyzowanymi zawodami, ale jednym z najpiękniejszych w ostatnim czasie obrazów poszukiwania, zapożyczając tytuł jednego z najważniejszych obrazów Jonasa Mekasa, krótkich mgnień piękna.

When Evil Lurks

Urodzony w 1979 roku Argentyńczyk Damien Rugna jest tegoroczną nową, wielką nadzieją kina grozy. Sześć lat po, raczej średnio przyjętych, “Nocnych istotach” na platformie Shudder pojawiła się jego nowa produkcja, która wywołała poruszenie, zwłaszcza wśród fanów horroru. Wyjątkowo brutalna opowieść o tajemniczej sile, oddziałującej na społeczność małej, lokalnej miejscowości wyróżnia się niezwykle gęstą atmosferą grozy i solidnym aktorstwem, odtwórców powszechnie u nas nie kojarzonych, jak również przekonującą charakteryzacją, zwłaszcza “opętanego” mężczyzny z początku filmu. “When Evil Lurks” błyszczy w tym raczej kiepskim dla całego gatunku roku, a sam Rugna, będący wciąż całkiem młodym twórcą, niedługo powinien otrzymać wiele ciekawych propozycji.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper