Netflix ma nowy HIT! 100% dziennikarzy i 100% widzów poleca nowość
W ostatnich tygodniach Netflix zaoferował kilka mocnych nowości, ale dość niespodziewanie znacznie lepsze wyniki zgarnęła... produkcja z Azji.
W ostatnich tygodniach widzowie Netflixa otrzymali solidny zestaw nowości - na platformie pojawił się zarówno „Heweliusz”, jak i głośny „Frankenstein”. Jednak żadna z tych premier nie zrobiła takiego wrażenia jak serial, który... w zasadzie pojawił się po cichu.
„Last Samurai Standing” w ciągu pierwszej doby zgarnął absolutnie fenomenalne oceny - 100% od krytyków i 100% od widzów na Rotten Tomatoes. To sytuacja niemal niespotykana, szczególnie na Netflixie, gdzie rzadko kiedy panuje taka jednomyślność.
„Last Samurai Standing” od pierwszej zapowiedzi okrzyknięto „nowym Squid Game” - i wiele wskazuje na to, że Japończycy rzeczywiście dowieźli produkcję, o której platforma będzie mówić przez wiele miesięcy.
Twórcy sięgnęli po konwencję brutalnego turnieju, ale przenieśli ją w wyjątkowe realia. Akcja rozpoczyna się w 1878 roku, gdy 292 samurajów zostaje zwabionych do krwawej rywalizacji o nagrodę wynoszącą niewyobrażalne 100 miliardów jenów. Każdy wojownik otrzymuje drewniany znacznik, a zwycięzcą zostaje ostatni ocalały, który zdoła dotrzeć do Tokio. Serial bazuje na mandze, a ta została zaadaptowana z powieści Shogo Imamury wydanej zaledwie trzy lata temu – to błyskawiczna droga od książki do globalnej produkcji Netflixa.

Produkcja już wskoczyła na 3. miejsce globalnego TOP 10 Netflixa, ustępując jedynie kryminałowi „Bestia we mnie” i serialowi „Śmierć od pioruna”. Mimo to to właśnie „Last Samurai Standing” zbiera najbardziej entuzjastyczne recenzje. Jedyną „wadą”, jaką wskazują widzowie, jest krótki format – tylko sześć odcinków, łącznie niespełna sześć godzin.
Serial nie jest oznaczony jako „limitowany”, więc Netflix może kontynuować historię, jeśli widownia dopisze... a wszystko wskazuje na to, że dopisze, bo zachwyty płyną nie tylko z Japonii - tik tokowe klipy, pierwsze recenzje i komentarze dosłownie zalewają internet.
Netflix od lat stawia na azjatyckie produkcje, a po sukcesach koreańskich hitów przyszła pora na mocny japoński akcent. „Last Samurai Standing” może być kolejną niespodzianką, która - tak jak kiedyś „Squid Game” - niespodziewanie urośnie do rangi światowego fenomenu.