horror

10 najciekawszych krótkometrażowych horrorów dostępnych na Youtube

Dawid Ilnicki | 24.06.2023, 14:00

Często można się dziś spotkać z opinią, że krótkometrażowe horrory są zdecydowanie straszniejsze niż ich pełnometrażowe odpowiedniki. Nawet jeśli ten sąd mówi raczej o tym w jaki sposób dziś oglądamy nowe filmy trzeba przyznać, że poziom realizowanych najczęściej przez początkujących, młodych twórców produkcji jest coraz wyższy i zdecydowanie warto się nimi zainteresować.

Ogromną popularność krótkometrażowych horrorów, dostępnych na Youtube, łatwo powiązać ze słabnącą z roku na rok zdolnością do skoncentrowania uwagi, jakże typową dla naszej epoki. Rzeczywistość jest jednak, jak zwykle, bardziej skomplikowana. Po pierwsze bowiem krótsze produkcje tworzono już w odległych czasach, by wymienić tu tylko filmy George’a Meliesa z końcówki XIX wieku, takie jak choćby “Rezydencja diabła” (z reżyserem samemu wcielającym się w postać Mefistofelesa). Z drugiej strony realizacja krótszego obrazu jest dla dzisiejszych, młodych twórców dobrym sprawdzianem umiejętności, przy okazji podpowiadającym że takiemu reżyserowi warto powierzyć dużo ambitniejszy i bardziej skomplikowany projekt.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na fali zainteresowania swymi krótkometrażowymi produkcjami wielką karierę zdołał zbudować choćby Ari Aster, którego ostatni film “Beau się boi” jest po prostu rozwinięciem wcześniej zrealizowanego krótkiego obrazu. Nie jest to jedyny tego typu przypadek, bo właśnie od shorta swą wielką popularność rozpoczęła seria “Piła”, a w ostatnim roku sporym zainteresowaniem cieszył się horror “Smile” Parkera Finna, również rozpoczęty dużo skromniejszą produkcją “Laura Hasn’t Slept”. Podobną drogę przeszły m.in. “Terrifier” Damiena Leone, “Babadook” Jennifer Kent, zeszłoroczna hiszpańska “Świnka” Carloty Peredy czy też tegoroczne “Skinamarink”, przed którym Kyle Edward Ball zrealizował oparte na tym samym pomyśle “Heck” z 2020 roku. Podobne przykłady można mnożyć.

Czy zatem wszystkie klasowe krótkometrażowe filmy, należące do gatunku horroru, są pomyślane jako swoisty wstęp do realizowania dłuższych produkcji? Wydaje się, że nie. Najbardziej interesujące pozycje to bowiem obrazy znakomicie wykorzystujące możliwości jakie daje krótki format, często nie dające się ograniczać koniecznością dobudowywania skomplikowanej opowieści wokół często bardzo prostego zdarzenia. Wybierając filmy do pierwszej dziesiątki starałem się unikać produkcji wykorzystujących typowe horrorowe tropy, w drugiej części wspominam jednak o tych bardziej konwencjonalnych shortach, dobrze pomyślanych i zrealizowanych, które z pewnością również znajdą swoich amatorów.

Curve

Punkt wyjścia tego dziewięciominutowego filmiku przypomina o najstraszniejszych doznaniach tuż po przebudzeniu, takich jak choćby wrażenie braku ręki po złym ułożeniu ciała, gdy krew nie dopływa do kończyny i trzeba nią kilkukrotnie, energicznie poruszyć zanim wróci czucie. Bohaterka “Curve” nagle budzi się w nietypowym miejscu, a jej celem staje się przeżycie kilku następnych minut. Krótkometrażowy filmik Tima Egana obficie czerpie z wszystkiego co było najlepsze w “Cube” Vincenzo Nataliego, które na szczęście ostatecznie nie tłumaczyło skąd wzięło się zagrożenie, po prostu wrzucając bohaterów w bardzo nietypowe otoczenie i każąc im szukać drogi wyjścia.

Portrait of God

“Make religious horrors great again!” - to myśl, która pojawia się od razu po obejrzeniu tego siedmiominutowego filmu. Jedna, znakomita “St. Maud” wiosny nie czyni, a choć David Gordon Green przymierza się właśnie do nowej wersji “Egzorcysty” nie wydaje się, by koniec końców okazał się to film tak istotny dla swych czasów jak dzieło Williama Friedkina. Tymczasem wspomniany short jest jedną z najbardziej niepokojących produkcji tego typu, które można było obejrzeć w ostatnim czasie. Szkieletem fabularnym jest tu próba przećwiczenia przez bohaterkę jej późniejszego odczytu, która staje się okazją do zaobserwowania niezwykłych wydarzeń. Krótkometrażówka jest wyjątkowo pojemna treściowo (“A słowo ciałem się stało” czy też przypadek wpatrywania się w otchłań, która jednocześnie patrzy na ciebie?), umiejętnie pomyślana i znakomicie zrealizowana, odwołująca się do tkwiących w wielu ludziach, metafizycznych lęków.

Other Side of the Box

“What’s in the boooooxxx?!” - odpowiedż na to pytanie chciałby uzyskać nie tylko David Mills, ale także bohaterowie kolejnego, świetnego krótkometrażowego filmu. Tajemnicze pudełko przynosi znajomy dwójki młodych ludzi, z którym para - jak można się domyśleć - ma raczej nieprzyjemne doświadczenia, a te oczywiście tylko spotęguje otrzymany dar. Podobnie jak w przypadku “Curve” i produkcja Caleba J. Phillipsa znakomicie wykorzystuje krótki metraż, a choć w tym wypadku łatwo można by sobie wyobrazić opartą na tym pomyśle pozycję pełnometrażową, pewnie ostatecznie okazałaby się on dużo gorsza od swej krótszej wersji.

My house walk-through

Czysty, horrorowy ambient! Twórca tego dwunastominutowego filmu zdecydował się na zaarażowanie wnętrza domu, tak jak mógłby wyglądać po przejściu tajfunu i opatrzenia go komentarzem w postaci napisów. Przechadzka po kompletnie zdewastowanym miejscu przypomina przejście przez najstraszniejsze lokacje klasowego survival horroru, a choć amatorska produkcja pozbawiona jest jumpscare'ów, co chwila jeży włos na głowie. 

The Backrooms

Znakomita krótkometrażówka umiejętnie wykorzystuje konwencję found-footage, a jednocześnie znajduje doskonałe miejsce rozgrywania akcji. Serie bardzo podobnych do siebie korytarzy, pośród których bohater ucieka przed straszliwą istotą, wyśmienite wykorzystanie geometrii przestrzeni, jak również ohydnego żółtego koloru, którego widz bardzo szybko ma dość, działają tu fenomenalnie, a całość wieńczy pomysłowe zakończenie.

Peephole

Tu z kolei mamy do czynienia z prostym pomysłem, który sam w sobie nie byłby zapewne tak efektywny, gdyby nie umiejętne wykorzystanie drobnych elementów, pojawiających się w tym krótkim filmiku. Twórca tego shorta, podobnie jak Kyle Edward Ball w późniejszym “Skinamarink”, korzysta przede wszystkim z bardzo nietypowego programu telewizyjnego, wprowadzającego mocno upiorną atmosferę, a choć sama końcówka jest dość przewidywalna, film mimo wszystko robi duże wrażenie.

Ballerina

Troszkę z “Czarnego łabędzia” troszkę z poprzednika… Film Aarona Fradkina, w którym jedyną rolę zagrała Valeska Miller, to kolejny przykład doskonałego wykorzystania krótkiego formatu. Znakomicie zrealizowany film, zilustrowany perfekcyjną muzyką, prawdopodobnie wydałby się przeciągnięty, gdyby zaprezentowaną tu sytuację obudować bardziej skomplikowaną opowieścią. W krótkim metrażu sprawdza się jednak znakomicie.

2AM: The Smiling Men

Scenariusz tego filmu oparto na historii, opisanej przez jednego z użytkowników Reddita, który wracał do domu późną porą, trafiając na upiornego osobnika. W dzień zapewne można by całą sytuację wyśmiać, uznając że ów człowiek spóźnił się na casting w ramach dotacji od Ministerstwa Głupich Kroków, ale jak dobrze wiemy, w nocy ludziom przychodzą do głowy najróżniejsze myśli. Twórcy tej krótkometrażówki udało się przede wszystkim znalezienie właściwych aktorów, zwłaszcza do roli dziwaka, i dlatego ta produkcja robi tak duże wrażenie. 

Nose Nose Nose Eyes!

Seans tego, niewiele ponad 10-minutowego, obrazu ewokuje najważniejsze pozycje z czasów, kiedy kino azjatyckie nie zostało jeszcze zredukowane do zestawu klasycznych motywów, jakich spodziewamy się przed obejrzeniem niemal każdej nowej produkcji z tamtego rejonu świata. Krótkiemu filmowi koreańczyka Jiwona Moona wydaje się nawet bliżej do horrorów japońskich, w tym wypadku straszących nie konkretem, a raczej tym co wyobraża sobie widz śledzący historię pewnej nietypowej rodzinki.

Clearwater

O tym, że Rob Jabbaz to niezły ananas mogliśmy się przekonać już w 2021 roku, po premierze jego pełnometrażowego debiutu, tajwańskiego “Smutku”. Scenariusz jednego z najbardziej krwawych filmów ostatnich lat został oparty na serii komiksów Gartha Ennisa “Crossed”, gdzieniegdzie uchodzących za materiał nie do sfilmowania, ze względu na obecność w nich krańcowego wynaturzenia i zwyrodnialstwa. Na szczęście w swym wcześniejszym, krótkometrażowym filmie Kanadyjczyk zabawia się raczej konwencją body-horroru, a film prócz pięknych zdjęć i umiejętnie budowanego napięcia, również za sprawą dobrze dobranej muzyki, wyróżnia się świetnym CGI, zwłaszcza jak na tak tanią produkcję. 

Bardzo podobną produkcją, do tej o śmiejącym się mężczyźnie, jest również - dobrze znany fanom krótkich form - “Man on Train”, robiący wrażenie na wszystkich, którzy od czasu do czasu korzystają w nocy z komunikacji miejskiej. Zupełnie inny nurt, bo horror gotycki, reprezentuje całkiem już leciwe “Suckablood”. Miłośnicy nurtu horroru science fiction powinni się z kolei zainteresować świetnym “O.I.”, a także “Laboratory conditions”, w którym zagrała sama Marisa Tomei. 

Koszmar młodej, aspirującej aktorki jest podstawą bardzo dobrego “The Armoire”. Z kolei sześciominutowe “On my way” stanowi całkiem niezły wkład w horror dystopijny, spod znaku serii “Noc oczyszczenia”. Ciekawe podejście do horroru komediowego prezentuje “Finley”, opowiadający o lekko gamoniowatej, a morderczej lalce, która jednak w decydującym momencie staje na wysokości zadania, jak również wysmakowany wizualnie, zanurzony w estetyce rodem z lat 80’, podkreślanej również przez synthwave’owy soundtrack, “Kutasssss” (tym razem całkiem niezłe tłumaczenie tytułu “Snake Dick”). Świetnie udało się wykreować atmosferę nieustannego zagrożenia w hiszpańskim “Guest”. Fani “Lighthouse” Roberta Eggersa zdecydowanie powinni za to sprawdzić “Autumn Harvest”.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper